Anna Karenina (Tołstoj, 1898)/Część trzecia/XIX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Anna Karenina |
Wydawca | Spółka Wydawnicza Polska |
Data wyd. | 1898-1900 |
Druk | Drukarnia »Czasu« Fr. Kluczyckiego i Spółki |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | J. Wołowski |
Tytuł orygin. | Анна Каренина |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Wroński, pomimo swego lekkomyślnego na pozór życia, niecierpiał nieładu i nieporządku. Jeszcze za młodych lat, będąc w korpusie, doznał uczucia upokorzenia, gdy raz, zaplątawszy się w długi, musiał prosić o pożyczkę, której mu odmówiono; od tego czasu starał się zawsze wystarczać sam sobie i nie udawać się do nikogo o pomoc.
Aby zawsze zdawać sobie dokładnie sprawę ze stanu swych interesów, Wroński, stosownie do okoliczności, czasami częściej, czasami rzadziej, przeciętnie jednak pięć razy do roku, zamykał się i przeglądał szczegółowo swój budżet, nazywał to obrachowywaniem się lub favie la lessire.
Nazajutrz po wyścigach, obudziwszy się późno, Wroński nie goląc się i nie kąpiąc, wdział tylko kitel, rozłożył na stole pieniądze, rachunki i listy, i wziął się do pracy.
Petrycki, wstawszy z łóżka i ujrzawszy kolegę przy biurku, ubrał się po cichutku i wyszedł, aby mu nie przeszkadzać, gdyż wiedział, że Wroński bywa wtedy w złym humorze.
Każdy człowiek, obeznany do najdrobniejszych szczegółów ze skomplikowanymi warunkami swego położenia, przypuszcza pomimowoli, że te ciężkie warunki i trudność wybrnięcia z nich jest tylko jego osobistą przygodną właściwością, nie przypuszcza więc nigdy, że i inni ulegają takim samym osobistym warunkom, jak i on. Wrońskiemu zdawało się to również. I Wroński nie bez pewnej wewnętrznej dumy i niebezpodstawnie był przekonanym, że kto bądź inny na jego miejscu byłby już dawno zaplątał się i musiałby postępować niezupełnie sumiennie, gdyby był w jego położeniu.
Wroński wiedział, że teraz właśnie nadeszła chwila, gdy trzeba koniecznie obrachować się i uregulować swe interesy, aby nie wpaść w deficyt i nie być w przykrem położeniu.
Przedewszystkiem więc wziął się do spraw pieniężnych, jako do najłatwiejszych.
Wypisawszy drobnem pismem na arkusiku listowego papieru wszystkie swe długi, Wroński zsumował je i przekonał się, że winien jest siedmnaście tysięcy z setkami, które odrzucił dla uproszczenia rachunku. Obrachowawszy gotówkę i książeczkę czekową, przekonał się, że ma 1.800 rubli, a żadnych dochodów przed nowym rokiem nie mógł się już spodziewać. Przejrzawszy spis swych długów, Wroński przepisał je, dzieląc na trzy kategorye. Do pierwszej zaliczył te, które należy zapłacić natychmiast, lub na zapłacenie których należy mieć gotowe pieniądze, aby przy pierwszem zażądaniu ich zwrotu, nie mogło być ani chwili zwłoki. Długów tego rodzaju było około 4.000 rubli: 1.500 za konia i 2.500 poręczenia za młodego kolegę Wieniewskiego, który w obecności Wrońskiego, przegrał te pieniądze do szulera. Wroński chciał zapłacić zaraz (miał wtedy pieniądze przy sobie), lecz Wieniewski i Jawszyn nie pozwolili na to, mówiąc, że oni zapłacą, ponieważ brali czynny udział w grze, a on przypatrywał się tylko. Wszystko to było bardzo ładnie, lecz Wroński wiedział, że z powodu tej brudnej sprawy, w której brał udział tylko pośrednio, poręczając słowem za Wieniewskiego, musi mieć 2.500 rubli, aby je rzucić szulerowi i nie mieć z nim nic więcej do czynienia. Na zaspokojenie więc pierwszej kategoryi długów