<<< Dane tekstu >>>
Autor Michał Bałucki
Tytuł Cicha miłość
Podtytuł Obrazek znad Wisły
Pochodzenie Poezje Michała Bałuckiego
Wydawca Wydawnictwo „Kraju”
Data wyd. 1874
Druk Drukarnia „Kraju”
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały poemat
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
I.

Dzień się kończył. Ponad Wisłą było
W owéj stronie, kędy Wawel siedzi,
Tak spokojnie, uroczyście, miło,
Jako w młodéj duszy po spowiedzi.

Stary zamek — w około topole,
Chat rybackich kilka w sadów wieńcu,
Kilka białych domków na Zwierzeńcu,
I błękitna, cicha Wisła w dole —
Oto wszystko, co w nadwiślu było,
Ale wszystko tak się to złożyło,
Że tu człowiek o szczęściu śnić może.

Dzień się kończył i w białym klasztorze
Już na aniół pański dzwony dzwonią;

Słońce gasło na bielańskim borze,
A niebiosa, rozmarzone wonią
Letnich kwiatów — błękity zmierzchłemi
Coraz niżéj spadały ku ziemi.

Jasna ścieżka nad Wisłą się wije,
Za wierzbami stoi domek biały,
I wyziera na świat tak nieśmiały,
Jak dzieweczka, gdy twarz w rąbek kryje.
Cicho było w domku — u okienka
Młoda jakaś siedziała panienka
I zajęta szyciem cicho śpiewa,
A błyszczące promyki zachodu
Zakradły się z lekka do ogrodu,
I patrzały na dziewczę przez drzewa,
I przez białych firaneczek dwoje,
I przez gęste w okienku powoje.

Bo patrzenia była téż i godna:
Chociaż blada, lecz dziwnie urodna,
Oczy ciemne, a przecież blondynka,
Napół smętna, pół figlarna minka;

Ale smutnie skończę o niéj gadkę,
Gdy wam powiem: panna biedną była,
I przy sobie chorą miała matkę,
I dla ludzi za pieniądze szyła,
I tém siebie i matkę żywiła.

Lecz niech wam się zaraz łzy nie marzą,
Co z westchnieniem płyną bladą twarzą
I ku wczesnéj prowadzą mogile;
Bo w tym domku biednie, ale schludno,
I cichego szczęścia było tyle,
Że obdzielić byłoby nietrudno
Tysiąc takich, którym świat zazdrości
Głośnych uciech i głośnéj radości.
O! im było dobrze w téj chudobie,
Jak gołąbki kochały się obie.

Po południu w święta i niedziele
Pan Stanisław czasem u nich bywał,
Z matką, z córką ugadał się wiele,
Pośmiał trochę, albo co czytywał,
Lub rysował dla panny Anieli

Deseniki; to téż nic dziwnego,
Że jakoby zbawienia dusznego
Tak Anielcia czekała niedzieli.
A gdy przyszedł i gdy do drzwi wchodził,
To jak młotkiem serduszko jéj biło,
I rumieńczyk na twarz jéj wychodził.
A nie przyszedł, — dziwnie smutno było,
I jéj oczy były jako kwiecie,
Gdy je w lśniące łzy obiorą deszcze....

Ale toć wy nie Anielka przecie,
To nie znacie Stanisława jeszcze;
Więc pozwolcie — kilka lat wstecz wrócę,
I o Staszku co nieco zanucę.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Michał Bałucki.