[277]ARENA W POLI
Amfiteatrum puste...
Przed dwoma tysiącami lat
Było tu zaiste ludnie!
Dwadzieścia tysięcy ludzi
Od szczytów aż do tych w dole krat 5
Gdy wrzasło —
Krzyk rwał błękit jak chustę,
Bijąc o nieba strop...
I dziś — wszystko zagasło.
Nawet ech w skałach nie budzi. 10
Przez puste okna piętr morze prześwieca cudnie
I rzuca oczom światła miłego snop,
Wiodąc je po promieniach,
Po lazurowej wodzie
W oddal błękitną — hen, 15
Gdzie mkną żaglowe łodzie...
Każde okno, jak obraz w oramieniach
W dali widny — jako marzenny sen...
[278]
Siedzimy na trawniku,
Na gruzach skalnych ław, 20
Na wysokości piętra.
W dole arena
Pełna zielsk zgniłych i traw —
Śluzy puste, otwarte —
Przy nich jaszczurki zwinne pełnią wartę. 25
Zda się, że ta arena
Osmęca razem i drwi.
Ileż tu w piasek wsiąkło krwi!
Ileż tu tysięcy padło!
Ile klątw ze krwią bluznęło! 30
Dziś trawa...
A to była tylko zabawa.
Naraz martwy plac w dole
Poczyna się nam na oczach ożywiać...
My, wszędzie wiodący z sobą swoje bole, 35
Którymi chcemy zadziwiać —
Na tę arenę, pustą od dwóch tysięcy lat,
Wypuszczamy swoje chowane bestyje...
Wyłażą, jak ongi, jak ongi, zza krat:
Jaguary, tygrysy, lwy i inne wyjce — 40
Bogatsze mamy zwierzyńce.
I poczyna się walka bezgłośna...
Szalone, piekielne tańce —
Dziwne, dziwne łamańce.
Widać okrutne paszcze, 45
Które rozwiera głód —
Ino już lud nie klaszcze —
[279]
Choć nieraz klaszcze i lud...
Na oczach dusza się zmaga,
Niewstydna, skrwawiona, naga — 50
Walki krwawe, bolesne,
Teatrum zgoła współczesne.
Miast piasku, deski i trawa —
A i to tylko — zabawa.
Pola, w kwietniu 1906