Autobiografia Salomona Majmona/Część druga/Rozdział dziesiąty

<<< Dane tekstu >>>
Autor Salomon Majmon
Tytuł Autobiografia Salomona Majmona
Wydawca Józef Gutgeld
Data wyd. 1913
Druk Roman Kaniewski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Leo Belmont
Źródło skany na Commons
Inne Cała część druga
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY.


Zakończenie More Newohim. Doskonała moralność. Określenie prawdziwej służby Bożej, która czyni kapłanów zbędnymi.

Ostatnie rozdziały tego wybornego dzieła zawierają na zakończenie zastosowanie wypowiedzianych w niem poglądów do dziedziny moralnej.
Tu Majmonides wykłada, w czem tkwi prawdziwa służba Boża, obowiązująca człowieka, który osiągnął prawdziwe poznanie Boga, i jak dzięki niej może on otrzymać udział tak w doczesnej, jako i wiecznej szczęśliwości.
Rozpoczyna rzecz tę od następującej przypowieści.
Oto — powiada — mieszka pewien król w swoim pałacu. Jedni Jego poddani znajdują w samej rezydencyi króla; inni po za nią. Śród pierwszych są tacy, którzy są zwróceni do pałacu królewskiego plecami i oddalają się odeń. Inni zdążają wprawdzie do pałacu, aby tam oczekiwać na króla, lecz nigdy nie dosięgają jego murów. Inni dochodzą wprawdzie do nich, lecz nie są w stanie znaleźć wejścia. Są i tacy, którzy przedostają się na podwórze. Są, co znaleźli się już w samym pałacu, ale nie łacno odnaleźć mogą króla, bądź ujrzeć go, bądź mówić z nim, aż wreszcie trud ich uwieńczy się skutkiem.
Tę paralelę możemy zastosować do różnych rodzajów służby Bożej.

Ci wszyscy, którzy nie posiadają ani naturalnej, ani objawionej religii, znajdują się po za Boską rezydencją. Do tego rzędu należą koczownicy północni Tatarzy, podobnie jak i koczownicy południowi Murzyni. Pozostają oni niemal w jednej randze z nierozumnemi zwierzętami; są oni mniej, niż ludźmi, ale nieco więcej, niż małpy, albowiem posiadają nazewnątrz postać człowieka i coś z jego zdolności poznania.
Ci, co wprawdzie znajdują się w rezydencyi królewskiej, ale zwracają się plecami do pałacu królewskiego, są to wprawdzie ludzie, posiadający religię, ale taką, która opiera się na poglądach fałszywych, które bądź sami sobie utworzyli, bądź otrzymali je w charakterze tradycyi od innych. Im dalej idą w kierunku tych błędów, tem bardziej oddalają się od prawdziwej religii. Ci są jeszcze gorsi od pierwszych i muszą być nieraz całkiem wytępieni, ażeby innych nie psuli (tu ma na myśli Majmonides prawo Mojżeszowe: „winieneś ich wytracić i nie oszczędzić żadnej duszy“). Ci, co starają się zbliżyć do murów pałacu królewskiego, ale nigdy ich nie ujrzą — jest to zwyczajny motłoch, który wykonywa prawa mechanicznie, nigdy nie zgłębiwszy ich podstawy. Ci, którzy dosięgli pałacu królewskiego, obchodzą go wciąż dokoła, ale nie są w stanie znaleźć doń wejścia — są to talmudyści, którzy na mocy tradycyi otrzymali prawdziwe poglądy a nawet oprawili w ramy teoryi prawa religijne, wszelako nigdy nie rozmyślali o fundamentach religii i podstaw swojej wiary nie zbadali nigdy. Ci, którzy oddają się rozmyślaniu o fundamentach wiary, są już w podwórzu. I między nimi są stopnie przeróżne. Nakoniec owi, co zdobyli o wszystkiem gruntowną wiedzę naukową, znajdują się już w pałacu królewskim.
A zatem zważ, mój synu! Dopóki zajmujesz się matematyką i logiką, należysz jeszcze do tych, którzy obchodzą pałac i szukają wejścia. Tak też mówią mędrcy nasi w sensie alegorycznym: Bensoma (pewien talmudysta) jest jeszcze nazewnątrz! Jeżeli poświęcasz się nauce przyrody, jesteś już jakoby na dziedzińcu pałacowym. Gdyś tylko zakończył kurs tych nauk i oddał się metafizyce, już jesteś w pałacu u króla. Lecz tu mogą być mnogie stopniowania. Otóż ci wreszcie, co doskonalą się w tej nauce, odrywają myśli swoje od wszelkich innych rzeczy, kierują je ku poznaniu Najwyższej Istoty, wszystko inne poznają tylko w stosunku do Niej i do Niej odnoszą w swojem postępowaniu — mają szczęście rozmawiać z samym Bogiem. To jest stopień doskonałości, który właściwy jest prorokom. Niejeden z nich przez wysoki stopień swego poznania i oderwanie myśli od wszystkiego prócz Boga — zaszedł tak daleko, iż powiadano o nim: On został u Boga, z którym w tym świętym stanie wiódł rozmowy w całkiem poufały sposób i na skutek tego wpadł w taką ekstazę, iż nie jadł chleba i nie pił wody; albowiem jego wyższe siły osiągnęły przewagę nad niższemi. Tak też są prorocy, którzy ujrzeli Boga w pobliżu; inni, co widzieli go z dala. „Bóg zjawił mi się zdaleka“.

