<<< Dane tekstu >>>
Autor Szymon Tokarzewski
Tytuł Bez paszportu
Podtytuł Z pamiętników wygnańca
Data wyd. 1910
Druk Drukarnia L. Bilińskiego i W. Maślankiewicza
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Przemiłą zawarłem znajomość, a nawet powinienbym rzec przyjaźń, z parą Łużyczan: ze znanym łużyckim patryotą i działaczem Janem Smolarem i małżonką jego, Ernestyną Smolarową.
Serbowie Łużyccy, czyli Łużyczanie, przez Niemców „Wenden“ zwani, chociaż od jedenastego stulecia pozbawieni niepodległości, chociaż ze wszech stron przez Niemców otoczeni i uciskani, przez tych nieprzejednanych wrogów nawet imienia słowiańskiego — zdołali przecież utrzymać swoją narodowość.
Ogniskami narodowego ruchu są miasta: Budyszyn i Chociebuż.
Za najważniejszy swój obowiązek, działacze i patryoci łużyccy uznali pieczę nad rozwojem narodowego języka i literatury.
W latach czterdziestych[1] założyli „Macierz łużycką“, której celem jest wydawanie popularnych książek, oraz czasopism i rozszerzanie takowych wśród ludu.
Z początku swoje książki i dzienniki drukowali w niemieckich drukarniach, co było połączone z wielkiemi kosztami i trudnościami.
Z biegiem lat „Macierz łużycka“ założyła własną drukarnię, a wówczas ilość wydawanych książek i czasopism wzrosła, a czytelnictwo rozkrzewiło się ogromnie.
Zamożni, wykształceni Łużyczanie na oświatę ludu nie szczędzą ani zabiegów, ani pieniędzy. Ośm czasopism rozdają bezpłatnie.
W r. 1881 Józef Ignacy Kraszewski ofiarował pewien fundusz na przygotowywanie łużyckiej młodzieży do ojczystej służby.
Alfons Parczewski[2] adwokat przysięgły z Kalisza doradził założenie: „Towarzystwa pomocy naukowej dla kształcących się Łużyczan“.
Jednym z głównych celów Towarzystwa tego jest przygotowanie księży i nauczycieli ludowych, żeby tak ważne posterunki: szkoły i kościół nie były obsadzane przez Niemców, gdyżby to groziło powolnem wynarodowieniem.

Piękny, patryotyczny cel, mądry statut „Towarzystwa“, wymaga do rozwoju swego dużych sum, które trudno byłoby znaleźć na miejscu.
Jan Smolar.

Józef Ignacy Kraszewski doradził księdzu Michałowi Hornikowi i Janowi Smolarowi, wiceprezesowi „Towarzystwa pomocy dla kształcących się Łużyczan“, aby po materyalną pomoc udali się do pobratymczego narodu, do Polaków.
Tedy, Jan Smolar przyjechał do Warszawy i przebywał tutaj prawie cały rok.
Sprawą Łużyczan zajęły się najwybitniejsze tutejsze osobistości jak: dr. medycyny Tytus Chałubiński, redaktor „Tygodnika Illustrowanego“, Ludwik Jenike, redaktor „Wędrowca“, Filip Sulimierski i wielu innych.
Obficie sypały się składki na „Towarzystwo pomocy dla kształcących się Łużyczan“.
Państwa Smolarów poznałem w domu Józefostwa Leszczyńskich, gdzie zwykle przepędzali niedziele i dni świąteczne.
Józef Smolar wysoki, suchy, blady, z twarzą o kształtnych rysach, o wyniosłem czole i włosach białych, robił wrażenie ascety.
Poważny, milczący, zadumany, ożywiał się dopiero wówczas, kiedy podnoszono kwestyę narodowości i oświaty Łużyczan.
Wówczas stawał się ożywiony i wymowny — My Łużyczanie — mówił — z prośbą o pomoc zwróciliśmy się najprzód do polskiego narodu dlatego, że nam jest od innych słowiańskich plemion bliższy, a to jeszcze od czasów Bolesława Chrobrego, który nad Łużycką ziemią panował i w Budyszynie małżeńskie śluby zawarł z córką naszego Dobromira. Wilhelm Bogusławski w swej książce[3] powiada: „Bolesław Wielki najechał i zabrał serbo-łużyckie kraje. Najazd ten porwał węzły łączące łużycki lud z cesarstwem niemieckiem. Takim sposobem uderzenie Polaków na kraje średniej Łaby, jeżeli nie ocaliło mieszkających tam Słowian od niewoli niemieckiej, to przynajmniej część ich postawiło w takiem położeniu, że zaciętość niemiecka ku zniszczeniu narodowości słowiańskiej musiała zużyć się bez skutku“. Więc jak świadczy historya, dawni Polacy dopomogli do tego, że my Łużyczanie jeszcze Słowianami jesteśmy, obecnie w smutnem naszem położeniu śród wrogów przychodzimy do was, bracia, prosić abyście nam dopomogli, żebyśmy nadal i nazawsze Słowianami pozostali. — Oby Polacy, — a łużyccy Serbowie, pod berłem króla Bolesława Wielkiego zjednoczeni na krótki czas, słowiańską myślą i uczuciem byli połączeni na wieki.
Niechajże ta nadzieja nigdy nie zawiedzie naszych pobratymców!
Chociaż umysłowem wykształceniem nie dorównywa swojemu mężowi, pani Ernestyna Smolarowa sercem podziela jego patryotyczne, górne cele i zupełnie się z niemi zespala.
Już za Uralem otrzymałem od Jana Smolara wiadomość, że jeździł do Petersburga... Ale różowe nadzieje, które pokładał w społeczeństwie rosyjskiem, co do solidarności słowiańskiej... bardzo, bardzo mocno przybladły.







  1. XIX wieku.
  2. Obecny poseł z Kalisza do Dumy. P.W.
  3. „Rys dziejów serbo-łużyckich”, r. 1861.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Szymon Tokarzewski.