Ciemności kryją ziemię/Rozdział piąty

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jerzy Andrzejewski
Tytuł Ciemności kryją ziemię
Wydawca Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wyd. 1957
Druk Łódzka Drukarnia Dziełowa
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ PIĄTY

Pisze autor wspomnianej kilkakrotnie kroniki:
W pierwszej połowie września roku pańskiego tysiąc czterysta dziewięćdziesiątego ósmego, a zatem w szesnastym roku sprawowania swego urzędu, zaś lat sobie licząc siedemdziesiąt i osiem, Wielki Inkwizytor królestw Kastylii i Aragonii, czcigodny ojciec Tomas Torquemada, przybywszy do miasta Toledo, obłożnie zaniemógł.
Współcześni, jak najbardziej wiarygodni świadkowie, szczególnie najbliższy powiernik Wielkiego Inkwizytora, sekretarz Królewskiej Rady Inkwizycyjnej, wielebny ojciec Diego Manente, dominikanin, w późniejszym czasie inkwizytor Saragossy, zaś w owych szczęśliwych latach, gdy te słowa o niedawnych wydarzeniach historycznych wiernie dla pomnożenia chwały bożej spisujemy, Wielki Inkwizytor Katolickiego Królestwa, jednomyślnie stwierdzają, iż pomimo podeszłego wieku oraz nadwątlonego zdrowia czcigodny ojciec postanowił narazić siebie na trudy podróży z Valladolid do Toledo li tylko w tym celu, żeby osobiście wyjaśnić i w pełnym świetle katolickiej wiary ukazać zawiłą sprawę niejakiego Lorenza Pereza, rzemieślnika z Burgillos.
Jeśli więc mąż tak pobożny i znakomity przykładał do tej sprawy tyle znaczenia, i my nie możemy jej zbyć kilkoma słowami, na słuszny bowiem moglibyśmy się narazić zarzut, iż uwiedzeni blaskiem zewnętrznych pozorów gonimy tylko za sławnymi wypadkami, pomijając lekkomyślnym milczeniem to wszystko, co w zdarzeniach mniej świetnych świadczy o wielkości nie przemijających prawd. Tyle zatem procesowi Lorenza Pereza słów poświęcimy, ile tego służba w słodkich okowach wiary wymaga.
Ów Lorenzo Perez, mężczyzna lat trzydziestu ośmiu, w czasie, o którym opowiadamy, został uwięziony i postawiony przed Święty Trybunał w Toledo, a to z tej racji, iż z bezwstydną jawnością, cechującą zatwardziałych heretyków, szerzył bezbożne poglądy, jakoby nie istniały żadne diabły, demony oraz inne istoty piekielne, które zdolne by były zawładnąć ludzką duszą.
Czcigodny ojciec Torquemada, otrzymawszy do wglądu zeznania oskarżonego, uznał nie tylko za wskazane, lecz nawet za konieczne osobiście rzecz na miejscu zbadać i jakkolwiek najbliższe otoczenie, a — jak twierdzą świadkowie — nawet Ich Królewskie Moście odradzali mu podróż równie uciążliwą, zdecydował się na nią, dając tym postanowieniem przykład ofiarności, jakiej każdy z nas nie powinien szczędzić dla potrzeb wiary.
Według zgromadzonych przez nas świadectw, wiernie za zezwoleniem zwierzchności kościelnej odpisanych z sądowych protokołów Świętej Inkwizycji, wymieniony Lorenzo Perez zeznał przed Świętym Trybunałem dosłownie, co następuje:
«Doświadczyłem w moim życiu i to od najwcześniejszego dzieciństwa tak wielu zgryzot i nieszczęść, że gdy mój los począł mi się już wydawać ponad wszelką miarę godny pożałowania, wezwałem w chwili rozpaczy diabła, aby dopomógł mi w niedoli, ofiarowując mu w zamian swoją duszę. Wzywałem go kilkakrotnie, lecz nadaremnie. Diabeł nie zjawiał się. Zwróciłem się zatem do pewnego ubogiego człowieka, który uchodził za czarownika. Powiedział mi, że zaprowadzi mnie do jednej kobiety obrotniejszej niż on w czarach, chodziły bowiem o niej słuchy, iż przybierając postać czarnego kozła, potrafiła w noce księżycowe zwabiać na pustkowia młodych chłopców, po czym ci po bezwstydnym wprzód obnażeniu się, również za jej przyczyną w czarne capy przemienieni, natarłszy sobie ciała wydzielinami ropuchy i kruka, społem uczestniczyli w bluźnierczym nabożeństwie zwanym czarną mszą. Poszedłem do tej kobiety. Poradziła mi, żebym przez trzy dni z rzędu chodził poza wieś na wzgórze San Esteban i wzywał Lucyfera wołając: „Aniele Światłości!“, bluźniąc Trójcy Świętej oraz religii chrześcijańskiej. Uczyniłem wszystko, co mi ta kobieta kazała. Nic nie zobaczyłem. Wtedy poradziła mi, żebym wyrzucił różaniec, szkaplerz, a także żebym własną krwią napisał cyrograf. I to także uczyniłem. Ale diabeł nie zjawił się. Wyczerpawszy zatem wszystkie możliwości zacząłem myśleć, że gdyby istniały diabły i gdyby było prawdą, że walczą o ludzkie dusze, to trudno byłoby dla nich o okazję piękniejszą, ponieważ istotnie bardzo szczerze pragnąłem swoją duszę zaprzedać Lucyferowi.»
