Antimonachomachia/Pieśń IV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Krasicki
Tytuł Dzieła Krasickiego
Podtytuł Antimonachomachia
Wydawca U Barbezata
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Paryż
Źródło skany na Commons
Indeks stron
PIEŚŃ IV.


Rozniesiona xięga wojny mnichów, ma wielu przyjaciół i przeciwników. Wicesgerent rokuje przegraną w sądach. Hyacynt wcale się na nię nie gniewa: lecz Gerwazy mniej jest umiarkowany, i łączy się do konfederacyi przeciw autorowi.


Rzadko się kradzież nada kradnącemu,
Choć ją i pięknem nazwiskiem przywdziejem:
Choćby służyła dobru publicznemu,
Nie oczyści się i tym przywilejem.
Mówmy więc szczerze, mówmy podawnemu,
Ktokolwiek kradnie, ten zawsze złodziejem.
Pięknie, czy szpetnie, pomaga, czy szkodzi,
Niech będzie, jak chce, a kraść się nie godzi.

O wojno Mnichów! takeś w ręce wpadła,
Takeś się naprzód zjawiła na świecie:
Płochość cię z twoich kryjówek wykradła,
Ciekawość fraszki stawiła w zalecie,
Złość cię rozniosła ślepa i zajadła:
A sława, która rada bajki plecie,
Za rzecz szacowną, gdy udała baśnie,
Prysłaś, jak iskra, co parzy i gaśnie.

Byli, którzy cię słusznie zwali fraszką,
A poważniejszą zatrudnieni pracą,
Gardząc wspaniale nikczemną igraszką,
Nie czytając cię, rzekli, żeś ladaco:
Drudzy nie wzdęci tak poważną maszką,
Nad zgrają wierszów gdy czasu nie tracą,
Rzekli: dźwięk próżny, co pozory kryśli,
Nie wart uczonych czytania i myśli.

Rodzaj poetów, co się z słowy pieści,
Niegodzien u nich względu i szacunku:
Mędrzec ważący istoty i treści,
Mędrzec mający wyroki w szafunku,
W gminnych umysłów tłumie takich mieści,
I w najpodlejszym osadza gatunku,
Co kunsztem słowa układając zręcznie,
Łagodnym dźwiękiem omamiają wdzięcznie.

I sprawiedliwe były takich zdania,
Co im o dobro kraju tylko chodzi:
Cóż wiersz pomoże do praw układania?
Alboż się zboże po wierszach urodzi?
Próżne są, płoche, niewarte słuchania,
Więc się ich pisać i czytać nie godzi;
Nic nie probują, a pocóż je chwalić?
Najlepiej bajkę i bajarza spalić.

Spalić do szczętu. Ale nim go spalą,
Wróćmy tymczasem do naszej powieści.
Bajkę, czy prawdę, ci ganią, ci chwalą.
Tym jest przyczyną śmiechu, tym boleści:
Jedni się chlubią a drudzy się żalą.
Zgoła zwyczajnym trybem wszystkich wieści,
Miało los dzieło, co po rękach chodzi,
Złe gdy przymawia, dobre gdy dogodzi.

Po nie jednego zakątkach klasztora,
Poszło na ogień; w drugich zachowane;
Ci błogosławią, a ci klną autora:
Zgoła umysły były rozerwane.
Pan Wicesgerent szle Instygatora,
I w przyszłych sądach rokuje przegranę:
A Jejmość różnie krzykliwa, lub cicha,
Gniewa się, miękczy, płacze i uśmiécha.

Szczęściem i wielkiem dla dzieła autora,
Nigdy Hyacynt w jej domu nie gościł:
Nikt tam nie bywał, prócz ojca przeora,
Lecz ojciec przeor ustawicznie pościł;
A jeśli bierał ojca promotora,
Hyacynt takich wizyt nie zazdrościł;
Pogardzający marnemi igraszki,
Pilnował wiernie xiążek, a nie flaszki.

Prawda, że piękny, udatny i hoży,
Prawda, że patrzyć na niego aż miło;
Alboż być pięknym nie ma sługa boży?
Albożto grzecznym być się nie godziło?
Wdzięczna jest skromność, gdy postać ułoży,
Zda się, iż nowych z nią wdzięków przybyło.
Niechaj występek wydaje się sprośnie,
Cnocie wdzięk nowy niechaj coraz rośnie.

