[494]
Wtem car Łazarz zasiadł do wieczerzy,
Obok niego carzyca Milica.
Jęła mówić carzyca Milica:
„O Łazarzu, o serbska korono!
Ty wyruszasz jutro pod Kossowo,
Wojewodów i służbę zabierasz,
Nie zostawiasz we dworze nikogo,
Ani męża, o, carze Łazarzu,
Któryby choć list powiózł ode mnie
Pod Kossowo i nazad powrócił.
Wyprowadzasz mych braci dziewięciu,
Ukochanych braci Jugowiczów.
Zostaw, zostaw choć brata jednego,
Brata siostrze, o! błagam pod klątwą“.
Odpowiedział przesławny car Łazarz:
„Jejmość moja, carzyco Milico!
Kogoż z braci najradziejbyś chciała,
Bym zostawił na białym tu dworze?“
— „Och, pozostaw Boszka Jugowicza!“
Wtedy znowu przemówił car Łazarz:
„Jejmość moja, carzyco Milico!
Kiedy jutro dzień biały zaświta,
Dzień zaświta i słońce obrzaśnie;
A bramy się otworzą na grodzie,
Wynijdź zaraz pod bramę zachodnią;
Tędy wojsko wyciągnie w popisach,
Sama jazda świecąca włóczniami,
Na jej czele jest Boszko Jugowicz.
Nieść on będzie krzyżową chorągiew:
Pokłoń mu się i powiedz ode mnie,
Niech chorągiew zda, komubądź zechce,
I niech z tobą zostanie na dworze“.
[495]
Kiedy ranek nazajutrz zaświtał,
I na grodzie otworzono bramy,
Wnet wybiegła carzyca Milica,
Czatowała u bramy zachodniej.
Otóż wojsko ciągnęło w popisach,
Sama jazda świecąca włóczniami,
A na przedzie był Buszko Jugowicz,
Na gniadoszu kapiącym od złota.
Brata Boszka i konia gniadosza
Obwiewała krzyżowa chorągiew,
Na chorągwi jabłko pozłociste,
Pozłocisty krzyż święty na jabłku
A od krzyża pozłociste kity
Biły Boszka po obu ramionach.
Wnet pomknęła carzyca Milica,
Chwyta silnie za uzdę gniadosza,
Targa brata za rękę u bramy
I poczyna przemawiać żałośnie:
„O mój bracie, Boszku Jugowiczu,
Car się zmiękczył na moją modlitwę,
Abyś nie szedł na bój pod Kossowo;
Owszem ciebie pozdrawia i każe,
Byś chorągiew zdał, komu sam zechcesz,
I pozostał ze mną na Kruszewcu,
Żebym miała brata ku pociesze“.
Odpowiedział brat, Boszko Jugowicz:
„Idź ty sobie, siostro, na wieżycę;
Ni ja się nie myślę tu zostać,
Ni krzyżowej chorągwi ustąpić,
Choćby car mi ustąpił Kruszewca.
Coby rzekła bojowa drużyna?
Patrzcie tchórza, Boszka Jugowicza!
Nie śmie z nami ruszyć pod Kossowo,
Za krzyż święty nie chce swej krwi przelać,
Ani umrzeć za wiarę narodu“.
Pchnął się konny co żywiej przez bramę.
Aż wyjechał sędziwy Jug Bohdan,
Za nim siedmiu synów Jugowiczów.
Wszystkich siedmiu obiegła carzyca,
Lecz ni jeden obejrzeć się nie chciał.
Chwilkę w płaczu zaledwie postała,
Aż wyjechał Jugowicz Woina;
Powodowych lik[2] koni prowadził
Pod kapami carskiemi złotemi.
Zatrzymała carzyca gniadosza,
Chwyta brata za rękę u bramy
I poczyna przemawiać żałośnie:
„O mój bacie serdeczny, Woino,
Car zmiękczony na moją modlitwę,
Pozdrowienie i rozkaz przesyła,
Abyś konia zdał, komubądź zechcesz,
A sam został przy mnie na Kruszewcu,
Żebym miała brata ku pociesze“.
Odpowiedział Jugowicz Woina:
„Idź ty sobie, siostro, na wieżycę!
Jeśli taki jest między Serbami,
Coby doma dziś wołał pozostać,
Oby zaraz padł śmiercią haniebną!
Idę, siostro, chętnie na Kossowo,
Za krzyż święty wytoczyć krew moją,
Idę umrzeć za wiarę z mą bracią“.
Pchnął się konny co żywiej przez bramę.
Gdy to widzi carzyca Milica,
Padła w płaczu na kamień, na chłodny,
Padła biedna bez sił, bez pamięci.
Aż wyjechał przesławny car Łazarz.
Kiedy ujrzał swą żonę carzycę,
Łzy mu jakoś po licach pobiegły;
Rzucił wzrokiem z prawego na lewo.
I zawołał sługę, Hołubana,
„Hołubanie, ty wierny mój sługo!