Trudno w tym miejscu nie zawołać chrześcijaninowi: Boże wszechmogący, czyż można opętaniu przez demona wystawić świadectwo bardziej wiarygodne nad to przytoczone? Zaprawdę, na tym się przede wszystkim diabelskie sprawki zasadzają, iż opętaniu odjęta zostaje zdolność rozpoznania nieprzyjaciela.
Takie przecież przewrotne igraszki wyczyniając z ciemnym rzemieślnikiem, skapitulować musiał Szatan wobec przenikliwej mądrości czcigodnego ojca Wielkiego Inkwizytora.
Wiadomą było powszechnie rzeczą, że ojciec Torquemada rzadko kiedy osobiście badał heretyków oskarżonych o przestępstwa przeciw wierze, bowiem pobożność, rozległa wiedza teologiczna oraz głęboka znajomość ludzkiej natury były w nim tak mocno ugruntowane, iż mógł sobie wyrobić właściwy sąd o każdej sprawie tylko na podstawie aktu oskarżenia. Mało kto w tak doskonałym stopniu, co on, posiadał rozeznanie, iż nadmiar szczegółów może jedynie zaciemnić obraz przestępstwa, również i to jego umysł cechowało, iż nie zapominał, że grzech, choćby najbłahszy, nigdy nie bywa odosobniony i tam, gdzie się rodzi jeden występek — musi ich być więcej. W tym wszakże wypadku ojciec Torquemada odstąpił od swoich zwyczajów i nie zważając na ciężki stan zdrowia ani nie szczędząc wielkiego wysiłku umysłu, osobiście przewodniczył Świętemu Trybunałowi, sam zadając pytania, aby mimo oporów oskarżonego dotrzeć do sedna prawdy.
Było naszym pierwotnym zamysłem własnymi słowami opowiedzieć przebieg tego posiedzenia Świętego Trybunału, w porę jednak zostaliśmy przez Ducha Świętego oświeceni, aby temu, co jest natchnione wyższą mądrością, nie przeciwstawiać osobistych ambicji, łatwo przy podobnie nierównym zmierzeniu sił spełzających do pospolitego niedołęstwa. Zatem prawdzie służąc, jej oddajmy głos.
Według udostępnionych nam protokołów Lorenzo Perez stanął przed Świętym Trybunałem ósmego września roku tysiąc czterysta dziewięćdziesiątego ósmego, w obecności czcigodnego ojca Wielkiego Inkwizytora, ojców inkwizytorów Świętego Officium w Toledo, wielebnego ojca Diega Manente, sekretarza Królewskiej Rady Inkwizycyjnej, oraz pisarzy, braci dominikanów, imieniem Nicolas i Pascual.
Czcigodny ojciec Torquemada pytał, zaś Lorenzo Perez odpowiadał, co następuje:
T. — Niech oskarżony szczerze i niczego nie zatajając opowie Świętemu Trybunałowi o swoich grzechach.
P. — (milczy)
T. — Czy oskarżony zna akt oskarżenia?
P. — Tak, Wasza Miłość.
T. — Czy oskarżony przyznaje się do winy?
P. — Przyznaję się, Wasza Miłość, że wzywałem diabła, który się nie zjawił.
T. — Nie pytam, kogo oskarżony wzywał, lecz czy oskarżony przyznaje się do winy?
P. — Nie, Wasza Miłość.
T. — Czy oskarżony uważa się za chrześcijanina?
P. — Tak.
T. — Czy oskarżony uważa, że przynależy do rzymskiego Kościoła Katolickiego.
P. — Tak, Wasza Miłość.
T. — Czy oskarżany zna prawdy podane przez Kościół wiernym do wierzenia?
P. — Wasza Miłość, jeśli istnieje diabeł, to dlaczego nie wziął mojej duszy, przecież dobrowolnie chciałem mu ją ofiarować.
T. — Pytam, czy oskarżony zna prawdy podane przez Kościół wiernym do wierzenia?
P. — Jestem prostym człowiekiem, Wasza Miłość.
T. — Oskarżony zeznał, że nie wierzy w istnienie Szatana oraz diabłów. Czy oskarżony podtrzymuje to zeznanie?
P. — Wasza Miłość, przysięgam, że diabeł naprawdę nie zjawił się po moją duszę.
T. — A zatem oskarżony podtrzymuje swoje zeznanie?
P. — Tak, Wasza Miłość.
T. — Oskarżony powiedział przed chwilą, że jest prostym człowiekiem.
P. — Jestem nim, Wasza Miłość.
T. — A więc swego twierdzenia, że Szatan nie istnieje, nie opiera oskarżony na studiach?
P. — Nie, Wasza Miłość.
T. — Na czym wobec tego oskarżony opiera to swoje twierdzenie?,
P. — Wasza Miłość, przysięgam, że wszystko, co powiedziałem, jest prawdą. Niczego nie zataiłem.
T. — Niech oskarżony uważa. Pytam, na czym oskarżony opiera swoje twierdzenie, że Szatan nie istnieje i istoty piekielne nie mają zgubnego wpływu na ludzkie dusze.
