Błazen i Wenera
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Błazen i Wenera |
Pochodzenie | Drobne poezye prozą |
Wydawca | Księgarnia D. E. Friedleina, E. Wende |
Data wyd. | 1901 |
Miejsce wyd. | Kraków, Warszawa |
Tłumacz | Helena Żuławska |
Tytuł orygin. | Le Fou et la Vénus |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały zbiór |
Indeks stron |
Co za cudowny dzień! Ogromny park omdlewa pod palącem okiem słońca, jak młodość pod wpływem Miłości.
Powszednia ekstaza rzeczy nie objawia się żadnym szelestem; wody nawet są jakoby uśpione. Różna zupełnie jest ta orgia milcząca od hałaśliwych biesiad ludzkich.
Zda się, że światło ciągle wzrastające użycza coraz nowych błysków przedmiotom, że kwiaty podniecone płoną żądzą dorównania żywością barw błękitowi nieba, że upał, czyniąc wonie widocznemi, unosi je ku gwieździe dnia jak ofiary.
Jednak spostrzegłem jedną zasmuconą istotę pośród tej ogólnej radości.
U stóp kolosalnej Wenery, jeden z tych sztucznych szaleńców, jeden z dobrowolnych błaznów, mających obowiązek rozśmieszać królów, gdy Zgryzota lub Nuda ich napada, odziany w kostyum śmieszny i rażący, ubrany na głowie w rogi i dzwoneczki, przytulony do stopni pomnika, podnosi oczy pełne łez ku nieśmiertelnej Bogini.
A oczy mówią: „Jestem upośledzony i samotny wśród ludzi, próżen miłości i przyjaźni, niższy zaiste pod tym względem od najpodlejszego zwierzęcia. A jednak i ja jestem stworzony, by czuć i rozumieć nieśmiertelną Piękność! O! Bogini! zmiłuj się nad moim smutkiem i szaleństwem!“
Ale nieubłagana Wenera patrzy oczyma z marmuru w dal nieokreślną.