należy mieć koniecznie 4.000 rubli. W drugiej kategoryi było 8.000 rubli długów mniej pilnych: za stajnię wyścigową, dostawcy owsa i siana, anglikowi, rymarzowi i t. p. Na te długi trzeba było również przeznaczyć około 2.000 rubli, aby zapewnić sobie zupełny spokój. W ostatniej kategoryi były długi w magazynach, rastauracyach, u krawca, o których można było nawet nie myśleć. W każdym razie należało mieć przynajmniej 6.000 rubli na bieżące wydatki, a było tylko 1.800 rubli. Zdawałoby się, że dla człowieka, mającego do stu tysięcy rubli rocznego dochodu, jak wszyscy określali majątek Wrońskiego, nie przedstawiało to żadnych trudności, lecz w rzeczy samej Wroński miał znacznie mniej niż 100.000 rubli. Olbrzymi majątek ojcowski, przynoszący do 200.000 rubli rocznego dochodu, był niepodzielonym między braćmi. Gdy starszy brat, mając długów po uszy, ożenił się z księżniczką Barbarą Czyrkową, córką dekabrysty, która nie wniosła ani grosza posagu, Aleksiej odstąpił bratu cały dochód z ojcowskiego majątku, zostawiając sobie tylko 25.000 rubli rocznie. Aleksiej odezwał się wtedy, że pieniądze te będą mu wystarczać, dopóki nie ożeni się, co zapewne nie nastąpi nigdy. Aleksander Wroński, będąc dowódzcą jednego z najdroższych pułków, żonaty od niedawna, nie mógł odrzucić tej ofiary. Matka, która miała swój oddzielny zupełnie majątek, dawała corocznie Aleksiejowi 20.000 rubli i Aleksiej wydawał to wszystko. W ostatnich czasach, matka poróżniwszy się z synem z powodu jego stosunku z Anną i wyjazdu z Moskwy, przestała przysyłać mu te pieniądze, wskutek czego Wroński znalazł się w przykrem położeniu, gdyż przywykł już wydawać rocznie po 45.000 rubli, a w tym roku miał tylko 20.000. Matki zaś nie mógł prosić o pieniądze: ostatni jej list, wczoraj odebrany, dlatego go tak rozdrażnił, iż matka chciała mu dać do zrozumienia, że będzie dopomagała mu chętnie do robienia karyery, ale nie do takiego postępowania, które oburza na siebie wszystkich. Zamiar matki kupienia go, obraził Wrońskiego i jeszcze bardziej wpłynął na ochłodzenie ich stosunku. Wroński nie mógł obecnie zaprzeć się swego wspaniałomyślnego czynu, chociaż przewidując niektóre okoliczności, wynikające ze związku z Anną, widział, że wspaniałomyślne słowa rzucone były lekkomyślnie, gdyż chociaż jest nieżonatym, może potrzebować całych stu tysięcy dochodu. Niepodobna jednak było odwołać swych słów. Gdy Wroński przypomniał sobie żonę brata, tę dobrą, miłą Warję, która przy każdej sposobności dawała mu do zrozumienia, iż pamięta o jego wspaniałomyślności i ocenia ją, Wroński przekonywał się, że w żaden sposób nie zdobędzie się na to, aby cofnąć braterstwu swój hojny dar, nie był w stanie uczynić tego, również jak uderzyć kobietę, ukraść lub skłamać. Można było i należało zrobić tylko jedno, na co też Wroński i zdecydował się, a mianowicie dostać pieniędzy od lichwiarza, mniej więcej 10.000 rubli, co nie będzie przedstawiało zbyt wielkich trudności, ograniczyć w ogóle swe wydatki i sprzedać wyścigowe konie. Powziąwszy ten zamiar, Wroński napisał natychmiast parę słów do Rolandakiego, który już kilka razy oświadczał chęć kupienia jego stajni. Potem posłał niezwłocznie po anglika i po lichwiarza, i rozdzielił posiadaną gotówkę. Skończywszy ze sprawami finansowemi, Wroński napisał krótki i chłodny list do matki, potem wyjął z pugilaresu trzy listy Anny, przeczytał je, spalił i przypomniawszy sobie swą wczorajszą rozmowę z nią, zamyślił się.