Przeziębły, w pół skostniały, przysypany szronem,
Już zdychał, już ostatni raz kiwnął ogonem.
Chłop zlitował się nad tą mizeryą gadu, Wziął go za ogon, niesie nazad w chatę, Kładzie go na przypiecku,
Podściela mu kożuszek jak własnemu dziecku
(Nie wiedząc, jaką weźmie od gościa zapłatę); Póty dmucha, póty chucha, Aż w nieboszczyku dobudził się ducha. Nieboszczyk Wąż jak ożył, Tak się wnet nasrożył:
Rozkręcił się, do góry wyprężył się, syknął, I całym sobą w Chłopa się wycela,
W swojego dobrodzieja, w swego zbawiciela I wskrzesiciela!
«A to co się ma znaczyć, zdziwiony Chłop krzyknął, To ty w nagrodę dobrego czynu
Jeszcze chcesz mnie ukąsić? A ty żmii-synu!» I wnet porwawszy dubasa
Tnie Węża raz pod ucho, drugi raz w pół pasa:
Odleciał ogon w jeden a pysk w drugi kątek,
Rozpadło się Żmiisko na troje żmijątek... Darmo drgają I biegają Ogon za szyją, za ogonem szyja: Już nie zmartwychwstanie Żmija.