Baczność! Jenerał Tabaka ma głos!/Odpowiedź francuskiego ministra wojny na ofertę jenerała Tabaki
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Baczność! Jenerał Tabaka ma głos! |
Rozdział | Odpowiedź francuskiego ministra wojny na ofertę jenerała Tabaki |
Wydawca | Nakładem autora |
Data wyd. | 1913 |
Druk | Allied Printing Trade Council Union |
Miejsce wyd. | Chicago |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
WOJNY NA OFERTĘ JENERAŁA
TABAKI.
Bacność, psieścirwo!
Niech tam wsyćkie pierony wytłuko tych Frajcuzów! Pedom wom, bracia rodaki, wierne krześcijany, ze naród ten z samych ino masonów i niedowiarków sie składa, a z nasy świenty wiary, katolików i z jelebnych ojców — to fun sobie robi! Nie wiedziałem dotond, psieścirwo, co te Frajcuzy takie eretyki so, bo cłek byłby sie z niemi lepi wcale nie zadawoł, bo z tygo wsyćkiego to ino obraza boska wychodzi! Siur!
Kuzden cłek przecie chciałby skośtować letkigo chleba, tak tyz i ja, kiej usłysałem, ze do wojska frajcuskiego potrzebujo główny osoby, cyli: gieneralizimusa, wysłołem tyz swoje owerte. Na te owerte odebrołem odpis, ale cy wy wita, rodaki, wierne krześcijany, jaki odpis? Strach, pedom wom, nawet wspominać o takiem liście i pana boga obrazać!... Bo to pedom wom, bracia rodaki, wierne krześcijany, ze w całkiem tem liście te bezbożne eretyki, ani ździebka nie wspomniały o panu Jezusie i matce boski i — co jest bezboznościo nad bezboznościami — nawet list „pochwalonym“ nie rozpoceni!
Posłuchajta ino, jak te masony pisały. List ten przetłumaczył mi jeden rydachtor na jenzyk polski.
Monsier M. Tabaka,
Główny dowódca armji polskiej
Szanowny Panie!
W odpowiedzi na ofertę pańską, niniejszym komunikujemy, iż rzeczywiście potrzebujemy głównodowodzącego dla naszej armji, lecz musi to być gienerał stary, zasłużony, inteligienty, mający za sobą świetną sławę i umysł wolny od wszelkich przesądów i zabobonów. Musi też to być gienerał czynnej armji, zaprzyjaźnionej z Francją i wyćwiczonej na sposób nowoczesny.
Jeżeli Szanowny Pan gienerał sądzi, że odpowiada tym wszystkim, wyżej podanym warunkom, to prosimy łaskawie nas zawiadomić, co to jest za wojsko, owe wojsko polskie w Ameryce, którego pan jesteś głównodowodzącym, bo tu u nas o takim wojsku nawet i pies z kulawą nogą nie słyszał.
Dla pewności zasięgaliśmy informacji u naszego najznakomitszego historyka, pana Głuptasse, czy niewie coniebądź o narodzie polskim, ale p. Głuptasse odrzekł, że francuskie kroniki historyczne nic nie wspominają o takim narodzie.
Co zaś do wojsk polskich, to p. Głuptasse znalazł w jakimś starymi podręczniku historycznym że biły się one podobno w armji Napoleona, którymi szczególniej Napoleon lubił szafować, wysyłając ich na pierwszy ogień. Skąd się jednakże Polacy znaleźli wówczas w szeregach napoleońskich, jest to ciemną zagadką, nad którą bezskutecznie łamał sobie głowę niejeden nasz historyk. Podług ogólnie przyjętego mniemania u naszych najznakomitszych historyków i gieografów, to Polacy zamieszkiwali kiedyś w kraju, który się nazywał Polska, a leżał, albo gdzieś w Afryce, w okolicach błękitnego Nilu, lub też w Azji, prawdopodobnie w Tybecie. Więcej nic pewnego niewiadomo.
Co zaś do owej wielkiej bitwy, o której pan generał wspominasz, żeś ją stoczył w Chicago, w r. 1909, która pana okryła sławą — to nam o niej nic nie wiadomo, gdyż w najnowszym wydaniu Historji Powszechnej z r. 1912, przełożonej z języka niemieckiego na francuski — nigdzie o tej bitwie nie spotkaliśmy żadnej wzmianki.
Sądząc z pańskiego listu, nasz sztab gieneralny przyszedł do przekonania, że zapewne Polacy zamieszkują jakiś dziki i ustronny kraj nieznanej dotąd części Ameryki. Nie robi to jednak różnicy, czy Polacy mieszkają w Afryce, w Azji lub w Ameryce, nam to wszystko jedno — chcielibyśmy tylko zwrócić uwagę Szan. Pana na tę okoliczność, iż nasza prześwietna Republika Francuska pała ciągle chęcią odwetu Niemcom za Sedan, wskutek czego wojna prędzej, czy później, zdaje się wybuchnie.
Przykra to rzecz: wojna, a tymbardziej, gdy trzeba walczyć na samym froncie. Wprawdzie my, Francuzi, nie boimy się wojny i zawsze gotowiśmy dla miłości ojczyzny iść bić się z tyłu za innymi i gotowiśmy nawet, dla dobra kraju, zapłacić tym, którzyby chcieli stanowić nasze przednie forpoczty.
Piszemy tu o tym dlatego, ponieważ właśnie, jak to z początku zaznaczyliśmy, wiadomo nam jest, iż za czasów napoleońskich Polacy zawsze walczyli na froncie, więc sądzimy, że mogliby to zrobić i tym razem, za dobrą zapłatą. Specjalnie każdy żołnierz dostałby mundur ze złocistymi szlifami i guzikami, karabin prawdziwy i szablę stalową, a nie blaszaną, zaś waszemu królowi, czy też sułtanowi — bo sądzimy, że u was jest absolutna forma rządów, jak w każdym dzikim kraju — dalibyśmy pięć łokci perkalu na gacie i dwa sznurki świecących, różnobarwnych paciorków, za to, jeżelibyście dostarczyli nam chociaż ze 200 tysięcy waszych dzikich zuchów, w razie wojny z Niemcami, którychbyśmy pchnęli na front.
Racz pan zaproponować powyższe warunki waszemu władcy, a sądzimy, że on się z chęcią na nie zgodzi, gdyż propozycja ta jest niebywale korzystna.
W imieniu Republiki Francuskiej,