[15]
BABIE LATO
Liście pod stopą pożółkłe, rdzawe,
jak martwe szybki wypadłe z witraży,
przez które w letnią, promienną kurzawę
patrzało słońce uśmiechem swej twarzy —
szeleszczą gamą chromatyczną, szklaną,
liście bezpańskie, niczyje — —
Ksiądz siwowłosy szeleści sutanną,
nad czyjąś trumną sepleni: requiem — —
Na żwir, na piach sypki
lecą spękane witrażowe szybki,
liście, liście umarłe — —
Jedwabną parasolką na piasku kreślone
imię pierwszego kochanka
przez siwiuteńką w żałobie matronę:
sny niezwierzonej nikomu miłości — —
Ręka maleńka, szafranu odwarem
jakby barwiona — ni z słoniowej kości
relikwiarzyk gdzieś na biurku starem:
umarła, martwa ręka — —
[16]
Słońce zasnute w białe pajęczyny,
w nitki jedwabne, w przędzę batystową — —
Na ustach bladych białej margrabiny
szklanym poszeptem drgało jakieś słowo,
na wargach bladych:
Hej! hej, poeto! — parasolką moją
omieć mi niebo z siwej pajęczyny — —
Na cichych grobach nieme krzyże stoją — —
Na żwir, na piach sypki
lecą spękane, witrażowe szybki,
liście, liście umarłe — —