Bezimienna/Tom I/XXV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Bezimienna |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1912 |
Druk | Drukiem Piotra Laskauera |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Betina stała jeszcze przed wielkiem zwierciadłem, kończąc strój ranny i przypatrując się twarzy, której dawna piękność zmieniała się z dniem każdym, rozpływając się w coraz mniej foremne kształty, gdy zwierciadło ukazało jej z tyłu stojącą przy progu... siostrzenicę... Poznała ją odrazu, nieopisane uczucie zadowolenia zarumieniło jej twarz... zwróciła się powoli, przypatrując» się dziewczynie, by odgadnąć, czy ona wie, do kogo przychodzi, czy to jest krokiem upokorzenia lub — wypadkiem.
Ale w spokojnej, wypogodzonej, choć nieco ośmielonej twarzy Heli, której nadzwyczajna piękność jeszcze ją teraz uderzyła — nie znalazła śladu ani zbytniej pokory, ani pomieszania. Młode dziewczę, nie wspominając wcale kim było, odezwało się kilku skromnemi słowy, pokazując swą robotę i prosząc o jakiekolwiek zatrudnienie.
Betina też udała, że jej wcale nie zna i niczego się nie domyśla, zrozumiawszy, iż matka Ksawerowa pewnie o niej córce nic mówić nie mogła... odwróciła się więc, jak do obcej.
Obejrzała robotę, poczęła się rozpytywać Heli o zajęcie, mieszkanie, położenie, a z odpowiedzi przekonała się mocniej jeszcze, iż dziewczynie jest całkiem nieznajomą. Przypadek... fatalność, czy sprawiedliwość rzucały jej w ręce łatwą zemstę... Uśmiechnęła się w duchu... Hela była dosyć szczerą, nie mówiąc nazwiska, starała się ją rozczulić obrazem ubóstwa, które ją do tego kroku zmuszało. Dodała, że to czyni bez wiedzy matki.
— Jeśliby pani była tak łaskawa zażądać ode mnie roboty — zakończyła — prosiłabym, aby po mnie nie przysyłać do matki... nie chcę, ażeby wiedziała, że się tak narzucać muszę. Jesteśmy, chwilowo zapewne tylko, bardzo biedne, mamy chore dziecię w domu, siostrzyczkę moją... trudno nam wystarczyć na jej potrzeby... Chciałabym matce dopomódz.
— Masz waćpanna i siostrę? — spytała Betina...
— Tak, pani, miłe, kochane, śliczne, dwunastoletnie dziecię. Jabym za nią życie oddała... a matka ją tak kocha!
Starościna, w ciągu rozmowy wpatrując się pilnie w Helenę, uznała za właściwe okazać się uprzejmą, przystępną, miłą, kupiła hafty, zamówiła ich więcej, dała kilka dukatów, próbowała obudzić ku sobie współczucie, co jej się zresztą całkowicie udało. Nawykła do czarowania ludzi, łatwo niedoświadczoną ujęła dziewczynę, której niespodzianie w pomoc przyszła. Dla niej wyobrażała ona w tej chwili — opatrzność.
Hela uszczęśliwiona nie poczuła nawet fałszu w słowach, w głosie, w uśmiechu, w postawie czegoś nienaturalnego i wymuszonego, coby ją może kiedyindziej uderzyło... Oślepiona zarobkiem, była ufną i zachwyconą wszystkiem. Starościna zdała się jej najmilszą i najzacniejszą osobą.
W sercu niepoczciwej Betiny dziwne uczucie zemsty... chęć odpłacenia siostrze jej wzgardy — rodziło się i rosło gwałtownie... Śmiała się zawczasu z tego, co wyrządzić jej mogła...
Ta cnota w łachmanach, unikająca jej całe życie z cichym wstrętem, napełniała ją gniewem, ale przychodziła chwila, w której nareszcie oddać mogła sowicie wyrodnej (jak ją nazywała) siostrze...
Hela była cudownie piękną, ubogą i nieszczęśliwą, wciągnąć ją tak było łatwo — nastręczyć jej sposobność do upadku, wystawić na pokusę... tak się jej zdawało usprawiedliwionem i naturalnem.
— Masz być lepszą ode mnie! — mówiła w duchu — prędzej czy później spotka ją to zawsze.
Wszystkie istoty upadłe radeby za sobą pociągnąć te, które u brzegu zostały, ich cnota je potępia... chciałyby świat skalać, aby się mniej brudnemi wydawały wśród niego. Jest to w naturze grzechu i szatana.