Bez dogmatu/14 Listopada.
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Bez dogmatu Tom III
|
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1906 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom III Cała powieść |
Indeks stron |
Jesteśmy wszyscy w Warszawie, z porady doktora, Anielce powiedziano, że w domu, w Płoszowie będą zaprowadzać kaloryfery, wskutek tego trzeba się wynieść na kilka tygodni. Droga zmęczyła ją mocno. Pogoda zła. Ale jestem kontent, żeśmy przyjechali, bo tu jestem pewniejszy mojej służby. Dom trochę w nieładzie. Mnóstwo obrazów wypakowanych. Anielka, mimo zmęczenia, chciała je oglądać, więc służyłem jej jako cicerone. Powiedziałem, że mojem najmilszem marzeniem jest być kiedyś jej przewodnikiem po Rzymie, ona zaś odrzekła jakby z odcieniem smutku:
— Ja także często myślę o Rzymie, ale czasem zdaje mi się, że tam już nigdy nie będę.
Mnie się serce ścisnęło, bo teraz boję się wszystkiego, nawet przeczuć i w byle słowie gotówem upatrywać wróżbę. Odpowiedziałem jednak wesoło:
— Ja ci to przyrzekam uroczyście, że tam pojedziesz — i to na długo.
Dziwna rzecz, jak prędko natura ludzka przystosowywa się do każdego położenia i wchodzi w swoje nowe prawa: ja już mimowoli uważam Anielkę za swoją i strzegę jej, jak mojej własności.
Doktór miał jednak słuszność. Dobrze zrobiliśmy, przeniósłszy się do Warszawy. Naprzód łatwiej tu o wszelką pomoc; powtóre, tu można nie przyjmować żadnych wizyt, w Płoszowie zaś byłoby niepodobna zawracać ludzi od ganku. A niezawodnie różni znajomi wybraliby się z kondolencyą. Nakoniec w Płoszowie już wytworzyła się jakaś tajemnicza i ponura atmosfera, w której moje usiłowania, by nadać rozmowom ton wesoły, stały się czemś rażącem. Przypuszczam, że tego nastroju nie unikniemy i w Warszawie, ale tu przynajmniej umysł Anielki będzie zajęty i rozerwany tysiącem tych drobnych wrażeń, których dostarcza życie miejskie, podczas gdy w takim Płoszowie byłaby uważniejszą na wszystkie zmiany, jakieby mogła w otoczeniu spostrzedz.
Na ulicę nigdy nie będzie wychodzić sama i będzie wychodziła mało. Doktor nakazuje jej wprawdzie ruch, ale znalazłem już na to radę. Za stajniami domu mam dość obszerny ogród, z drewnianą galeryą przy murze. Każę tę galeryę oszklić i tam będzie w zimie, a zwłaszcza w czasie niepogody, miejsce przechadzek Anielki.
Okropnie jednak męczącą rzeczą jest ten ciągły strach, który nad nami wisi.