Bezbożnictwo w Polsce/Rozdział XI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Mieczysław Skrudlik
Tytuł Bezbożnictwo w Polsce
Wydawca Księgarnia i Drukarnia Katolicka Sp. Akc.
Data wyd. 1935
Druk Księgarnia i Drukarnia Katolicka Sp. Akc.
Miejsce wyd. Katowice
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Rozdział XI.
WSPÓŁCZEŚNI WANDALE

„Urzędowo zostało stwierdzone“ — pisał „Wolnomyśliciel Polski“ (nr. 15 z roku 1931) — „że przy wykurzaniu czynnika zaświatowego z arcykatolickiej Hiszpanii puszczono z dymem około 200 objektów kościelnych i klasztornych, jako odwiecznego siedliska ciemnoty, demoralizacji, wstecznictwa i monarchizmu.“
Takiemi to słowami uznania powitał „Wolnomyśliciel Polski“ wystąpienia nowożytnych wandali na terenie hiszpańskim.
Od roku 1931 do chwili obecnej liczba zniszczonych świątyń powiększyła się poważnie.
Wspaniała katedra gotycka w Oviedo podzieliła w straszliwych dniach października 1934 r. los setek kościołów i klasztorów hiszpańskich. Po zrabowaniu podpalono ten cenny zabytek gotyku hiszpańskiego i dzisiaj z dawnej świetności pozostały jedynie przepalone, walące się ściany.
Kwestia zbiorów dzieł sztuki, ich umiejscowienia — przedstawia się w Hiszpanii zgoła inaczej aniżeli w reszcie Europy.
Kościoły włoskie, francuskie, niemieckie, belgijskie — a poczęści także i polskie — pozbawione są już dzisiaj w pewnej mierze cenniejszych dzieł sztuki. Tak zwane ruchome zabytki powędrowały w wymienionych krajach do muzeów diecezjalnych, komunalnych i państwowych, które stały się głównemi zbiorowiskami przedmiotów sztuki kościelnej.
W latach poprzedzających bezpośrednio wybuch wojny światowej pęd do ogałacania kościołów na rzecz muzeów był powszechny.
W Hiszpanji warunki układały się inaczej. Wielkie galerje i muzea, jak np. Prado w Madrycie, były fundacjami królewskiemi, były to zbiory dzieł sztuki, nagromadzone w ciągu wieków przez dynastję. Obrazy i rzeźby znajdujące się w muzeach Sewilli, Walencji, Barcelony — pochodzą w ogromnej większości ze zbiorów prywatnych. Dopiero w ostatnich latach zorganizowano parę muzeów prowincjonalnych, gromadzących dzieła sztuki, kościelnego pochodzenia. Wymienić tu przedewszystkiem należy słynne muzeum rzeźby w Valladolid.
Głównemi ośrodkami, skupiającemi wielowiekowy, przebogaty dorobek artystyczny Hiszpanji, są po dzień dzisiejszy przedewszystkiem kościoły i klasztory. Dzieła wielkiej rzeźby hiszpańskiej XVI i XVII stulecia, dzieła światowej sławy malarzy z tego okresu świetności sztuki reprezentowane są w kościołach Andaluzji, Nawarry, Kastylji i Estramadury.
Klasztory hiszpańskie tworzą po dzień obecny przebogate zbiory rękopisów iluminowanych, szat i sprzętów liturgicznych. Tak np. klasztor w Guadalupe w prowincji Estramadura, posiada najbogatsze na świecie zbiory haftów kościelnych i szat liturgicznych. Liczba rękopisów iluminowanych, znajdujących się w bibljotece tego klasztoru, sięga kilku tysięcy.
Klasztor w Guadalupe nie stanowi wyjątku. Klasztorów, podobnie bogato wyposażonych w dzieła sztuki, jest w Hiszpanji znacznie więcej.
Stąd też strata każdego kościoła i klasztoru w Hiszpanji równa się stracie wyborowego muzeum.
A przecież kościołów tych, od chwili obalenia monarchji spłonęło ponad dwieście pięćdziesiąt!