Musi tedy człowiek po zdobyciu prawidłowego poznania zwrócić swoje myśli jedynie na Boga. To jest ta właściwa badaczowi prawdy służba Boża, która stale wzrasta wraz z poznaniem Istoty Bożej. Kto natomiast, nie mając słusznego pojęcia o Bogu, myśli o nim według fantastycznego, lub powziętego od innych wyobrażenia i bezustannie o nim gada — ten w istocie rzeczy ani myśli, ani mówi o Bogu, gdyż to, co sobie wyobraża i o czem rozpowiada, jest sobie kapryśnem zmyśleniem, któremu żaden przedmiot realny nie odpowiada.
Gdy tedy zapragniesz osiągnąć prawdziwe pojęcie o Bogu, musisz rozpocząć od tego, aby mu się oddać, aby się doń zbliżać i wiązadło między nim a tobą (t. j. rozum) stale wzmacniać. Toć i Pismo Święte poucza nas, że właściwa służba Boża przypuszcza uprzednie prawdziwe poznanie. Tak też nakazano tam: Jehowę Boga Waszego kochać i służyć mu całem sercem. Miłość jednak jest zawsze proporcjonalna poznaniu. To też talmudyści powiadają: służba, o której tu mowa, jest to służba serca, t. j. chodzi tu o oderwanie myśli od wszelakich rzeczy i o skierowanie ich tylko na istotę najdoskonalszą. Ale tego dopiąć można tylko w samotności: dla tego też myśliciele tak bardzo lubią samotność i towarzystwa szukają tylko w największej potrzebie.


NAPOMNIENIE.

„Wskazałem już nieraz, że rozum, którym Bóg nas obdarzył, stanowi łącznik między nim a nami. Do twojej woli tedy pozostawiono, czy to wiązadło krzepszem uczynisz, czyli stopniowo będziesz je rozrywał. Ale umocnienie tej wstęgi łączącej możliwe jest li wówczas, jeżeli rozum swój skierujesz wyłącznie ku poznaniu Boga; natomiast osłabi się ona, skoro zwrócisz go na coś innego. Bowiem przypuszczając nawet, że jesteś największym metafizykiem, to przecie łącznik między tobą i Bogiem rozrywa się zawsze, ilekroć jadasz, lub spełniasz jakąkolwiek, acz niezbędną i naturalną czynność w tym rodzaju, gdyż na ową chwilę związek pomiędzy Tobą a nim wymagalny dla twej istoty całkiem ustaje.
Istotny zamiar tak zwanej służby Bożej, np. wczytywanie się w pismo święte, modlitwa i t. p. nie ma być też czemś innem, jeno oderwaniem myśli od innych rzeczy, celem zwrócenia ich wyłącznie ku Bogu. Przeto, jeżeli modlisz się tylko językiem, ale myśli twoje zwrócone są na twój handel; jeżeli czytasz pismo święte, ale serce twoje zajęte jest budową twego domu, a nie treścią tego, co czytasz; albo jeżeli wypełniasz nawet przykazanie, lecz nie myślisz o jego prawdziwym sensie i celu, mniej więcej, jako ten, co okopuje ziemię lub drzewo ścina, — to stajesz się podobien temu, o którym powiedziano: blizki jesteś Jego ustom, ale daleki od Jego wnętrza.
Wszelako ów, co potrafił zajść tak daleko, iż może czynić swoją pracę, a jednocześnie myśleć o Bogu, jako rzeczono w sensie alegorycznym: tworzę, lecz serce moje czuwa, ów, mówię, dosięgnął tego stopnia, na którym stał tylko największy nasz prorok (Mojżesz), o którym mówiono: Jedyny Mojżesz ma prawo zbliżyć się do Boga.
Zauważyłem już wyżej, że jasnowidzenie boże proporcjonalnem jest stopniowi ukształcenia umysłu. Doskonały zatem człowiek, który nigdy myśli swoich od Boga nie odwraca, zawsze wiedziony będzie przez Opatrzność Boską. Inny, którego myśli odwracają się od Boga co pewien czas, nie będzie — jakkolwiek udziału pełnego w Boskiem przewidywaniu nie ma — całkiem od Boga opuszczony. Można go tedy porównać z wyćwiczonym pisarzem na ten czas, gdy nie jest ów zajęty pisaniem. Jego rozum nie jest na tę chwilę czynnny ale znajduje się w stanie gotowości, która bliską jest rzeczywistości. Ten zaś, co o Bogu żadnego nie ma pojęcia, podobny bywa do onego, który żyje stale w mroku i nigdy światła nie widzi. Natomiast ów, co żąda od niego prawidłowego poznania i o tem stale myśli, przebywa, naodwrót, ciągle w świetle. Kto zaś poznanie owo osiągnął, ale myśli swoje zwraca na coś innego, znajduje się jakoby pod niebem, pokrytem chmurami. Z tego względu sądzę, że wszystko zło, które przytrafia się prorokom i pobożnym, może wydarzać się tylko w takich momentach zapomnienia się i że rozmiar nieszczęścia musi być proporcjonalny stopniowi zapomnienia. Tym sposobem usuwa się to zwątpienie, które opanowało pewnych filozofów naprzekór Bożej Opatrzności na tej zasadzie, że czasami dobremu źle się dzieje; gdyż, jako rzekłem, stać się to może tylko w tym momencie, gdy myśli odwrócone są od Boga (a zwrócone w kierunku innych rzeczy); ztąd i dobrzy ulegają przypadkom nieszczęśliwym, podobnie jak źli. (Opatrzność Boska, według Majmonidesa, jest tedy niczem innem, jeno kierownictwem rozumu i działa tylko wówczas, gdy rozum naprawdę wprawiony jest w działanie).