Można ją śmiele z grzecznością skojarzyć,
I owszem taka lepiej przykład wdraża;
Nie jejto przymiot srożyć się i swarzyć,
Dzikiem spójrzeniem nigdy nie odraża;
Nie umie próżnie dziwaczyć i marzyć,
Ani się płochem podejrzeniem zraża.
Przykładny mile, dziwacznie niesprzeczny,
Ojciec Hyacynt był święty i grzeczny.

Ani on wiedział, co drukiem podano,
Pożyteczniejsze bawiły go dzieła;
Gdy już wieść doszła, co wydrukowano,
Ani go wtenczas ciekawość ujęła:
Przeczytał wreszcie, co o nim pisano;
Lecz się myśl mściwa w sercu nie zawzięła.
Ani się rozśmiał, ani się zasmucił,
Lecz dwakroć ziewnął i pismo porzucił.

Tak orzeł górnym wybujały lotem,
Ledwo poglądać na niziny raczy:
A piorunowym nie przelękły grzmotem,
Kiedy ptaszęta pod sobą obaczy;
Skrzydeł wspaniałych straszy je łoskotem,
I gdy w ostatniej dostrzeże rozpaczy,
Rzuca plon podły, a lotnemi pióry
Ponad obłoki wzbija się i chmury.

Nie z orłów rodu był choć przewielebny,
Ojciec Gerwazy od zielonych świątek:
Lubo Hyacynt dał przykład chwalebny,
I do działania szacowny początek;
Wzgardził nim ojciec, rady mniej potrzebny,
Wzgardził, a rzeczy nowy snując wątek,
Brał je do serca; a gdy zemstę knował,
Z rzeszą się braci ukonfederował.

Więc chcąc, by jeszcze większe znaleźć wsparcie,
Wzywał na pomoc inne zgromadzenia.
Zastał u fórty, jakoby na warcie,
Pannę Dorotę, co chwałę imienia
Strzegąc, na zemstę czuwała otwarcie;
Od najpierwszego zaczem pozdrowienia,
Zamiast potocznych dyskursów zabawy,
O srogiej burzy wszczął się dyskurs żwawy.

Tam się dowiedział w zapalczywej mowie,
W srogiem wejrzeniu i udatnym gieście,
O całej rzeczy dokładnie osnowie,
Co powiadano i na wsi i w mieście.
Zgoła, co tylko nowiną się zowie,
Co usta wywrzeć zdołały niewieście,
Wszystko to było powiedziano rożnie,
Żwawo, dokładnie, zwięźle i pobożnie.

Usłyszał, jako autor złego dzieła,
Od bezbożników na to namówiony;
Jako go zysków nadzieja ujęła;
I nawet o tem został upewniony,
Jakie bezbożność ukaranie wzięła,
Jak w świętej ziemi nie był pogrzebiony;
Jak panna Anna na rozstajnej drodze,
Widziała w ogniu jęczącego srodze.

Szczęściem kur zapiał. Niechże sobie pieje!
Krzyknął Gerwazy, a ja nie mam czasu.
Więc wszedł, za fórtę wzmagając nadzieję,
Wszedł, a wśród zgiełku, wrzawy i hałasu,
Gdy słyszy, jako Honorat boleje;
Ażeby złemu zabieżeć zawczasu,
Aby obwieścić, skąd złego przyczyna,
Wprzód odkaszlnąwszy, tak mówić zaczyna:

«O bracia! choć wy bieli, my kafowi,
«Nic to jedności serdecznej nie szkodzi;
«Każdy z nas wdzięczność winien zakonowi,
«Bo z tego źródła szczęśliwość pochodzi:
«Łączmy się przeciw nieprzyjacielowi,
«Z małych złączonych rzecz wielka się rodzi. —
«Prawda, Honorat rzekł; i ja wiem o tém,
«To napisano na czerwonym złotym.»

Więc go zaprasza w izbę zgromadzenia,
Gdzie się żarliwi na odsiecz kupili:
Pospolitego tam centrum ruszenia,
Tam źródło rady, jak będą walczyli;
Na powszechnego odgłos zaproszenia,
Hurmem się zewsząd radni gromadzili.
Szedł tchnący zemstą, uniesion honorem,
Pan Wicesgerent, xiądz proboszcz z doktorem.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Krasicki.