Z dymem poszły rzeźby Juana de Jaunes, Pedro de Mena y Medrano, wśród spalonych obrazów znajdowały się dzieła Zurbarana, Ribery, Ruelasa, Ribalty, El Greca, Herrery i Murilla.
Straty poniesione skutkiem podpalań umniejszyły nietylko majątek kościołów, ale umniejszyły równocześnie majątek narodowy Hiszpanii.
To masowe, świadome i celowe niszczenie dobra narodowego w Hiszpanji siłą faktów narzuca analogie z zabytkową polityką Sowietów.
Sowiety dysponują obecnie znakomicie pod względem technicznym postawionemi warsztatami restauracyjnemi, na czele których stoi stary, doświadczony fachowiec Igo Grabar, autor wielotomowego dzieła o przeszłości sztuki rosyjskiej, wydanego w latach przedwojennych. Wydawnictwa sowieckie z zakresu renowacji obrazów należą, bezsprzecznie do najlepszych z istniejących w światowem piśmiennictwie fachowem.
Gros obrazów napływających do państwowych zakładów restauracyjnych w Sowietach — są to zabytki malarstwa starorosyjskiego, a więc ikony, czyli przedmioty sztuki kościelnej.
Szereg tych ikon, pomiędzy niemi słynny wizerunek Matki Boskiej Włodzimierskiej, pochodzącej z XI-go wieku, został odrestaurowany według ostatnich wymogów nauki, z wielkim nakładem wiedzy i pracy. Odrestaurowane w zakładach państwowych ikony wracają do muzeów leningradzkich, moskiewskich i prowincjonalnych.
Reklama, mocno przesadzona, sprawiła, że na Zachodzie bolszewiccy przedstawiciele nauki uchodzą za odkrywców ikon.
Ikona kojarzy się w naszej świadomości z pojęciem blach złoconych lub srebrzonych, pokrywających całe malowidło z wyjątkiem miejsc na twarze i ręce. W istocie rzeczy metalowe te ozdoby są dodatkiem późniejszym (XVI-XVII w.), pokrywającym i zasłaniającym obrazy znacznie starsze.
Usunięcie tych dodatków odsłoniło ikony i wydobyło na światło dzienne ich wysokie wartości malarskie.
Przesada na temat zasług bolszewików w tej dziedzinie leży w tem, że już przed wojną światową tenże sam Igo Grabar i Kondrakow zapoczątkowali proces „odkrywania“ ikon.
Pozornie więc ustosunkowanie się Sowietów do zabytków sztuki kościelnej w niczem nie przypomina metod wandalów i podpalaczy w Hiszpanii.
Ale tylko pozornie. Pracownie restauracyjne w sowietach ocaliły istotnie skromną ilość wyborowych dzieł malarstwa cerkiewnego, reszta wędruje na „szmelc“.
Tak charakterystyczna dla Sowietów robota na pokaz, na propagandę — i w tej dziedzinie święci swój triumf.
W dziedzinie architektury sprawa przedstawia się znacznie gorzej. Odzierane ze sprzętów i dekoracyj cerkwie służą innym celom — lub też padają pod kilofami. Na pokaz, dla cudzoziemców, odrestaurowano kilka starych zabytków architektury cerkiewnej, los innych jest już zdecydowany.
Zniszczenie, którego w Hiszpanii dokonywa obłędna furja, w Rosji przeprowadzane jest systematycznie.
Rezultat jednak jest ten sam i cel ten sam: Gdy z powierzchni ziemi znikną świątynie Pańskie — marzą ateusze — i świątynie, których wnętrza nasiąknięte są modlitwami pokoleń i wieków, gdy znikną te żywe i wspaniałe pomniki wiary, wymazana zostanie pamięć o Bogu z dusz i serc ludzkich.
Wojujący bezbożnicy zapominają o jednem: W czasach, w których niewolno było stawiać świątyń i oddawać jawnie czci Bogu — powstawały katakumby. Katakumby istnieją już dzisiaj i w Rosji i w Meksyku.
Bezbożnicy polscy nie ograniczyli się do pochwał na łamach „Wolnomyśliciela“ dla współczesnych wandali w Hiszpanji — ale prócz tego na walnem zebraniu, odbytem w Warszawie w końcu 1934 roku, na wniosek delegata poznańskiego Grudzińskiego uchwalili rezolucję, wyrażającą uznanie dla sowieckich, meksykańskich i hiszpańskich bezbożników.