Tu następują mnogie wypisy z pisma świętego, na skutek takiej egzegezy znajdujące się w harmonii z powyższym poglądem.

W 52-im rozdziale autor mówi: postępowanie człowieka w chwili, gdy znajduje się sam na sam ze swoją rodziną, różni się od postępowania jego, kiedy znajduje się w obecności wielkiego króla. Przeto ten, kto ku doskonałości dąży, winien wiedzieć, że największy z wszystkich wielkich królów żyje w nim samym — jest to rozum, darowany mu przez Boga.
Człowiek — tak brzmi zakończenie tego dzieła — posiada cztery rodzaje doskonałości:
1) Najwyższy rodzaj, do którego jednak ludzie najbardziej dążą, jest to doskonałość posiadania t. j. stan dóbr, które znajdują się we władaniu człowieka. Doskonałość ich przecie nie znajduje się w żadnym naturalnym związku z człowiekiem, a jest tylko w związku wyobrażonym. Związek ten może się przerwać, a przecie w żadnym z korrelatów z tego względu może nie nastąpić zmiana.
2) Doskonałość ciała, piękno, siła i t. p. I ten rodzaj doskonałości nie jest głównym celem dla człowieka, o ile jest on człowiekiem, — jeno o tyle, o ile jest on zwierzęciem. Człowiek może stać się dwakroć silniejszym, niż jest, wszelako słoń zawsze będzie odeń mocniejszy.
3) Doskonałość moralności. Ten rodzaj nie jest także głównym celem, jeno przygotowaniem doń. Moralność jest użyteczną tylko w stanie uspołecznienia — dla innych. Po za społeczeństwem jest ona bezużyteczna.
4) Doskonałość poznania. Ona to jest prawdziwą doskonałością i ostatecznym celem człowieka; jest ona dlań najbardziej swoistą, gdyż tylko przez nią osiąga on swoją istność, jako człowiek.
Będą one (nauki mądrości) do ciebie jednego należeć i do nikogo obcego wraz z tobą“. A zatem wznoś się, człowieku, do tego, co tylko tobie właściwem być może i nie pracuj dla innych. Jako powtórzone tu być może w sensie allegorycznym: „dzieci mojej matki pogniewały się na mnie i zrobiły mnie stróżką cudzej góry winogradu, miast ogrodniczką na mojej własnej winnej górce“. Najwyższym celem człowieka jest poznanie prawdy. Niechaj-że Bóg przyrzeczenie swoje wypełni w nas, iżby: „Lud, który błądzi w ciemnościach, ujrzał światło.“[1].




