<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Całe życie biedna
Pochodzenie Szkice obyczajowe i historyczne
Wydawca Józef Zawadzki
Data powstania 1839
Data wyd. 1840
Druk Józef Zawadzki
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XVI.

— A! Pan Sędzia! zawołał Mateusz widząc go wchodzącego. Pan Sędzia!
— Niespodziewałeś się mnie — ?
— Nieśmiałem, odpowiedział pół szydersko, pół niespokojnie gospodarz, któremu naprzód na myśl przyszło, czy się kwit nie znalazł. Tak dawno nie miałem tego szczęścia.
— Nie kłam proszę cię, rzekł Sędzia spokojnie, dałeś mi się poznać dostatecznie, na cóż jeszcze te ceremonije! Doświadczywszy twojéj wdzięczności, twojéj uczciwości; nie chcę już słyszeć o nich więcéj.
— Panie Sędzio!
— Miałbyś się srożyć? tego jeszcze brakowało! Przypomnij jakeś podle mnie podszedł, coś ze mną zrobił i oszczędź sobie słów próżnych.
P. Mateusz nie wiedział co odpowiedzieć, szukał jednak w głowie, za coby mógł jakiekolwiek tłumaczenie uczepić, ale napróżno. Sędzia usiadł i rzekł.
— Trudno abym ci przywrócił moją przyjaźń i szacunek, nadto cię już znam panie Mateuszu, chciałbym jednak skończyć z tobą?
— Na cóż kończyć — ja się niczego nie dopominam, ja nic nie chcę —
— Jest to jeszcze łaska z twojéj strony? nieprawdaż? I wielka łaska! Lecz ty się dziś niedopominasz, bo ja żyję, bo nie chcesz żebym cię tak wystawił przed sądem jak jesteś, niewdzięcznym, to mało ale podłym złodziejem.
— Panie Sędzio!
— Obrażają cię słowa, a nie bałeś się uczynku? Dziś ty mnie nie zaczepiasz, ale gdybym jutro umarł, pozwiesz pozajutro moich biednych synowców i wyzujesz ich z ostatniego kawałka chleba, za to, że ich stryj podał ci rękę i pomógł, nieprawdaż?
P. Mateusz gryzł wargi i milczał.
— Chcę więc skończyć z tobą panie Mateuszu, ustąpię ci coś z twojéj kradzieży i będę milczał.
— Ja nie chcę żadnéj ugody i nic się nie dopominam, odpowiedział gospodarz, boli mnie tylko żeś tak się względem mnie odmienił Sędzio.
— A ty?
— Cóż chcesz — prawdziwie, cóż ja ci robię - !
— Niepojmowałem żebyś potrafił jeszcze usta do tłumaczenia się otworzyć. Podły człowiecze.
— Pan mnie chcesz z własnego mego domu wypędzić!
— Nie zatrzymuję cię, ale rozumiem, że przynajmniéj mi pozwolisz tu odetchnąć —
— Więc ja uchodzę! rzekł gospodarz porywając za kapelusz. Wyszedł zatrzasnąwszy drzwi za sobą, a wkrótce podano mu konia i Sędzia ujrzał go z chartami wyjeżdzającego w pole.
Tego mu potrzeba było właśnie, natychmiast więc udał się do Anny, która z bocznego pokoju całéj rozmowy słuchała.
— Przybyłem tu dla ciebie, rzekł do niéj spiesznie Sędzia, nie mam chwili do stracenia. Chcesz być wolną?
— Ja, wolną? alboż to być może — ? Cóż to jest?
— Dziś będziesz mieć zapisy od Ciotki i jéj zezwolenie na rozwód, dziś w nocy wyjedziesz ztąd do klasztoru i nie wyjdziesz z niego, aż wolną od ślubów i panią swéj woli!
— Byćże może! Sędzio! jakże to się stanie? zawołała Anna podbiegając ku niemu — Mogłożby to być!
— Wszystko jest przygotowane przez twoich przyjaciół, ja ci pomagam. Zostaw drzwi otwarte od ogrodu — Niemogę dłużéj mówić, żeby ludzie nas nie podsłuchali, lub nie postrzegli. Bądź spokojna i czekaj! Bądź zdrowa.
Tych słów domówiwszy, a widząc z oczu Anny, że się nie potrafi oprzeć nadziei oswobodzenia, pewien jéj zezwolenia, wyszedł Sędzia z pokoju i nim P. Mateusz wieś minął, wyjechał ze dworu umyślnie śpiesząc, aby był przez niego widzianym. Dla niepoznaki minął Złoto-Wolską drogę i za laskiem dopiéro kazał zwrócić na nią i konie puścić czwałem.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.