„Przypominają się czasy,“ — pisał, omawiając wydarzenia hiszpańskie, barceloński dziennik „Flama“ — „gdy u schyłku imperjum rzymskiego barbarzyńcy zalali Europę, niszcząc tysiącletnią kulturę starej cywilizacji, która skryć się musiała w zacisze klasztorów i zakładów religijnych.
Wspomagani fanatycznym anarchizmem jednych, a karygodnym cynizmem innych, do miast naszych wdzierają się już barbarzyńcy. Jesteśmy w obliczu wielkiego niebezpieczeństwa, grożącego całemu światu chrześcijańskiemu. Jak barbarzyńca średniowieczny staje przed nami bezbożny i bezrządny komunizm, naturalny wróg Ducha, śmiertelnie nienawidzący Kościoła, swej bezwzględnej antytezy.
Chrystianizm podnosi osobową godność każdego człowieka, komunizm niweluje ją do poziomu zwierzęcia; chrystjanizm otacza szacunkiem narodową wolność, komunizm dąży do poddania wszystkich tyranji okrutniejszej niż ją znały wieki; chrystjanizm uświęcił rodzinę, komunizm redukuje jej znaczenie do funkcyj fizjologicznych. Komunizm zabija ducha, wszelkie poszanowanie godności osobistej, wszelkie życie moralne, niszczy poezję tradycyj ojczystych. Odczuć wreszcie winniśmy ogrom toczącego się przed naszemi oczyma dramatu walki Rzymu z Moskwą i zrozumieć, iż jesteśmy jego współaktorami, ciężką ponoszącymi odpowiedzialność wobec historji.
Musimy bronić naszej cywilizacji, musimy pomiętać, że w naszych rękach spoczywają jej losy, że waszą rzeczą jest zdecydować, kto w toczącej się walce zwycięży: twórczy duch chrześcijański, czy też negatywny materjalizm komunizmu.“
Przykład hiszpańskich barbarzyńców i świętokradzców działa, budzi złowrogie echa nawet i u nas:
„W Sewilli“ — notował z satysfakcją „Wolnomyśliciel Polski“ (nr. 16 z 1933 r.) — „zburzono wspaniały krzyż, w Montrealu w Kanadzie spalono kościół, w Sarbiewie, woj. warsz., w Limanowej, w Warszawie na Freta i w innych jeszcze miejscowościach skradziono puszki na komunikanty, które porozsypywano, w Myszkowie, pow. zawierciański, zdemolowano kaplicę, zniszczono obrazy, a figurę cudownego św. Jana utopiono w stawie.“
Kronika policyjna raz poraz notuje wypadki, że gdzieś w powiecie postawskim zbezczeszczono kapliczkę, w powiecie wilejskim obalono krzyż, a w Jezioraniach (pow. grodzieński) popełniono z premedytacją świętokradztwo. Sprawcom włamania do kościoła nie chodziło o kosztowności, gdyż splądrowali oni tabernakulum, pozostawiając cenne naczynia, z których jednakże zabrali konsekrowane komunikanty i Hostję.
Zbrodniczym zamachom rodzimych świętokradzców, wandali i obrazoburców — sekunduje wydawany w Warszawie „Tygodnik Robotniczy“, bredząc — celem rozbudzenia w masach złych instynktów, o nieistniejących skarbach jasnogórskich, które przejść powinny w ręce głodnych i bezrobotnych.
Owe „skarby jasnogórskie“ — są to w istocie rzeczy nieliczne, ocalałe z progromów, klęsk, wojen i pożog — zabytki sztuki, dostępne dzisiaj dla każdego, gdyż weszły one w skład małego muzeum klasztornego na Jasnej Górze.
Bezbożnikom polskim marzy się „świt nowej ery“ w Polsce, świt rozpłomieniony łuną palących się świątyń Pańskich.
Podpalaczy — dostarczą organizacje wolnomyślicielskie.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Mieczysław Skrudlik.