  1. Przypisek tłomacza „Autobiografii“.
    Jakkolwiek nie bez pożytku, a to nie tylko ze względów informacyjnych, lecz w charakterze pobudki do myślenia i odżywczego prądu uczuciowego, będzie dla czytelnika, bez różnicy wyznania, to pierwsze w polskim języku streszczenie poglądów Majmonidesa, musimy jak najkategoryczniej zastrzedz, aby usunąć możność wielkich błędów myślowych, że: dzieło Majmonidesa może być nazwane „wyborowem“, jak chce Majmon, tylko z uwagi na czas, kiedy się ukazało. Można podziwiać głębokość myśli Majmonidesa, zestawiając jego poglądy z posuchą umysłową i mrokiem przesądów XII stulecia. Ale, jakkolwiek jego suchy racjonalizm w tłomaczeniu pisma świętego jest dziś jeszcze atmosferą umysłową jakiegoś przeciętnego pastora anglikańskiego a poniekąd pokrewny jest moralizatorsko–rezonującej myśli wielkiego Chrześcianina XIX stulecia Tołstoja, który w podobny sposób „oczyszczał“ z cudów ewangelię, tłomacząc ją „rozumnie“ — po za wyborną i dowcipną interpretacją szczegółów ta teorja naogół ostać się nie może, wobec nowożytnych psychologicznych poglądów na religię i naukowych zdobyczy wiedzy porównawczej na tem polu. W rozumowaniach Majmonidesa, stojącego na gruncie objawienia, tkwi błąd zasadniczy, iż twórcy legend cudownych pisma świętego byli tak mądrzy, jak on. Ztąd nie ocenił on, jak gdyby był zupełnie ślepy na potęgę fantazyi w człowieku, pierwiastku sztuki w owych legendach, ani też, mimo wysiłków, nie wydobył się z pod hypnozy przesądów judaistycznych, baśni biblijnych i prawodawstwa Mojżeszewego, w którem widział kwintesencję Objawionego Rozumu. (Bo jakże tu w sposób rozumny objaśnić np. wyplucie przez rybę zdrowego Jonasza? Ztąd walczący przeciw niemu ciemni rabini, którzy go wyklęli po śmierci — mieli swoją rację, bo racjonalizował on to, co było z góry irracjonalne).
    Tylko w pewnej mierze osłabić można krytyczny stosunek do dzieła Majmonidesa, przypominając, że — jakkolwiek pisał po arabsku — mógł obawiać się prześladowań swoich współwyznawców, nie mówiąc już o baczności sądów muzułmańskich — i wiele myśli nie dopowiedział lub ukrył pod osłoną prawowierną, jak to musiał czynić później Spinoza, jak to czyni i sam Majmon — gdyż „wolna myśl“ nie przestała i dziś być skrępowaną wobec czyhających na nią oczu stróżów ciemnoty. Lecz błędy Majmonidesa biją wyraźnie w oczy tam, gdzie jest szczery.
    Olbrzymi wysiłek umysłowy „More Newochim“ jest tedy dla nas głównie ciekawem świadectwem, jak mozolnie rozum ludzki wyzwalać się musiał z tradycyjnych zabobonów. Jest to zajmujący etap walki rozumu o prawdę z fantazją, która w epoce niemowlęctwa zakuwa umysł ludzki w niewolę przesądów, bowiem wszelkie myślenie rozpoczyna się od grubych błędów i rozwija się przez ich zmniejszanie — co doskonale rozumiał Majmon.
    Wszelako sędzią doskonałym w kontrowersyi między Majmonidesem a Arystotelesem w chwili, gdy pisał autobiografię nie mógł on być — ponieważ z jednej strony nie był zgłębił dzieł wielkiego geniuszu aryjsko–greckiego, który przerastał umysłem wszystkich teologów, czy to w rodzaju św. Augustyna, czy w rodzaju Majmonidesa, z drugiej zaś strony nie był się jeszcze wówczas przejął dostatecznie duchem Kanta. Poniekąd tylko krytyka dogmatyczna Majmonidesa miała rację wobec dogmatyczno–krytycznego Arystotelesa, iż stanowiła ona jakoby przeczucie możliwości antynomij, które geniusz Kanta o wiele wieków później wskazał, tłomacząc, jak umysł ludzki błądzi w kole dyskursywnego myślenia, dotykając niezgłębionych zagadnień, przez co oba dogmatyzmy — grecki i żydowski — zostały zniesione.
    Również i stoicyzm Majmonidesa w świetle współczesnej filozofii moralnej ostać się nie może: Arystotelesowski punkt widzenia, utwierdzający moralność człowieka, jako „zwierzęcia socjalnego“, a zwłaszcza myśl nowożytna, pragnąca harmonijnie pogodzić grecką dbałość o ciało z chrześciańsko–żydowską dbałością o duszę, przerasta arystokratyzm duchowy Majmonidesa.
    Musimy poprzestać na tej krótkiej notatce, gdyż oświetlenie wielkości umysłu Majmonidesa w zestawieniu z jego małym wiekiem i pomroką wielu idących za nim, ale i wielkości jego pomyłek w obliczu współczesnej filozofii i nauki — musiałoby być przedmiotem odrębnego tomowego studjum.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Salomon Majmon i tłumacza: Leopold Blumental.