Każdy ma swoją zmorę
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Każdy ma swoją zmorę |
Pochodzenie | Drobne poezye prozą |
Wydawca | Księgarnia D. E. Friedleina, E. Wende |
Data wyd. | 1901 |
Miejsce wyd. | Kraków, Warszawa |
Tłumacz | Helena Żuławska |
Tytuł orygin. | Chacun sa chimère |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały zbiór |
Indeks stron |
Pod wielkiem szarem niebem, na wielkiej piaszczystej równinie, bez drogi, bez trawnika, bez ostu, bez pokrzywy, spotkałem kilku ludzi, którzy szli zgarbieni.
Każdy z nich dźwigał na grzbiecie ogromną Zmorę, ciężką jak wór mąki, lub węgla, albo jak tornister rzymskiego piechura.
Ale to potworne zwierzę nie było martwym ciężarem; przeciwnie, owijało i dusiło człowieka elastycznymi i potężnymi mięśniami; wpijało się dwoma wielkimi pazurami w pierś swojego wierzchowca; a jego bajeczna głowa sterczała nad czołem człowieka, podobnie jak te straszliwe przyłbice, któremi starożytni wojownicy starali się zatrwożyć nieprzyjaciela.
Zaczepiłem jednego z tych ludzi i spytałem gdzie idą? Odpowiedział mi, że tego ani on, ani żaden z nich nie wie; ale widocznie idą dokądś, gdyż każdego z nich prze naprzód jakaś nieprzezwyciężona siła.
Rzecz godna uwagi: żaden z tych podróżnych nie wydawał się zgniewanym na to dzikie zwierzę, uwieszone na jego szyji i przyczepione do jego grzbietu; owszem, rzec by można, uważał je niejako za cząstkę samego siebie. Wszystkie te twarze zmęczone i surowe nie wyrażały bynajmniej rozpaczy; pod przygnębiającą kopułą nieba, brnąc w prochu ziemi tak pustej jak to niebo, szli z wyrazem zrezygnowania tych, co są skazani na wieczną nadzieję.
I przeszedł orszak koło mnie, i zatonął w atmosferze widnokręgu w miejscu, gdzie powierzchnia planety zaokrągla się i usuwa ciekawości ludzkiego wzroku.
Przez kilka chwil wysilałem się, by zrozumieć tę tajemnicę; ale wnet niepokonana Obojętność spadła na mnie, i byłem nią więcej przytłoczony, niż ci ludzie duszącemi Zmorami.