Cicha miłość/V
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Cicha miłość |
Podtytuł | Obrazek znad Wisły |
Pochodzenie | Poezje Michała Bałuckiego |
Wydawca | Wydawnictwo „Kraju” |
Data wyd. | 1874 |
Druk | Drukarnia „Kraju” |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały poemat Cały zbiór |
Indeks stron |
Nad Wawelem księżyc w chmurach chodzi,
Stare mury srebrne od promieni:
A u spodu wśród zamkowych cieni
I gwar ludu i szum słychać łodzi.
W jasne blaski księżyca ubrane
Tłumy roją się nad brzegiem Wisły,
Istne kwiatów morze rozigrane;
A na wodzie wianeczki zabłysły,
Niby gwiazdy, co z niebios powały
W ciemny błękit Wisły pospadały.
Płyną wianki młodych Krakowianek,
A na każdym marzony kochanek;
Myśl dziewczęcia, o przyszłości śniąca
Drży na wianku, jak skrzydła motyle,
To obawą o duszę jéj trąca,
To nadzieją rozjaśnia ją mile,
Jako księżyc, gdy z chmur wyjdzie nocą.
Płyną wianki z róż po gładkiéj fali,
Jak oczkami — świeczkami migocą,
Jedne toną, drugie płyną daléj;
A tymczasem młódź, stojąc u brzegu,
Bystrém okiem ściga wianki w biegu,
Radośnemi pieśniami takt bije
Pląsom myśli dziewczęcych po wodzie,
To z wesołym śmiechem siada w łodzie
I wśród ogni i wianków się wije.
Śliczna nóżka! Czarodziejski wątek
Dziwnych marzeń, uroku i cudu!
A i w pieśniach wieśniaczego ludu
Ta noc — nocą guseł i pamiątek.
Dziś czerwcowe słońce pełne żaru,
W każdy kwiatek nasypało czaru;
W ciemnych lasach wśród mchu i wilgoci
Kwiat cudownéj rozkwita paproci,
Rozkwitając kona i przemija.
Macierzanka, ruta i szałwia,
W latające girlandy świetlane
Świętojańskich robaczków ubrane,
Pachną w ciszy nocnéj i dziewczęce
Zabobonne wabią k’sobie ręce.
Ano baję, jak gaduła wielki,
A tu trzeba wracać do Anielki.
Patrzcie! patrzcie! Na zakręcie Wisły
Zdala tłumu świeczki dwie zabłysły
I pobiegły po modréj topieli,
A za niemi oczęta Anieli.
Z mateńką się za ręce trzymały
I obiedwie za wiankiem patrzały.
Ale cóż się to Anielci stało,
Że tak nagle liczko pobielało,
I mateńki dłoń ściska gorącéj,
I za wiankiem nie patrzy już więcéj?
Bo głos znany, drogi dla serduszka
Z niedaleka zaleciał w jéj uszka,
Zaplątany w rozmowy i śmiechy;
To głos Stasia. On rozmawiał sobie
Z jakąś panią dostojną w żałobie
I z jéj córką — o! z córką najwięcéj
I z zajęciem, — a jéj uśmiech cichy,
Wpół panieński a napół dziecięcy,
Na bledziutkiéj twarzy się rozsiadał,
Gdy słuchała jak Staś do niéj gadał;
I patrzała na niego nieśmiała,
Jednak widno, że chętnie patrzała.
A on, topiąc ciemne oczy w pannie,
„Kocham“ mówił niemi bezustannie.
Mocny Boże, pożal się Anielki!
Rozmarzone serduszko żal wielki
Ścisnął teraz; ku matce się kłoni,
„Chodźmy już do domu,“ szepcze do niéj.
„A twój wianek?“ matka ją zagadnie —
Patrz jak płynie spokojnie i ładnie,
Ni wiaterek na niego nie wionął.“
„Oj utonął mój wianek, utonął!
Nie wypłynie“ — mówiła łkająca,
I dłoń matki uchwyciła drżąca;
Łzy fartuszkiem ściera pokryjomu
I ciągnęła mateńkę do domu.