Boska Komedia (Stanisławski)/Raj - Pieśń XIV

PIEŚŃ CZTERNASTA.

W naczyniu krągłem, woda do obwodu
Bieży od środka, albo od obwodu
Do środka znowu, stosownie do tego
Czyli ją wewnątrz, czy zewnątrz uderzysz. —
Nagle mi na myśl przyszło, co tu mówią,
Skoro przesławny zamilkł duch Tomasza:
Bo podobieństwo to się urodziło
Z jego przemowy i słów Beatriczy,
Która tak po nim ozwać się raczyła:[1]
„Potrzeba temu (chociaż ani głosem,
Ni myślą jeszcze wam nie mówi o tem),
Aby do źródła doszedł innej prawdy:
Powiedzcie jemu, czy światło, co zdobi
Istoty wasze, przy was pozostanie
Na wieki wieków takiem jak jest teraz?
A gdy zostanie, powiedzcie jak potem,
Kiedy widzialni zostaniecie znowu,
Mogłoby ono nie razić wam oczu?[2]
Jak nieraz bywa, że tańczący kołem,
Żywszą radością zdjęci i porwani,

Podnoszą glosy i weselej pląszą;
Tak, na pobożną i naglącą prośbę,
Znów święte kręgi radość objawiły
I wirowaniem, i przedziwnym śpiewem.
Kto się użala, że tu umrzeć musi,
Aby tam żyć mógł, ten nie pojął pewnie
Ochłody, którą rzeźwi rosa wieczna!
Jedność i Dwójcę, i Trójcę wieczystą,
W Trzech, Dwóch i Jednym wiecznie panującą,
Nieogarnioną, wszechogarniającą,
Potrzykroć każdy z tych duchów obwołał
W tak melodyjnym śpiewie, że ten byłby
Słuszną nadgrodą za zasługę wszelką.[3]
Potem w jaśniejszem, posłyszałem, świetle
Mniejszego koła ozwał się głos skromny,
Jak do Maryi od anioła może;[4]
„Dopóki będą trwać te gody rajskie,
Dopóty także miłość nasza będzie
Wkoło nas taką opromieniać szatą.
Jasność jej bowiem mierzy się zapałem,
Zapał widzeniem, które tem jest żywsze
Im wyżej Łaska moc podnosi jego.
Gdy nasze święte i przezacne ciała
Przywdziejem znowu, istność nasza będzie
Wdzięczniejsza Bogu całkiem zjednoczona.
Przeto się wzmoże światło, co w swej łasce
Najwyższe Dobro udzielać nam raczy, —
Światło przez które Dobro to widzimy:

A więc się wzmoże i widzenie nasze,
Wzmoże się zapał widzeniem zatlony,
Wzmoże sie promień bijący z zapału.
Ale, jak węgiel, który płomień daje,
Żywą jasnością tyle go przemaga,
Że tem swój widok broni od zaguby;
Podobnie blask ten, co nas dziś otacza,
Przewyższon będzie, gdy się zjawi ciało,
Które od wieków przykrywa tam ziemia.
A ta nam jasność nieznośną nie będzie,
Bo mocne będą w nas organa ciała
Na wszystko, co nam roskosz sprawiać może.[5]
Obadwa chóry tak mi się wydały
Chyże i zgodne w wymówieniu Amen,
Że w tem się jasno żądza ich wydała
Do ciał powrócić zmarłych; a nietylko
Dla siebie może, lecz dla ojców, matek,
I wszystkich, którzy drogimi im byli,
Nim płomieniami wiecznymi się stali.[6]
A wtem dokoła, nad tem co to było,
Powstaje światło równej mu jasności,
Właśnie jak gdy się horyzont rozwidnia.
A jak z nadejściem wieczornego zmroku,
Nowe po niebie zjawiają się blaski,
Które wzrok zda się widzi i nie widzi;
Tak mi się zdało, żem widzieć poczynał
Nowe istoty, i że krąg tworzyły
Opasujący tamte dwa obwody.

O! brzask ten Ducha Świętego prawdziwy,
Jakże on nagle przed oczyma memi
Zapłonął, — że go znieść nie były w stanie!
Lecz Beatricze mi się okazała
Tak uśmiechniętą, piękną, że to muszę
Razem z innemi pominąć obrazy,
Wślad za którymi myśl nie zdąży moja.
Jednak me oczy moc w tem odzyskały
Wznieść się do góry — i ujrzałem siebie
Wnet podniesionym z Panią moją tylko
Ku wyższej sferze rajskiego zbawienia.[7]
Widziałem dobrze, żem był wyżej wzniesion,
Po rozognionym uśmiechu planety,
Co mi czerwieńszym, niż zwykle się zdawał.
Więc z całej duszy, mową wszystkim wspólną,[8]
Złożyłem Bogu najgorętsze dzięki,
Jakie przystało za tę łaskę nową.
Jeszcze się w piersi zapał mej ofiary
Nie był wyczerpał, gdym uczuł że ona
Już wysłuchana i przyjęta wdzięcznie;
Bo w takiej jaśni i w takiej czerwieni
Zjawiły mi się blaski w dwóch promieniach,
Żem rzekł; O Słońce! jakże ty je zdobisz!
Jak między dwoma świata biegunami
Mleczna bieleje droga, tak upstrzona
Mniejszych i większych świateł gromadami,
Że wielu mędrców w wątpliwość wprowadza;
Tak dwa promienie usiane gwiazdami,