Pójdź-no z koniem, z twym koniem łabędzim
Weźmij jejmość na białe ramiona,
Odwieź chorą co śpieszniej do dwora
I na Boga zaklinam cię, sługo!
Nie idź z nami na bój pod Kossowo,
Ale zostań na białym tu dworze“.
Gdy to słyszy młodzieniec Hołuban,
Łzy zrosiły rumiane jagody;
Zesiadł z konia swojego łabędzia,
Wziął carzycę na białe ramiona,
Powiózł biedną pośpiesznie do dworu;
Ale w sercu i nudzi i boli,
Że nie poszedł na bój pod Kossowo,
Więc powrócił do konia łabędzia,
I poleciał manowcem za swymi.
[496]
Gdy nazajutrz poranek zaświtał,
Przyleciały dwa wrone gawrony
Od kossowskiej szerokiej równiny
I upadły na białą wieżycę,
Na wieżycę sławnego Łazarza;
Jeden kracze, a drugi przemawia:
„Toż wieżyca sławnego Łazarza;
Czemuś głucha; czy niema nikogo?“
W całym dworze nikt tego nie słyszał,
Ale tylko słyszała carzyca;
Zbiegła prędko po schodach na prawo,
Za nią zbiegły dwie córy zamężne,
Wukosawa i Mara nadobna.
Łkając, pyta carzyca Milica:
„Oj, przez Boga, dwa wrone gawrony,
Skąd lecicie tak białym porankiem?
Może z boju? może z pod Kossowa?
Czyście wojsko potężne widzieli?
Czy się z sobą już wojska spotkały?
Które przecie odniosło zwycięstwo?“
Przemówiły dwa wrone gawrony:
„Pokój tobie, carzyco Milico!
Od Kossowa lecimy porankiem,
Widzieliśmy dwa wojska potężne,
Kiedy z sobą potkały się wściekle.
Już carowie z obu stron polegli.
Z Turków wprawdzie zostało niewielu,
Ale z Serbów choć który i żywy,
Albo ranion, lub we krwi się broczy“.
Gdy prawiły tak wrone gawrony,
Aż się zjawił nadworny Milutyn,
Prawą rękę niósł w ręce swej lewej,
Siedemnaściekroć razy raniony;
Koń krwią czarną opiekły calutki.
Zawołała ku niemu carzyca:
„Co ci? co, co? o, biedny mój sługo,
Żeś odstąpił tak cara samego?“
Odpowiedział nadworny Milutyn:
„Pani moja, zsiąść pomóż mi z konia!
Daj mi zimnej tu wody na skronie,
Pokrop winem czerwonem me członki;
Dokuczliwe nad siły me rany“.
Dopomogła zsiąść z konia carzyca,
Zimnej wody podała na skronie,
Winem członki obmyła zbolałe.
Kiedy nieco orzeźwiać się począł,
Przemówiła powtórnie carzyca:
„Cóż się stało tam w boju kossowskim?
Kędyż poległ przesławny car Łazarz,
Kędy poległ sędziwy Jug Bohdan?
Kędy legli bracia Jugowicze?
I zięć jeden Miłosz wojewoda?
I zięć wtóry, sławny Wuk Brankowicz?
I kochany Banowicz Strachinia?
Kędyż, kędyż, o, wszyscy polegli?
Wtedy zaczął swą powieść Milutyn:
„Wszyscy, pani, o, wszyscy polegli;
Kędy poległ przesławny car Łazarz,
Połamanych tysiące tam włóczeń,
Włóczni serbskich i włóczni tureckich,
Jednak więcej serbskich niż tureckich,
Bo Serbowie ginęli przy panu,
Panu swoim i twoim, o, pani!
A Jug, ojciec twój, pani kochana,
Zginął niemal na pierwszem spotkaniu,
Legło przy nim i ośmiu też synów,
Bo brat brata odstąpić nie chcieli,
Póki który mógł władać orężem...
Już był został sam Boszko Jugowicz,
Pod Kossowem chorągwią wywijał
I uganiał za Turków chmarami
Jako sokół za śladem gołębi...
Ale ugrzązł we krwi po kolana.
Obok poległ Banowicz Strachinia.
Wielki Miłosz, o, pani, zabity
U Sitnicy, nad samą tuż wodą,
Kędy mnóstwo też legło i Turków,
Miłosz bowiem ściął cara Murata,
Zbił dwanaście tysięcy janczarów,
Niech Bóg niebo da jego rodzicom,
Wieczną chwałę zostawia on Serbom
I żyć będzie w pieśniach i powieściach,
Póki tylko ludzi i Kossowa!
A nie pytaj o podłego Wuka.
O! przeklęty dom, który go spłodził,
O! przeklęty ród i pokolenie!
On to zdradził cara na Kossowem,
Odprowadził dwanaście tysięcy,
Pani moja! — najtęższych pancernych.
(J. B. Zaleski).
|