Znak w głębi Marsa składały szanowny,
Jaki w zetknięciu tworzą ćwierci koła.[9]
Tu pamięć moja gnębi myśli władze,
Bo na tym krzyżu Chrystus Pan zajaśniał,
Więc porównania nie znajdę godnego.
Ale kto krzyż swój za Chrystusem dźwiga,
Ten mi wybaczy chętnie co pomijam,
Gdy na tem drzewie ujrzy blask Chrystusa.
Między ramiony, a szczytem i dołem,
Mrówiły światła i iskrzyły silnie,
Kiedy w przechodzie łączyły się z sobą.
Podobnie widzim ciał drobniutkie pyłki
Proste i krzywe, chyże i powolne,
Długie i krótkie, w pozorach swych zmienne,
Jak się ruszają w słonecznym promieniu,
Co jasną smugą nieraz ciemność bruździ,
Którą człek w lecie, dla swojej obrony,
Zdobywa własnym przemysłem i sztuką.[10]
Jak ze strun mnogich lutni, albo harfy,
Dobyty akord słodko dźwięczy temu,
Kto nawet nuty nie pojmuje śpiewu;
Tak z owych świateł, co mi się zjawiły,
Rosła na krzyżu melodija słodka,
Która mnie w zachwyt wprawiła całego,
Chociażem hymnu nie dosłyszał prawie.
Pojąłem, że to pieśń wysokiej chwały,
Bom ujrzał słowa: Powstań i zwyciężaj!
Jak ten, co słucha, choć słyszeć nie może.

I tak nią byłem zachwycony mocno,
Że nigdy dotąd tak słodkiemi więzy
Przedmiot mnie żaden nie wiązał do siebie.[11]
Może me słowo zbyt zuchwałe zda się,
Że niżej kładę roskosz pięknych oczu,
W które patrzając, koję żądze moje.
Lecz kto uważy, że pieczęcie żywe,
Wszelkiego piękna, im wyższa jest sfera,
Tem dzielniej czynność wywierają swoją,
I że ku tamtym jeszczem się nie zwracał, —
Ten mi wybaczy, w czem oskarżam siebie,
Ażebym sobie zjednał przebaczenie,
I przyzna pewnie, żem powiedział prawdę;
Bom nie wyłączał tu rozkoszy świętej,
Która tem czystsza, im wyżej się wznosi.[12]







  1. Dante i Beatricze stali w środku dwoistego kota duchów błogosławionych: głos Śgo Tomasza szedł od obwodu koła do środka; głos Beatriczy odwrotnie.
  2. T. j. Dante widzieć pragnie, czy jasność, którą jesteście teraz odziani, zostanie przy was, kiedy po sądzie ostatecznym przywdziejecie znowu ciała swoje, i czy to światło razić nie będzie cielesnych oczu waszych?
  3. Duchy błogosławione wychwalają Trójcę Świętą.
  4. Głos to, jak niektórzy sądzą, Salomona; inni zaś myślą, że to przemawia znowu tenże sam Tomasz Śty.
  5. Na powyższe zapytanie Beatriczy, jeden z duchów odpowiada: że jasność ich będzie wieczna, jak wesele ich w Raju; że jasność ta równa jest miłości jaką przejęci są dla Boga; miłość zaś tem jest gorętszą, im doskonalej widzieć Go mogą; a doskonałość widzenia zależy od stopnia Łaski Najwyższej, która podnosi znaczenie osobistej każdego zasługi. — Po zmartwychwstaniu ciała, istność ich stanie w zupełności swojej, dusza połączy się z ciałem, które będzie doskonalszem, w miarę udoskonalenia duszy; w takim stanie zupełności, istność ich milszą będzie Bogu, który na nią więcej Łaski swej zleje; przy większym stopniu Łaski aśniej jeszcze niż teraz widzieć będzie Boga, a więc więcej Go miłować i przeto większą promienić jasnością.
  6. Chóry błogosławionych skwapliwie odrzekły Amen, t. j. niech tak będzie, wyrażając tem pragnienie prędkiego do ciał powrotu, czyli powszechnego zmartwychwstania po sądzie ostatecznym; a nie tyle zapewne pragnęli tego dla siebie, ciesząc się już szczęściem niebieskiem, ile dla wszystkich drogich im osób, które zostawały w Czyścu, bo męki czyścowe skończyć się mają dla wszystkich w dzień sądu ostatecznego.
  7. Olśniony zjawieniem się nowego koła dusz błogosławionych, równie jaśniejących jak w dwóch poprzednich, Dante odzyskuje wzrok, orzeźwiony uśmiechem i pięknością boskiej kochanki swojej, a spojrzawszy w górę, spostrzega że już z nią razem wzniósł się na sferę Marsa.
  8. To jest, językiem uczucia.
  9. T. j., promienie te przecinały się pod kątem prostym na tle planety Marsa; jak średnice koła, i tworzyły znak krzyża świętego.
  10. Mrówiące po krzyżu światła, są to dusze tych, którzy za wiarę i kościół chrześcijański wojując, krew swoją przelali.
  11. Hymm chwały dla Chrystusa Pana.
  12. Kto uważać zechce, że „pieczęcie żywe wszelkiego piękna,“ t. j. sfery niebieskie, tem są piękniejsze im wyższe i tem więcej zdolne są zachwycać, ten mi wybaczy, że rozkosz jakiej doznałem, słysząc śpiew cudowny w tej nowej sferze (Marsa), więcej mnie zachwyciła nawet, niż wzrok Beatriczy. — Lecz i tej nie ubliżam wcale; bo od chwili kiedym się wzniósł na sferę Marsa, jeszczem nie spojrzał w jej oczy; a wiadomo jest że i te oczy, im wyżej się wznosiemy, tem piękniej świecą i tem czystszą rozkosz w duszę leją.