P. — (milczy)
T. — Oskarżony powołuje się na swoje doświadczenie. Może więc zdrowy rozsądek podyktował oskarżonemu przekonanie, iż Szatan nie istnieje?
P. — Tak jest, Wasza Miłość.
T. — Święty Trybunał zgodnie z nauką Kościoła wierzy w istnienie Szatana oraz w jego zgubny wpływ na ludzkie dusze. Czy oskarżony uważa, że Święty Trybunał jest pozbawiony zdrowego rozsądku?
P. — (milczy)
T. — Dlaczego oskarżony nie odpowiada?
P. — Nie wiem, Wasza Miłość. To przerasta mój rozum. Ja wiem tylko, że wzywałem diabła, chciałem mu zaprzedać duszę i on się nie zjawił, więc go chyba nie ma.
T. — Czy według oskarżonego istnieje na świecie zło?
P. — O tak, Wasza Miłość! Dużo jest zła.
T. — Czy oskarżony zaznał w swoim życiu zła?
P. — Tylko zła, Wasza Miłość, zaznałem, niczego innego.
T. — Oskarżony nadal podtrzymuje swoje twierdzenie, że Szatan nie istnieje?
P. — Gdyby istniał, Wasza Miłość...
T. — Pytam, czy oskarżony podtrzymuje swoje twierdzenie, że Szatan nie istnieje?
P. — Podtrzymuję, Wasza Miłość.
T. — Jeśli więc Szatan nie istnieje, kto według oskarżonego jest sprawcą zła na ziemi?
P. — (milczy)
T. — Czy oskarżony wierzy w Boga, Stworzyciela nieba i ziemi?
P. — Jakżeżbym mógł nie wierzyć, Wasza Miłość?
T. — Zatem według oskarżonego Bóg wszechmogący stworzył zło na ziemi?
P. — Ja tego nigdy nie powiedziałem. Wasza Miłość, przysięgam.
T. — Oskarżony wciąż podtrzymuje swoje twierdzenie, że Szatan nie istnieje?
P. — Wasza Miłość, jeśli się nie zjawił...
T. — Jest Szatan czy go nie ma?
P. — Wasza Miłość, Bóg nie stworzył zła.
T. — Święty Trybunał daje wiarę oskarżonemu, iż ten szczerze odżegnuje się od bluźnierczej myśli, jakoby Bóg mógł być sprawcą zła na ziemi.
P. — Dziękuję, Wasza Miłość.
T. — Czyim poddanym jest oskarżony?
P. — (milczy)
T. — Czy Ich Królewskich Mości Katolickich, króla Ferdynanda i królowej Izabeli?
P. — Tak, Wasza Miłość.
T. — Kto w Królestwie Katolickim stanowi prawa?
P. — (milczy)
T. — Królewski Majestat?
P. — Tak, Wasza Miłość.
T. — I kto jeszcze?
P. — (milczy)
T. — Kościół Katolicki?
P. — Tak, Wasza Miłość.
T. — Oskarżony zeznał, że według jego jak najbardziej świadomego rozeznania wszelkie prawa w Katolickim Królestwie stanowione są przez Królewski Majestat oraz Kościół Katolicki. Czy oskarżony potwierdza to?
P. — Tak, Wasza Miłość.
T. — Święty Trybunał stwierdza, iż w świetle swoich dotychczasowych zeznań oskarżony jawnie się przyznał do buntu przeciw najwyższej władzy świeckiej i duchownej.
P. — Wasza Miłość, ja buntownikiem? Nie jestem buntownikiem!
T. — Święty Trybunał opiera się na zeznaniach oskarżonego i nie daje w tej chwili wiary jego gołosłownym zaprzeczeniom. Oskarżony stwierdził, że na ziemi istnieje zło? Oskarżony przyznał, że sam wiele zła doświadczył?
P. — Tak, Wasza Miłość, powiedziałem to.
T. — Nie Szatan zdaniem oskarżonego jest sprawcą zła, ponieważ Szatan według oskarżonego nie istnieje. Boga wszechmogącego również oskarżony nie obwinia o zło na ziemi. Któż zatem według oskarżonego może być sprawcą zła, jeśli nie ci, którzy stanowią prawo?
P. — (milczy)
T. — Święty Trybunał stwierdza, że oskarżony Perez, obwiniony o ciężki grzech herezji i odstępstwa od zasad wiary katolickiej, ujawnił w czasie śledztwa szczególnie buntownicze myśli, twierdząc, że za zło istniejące na ziemi jedyną i wyłączną odpowiedzialność ponosi władza świecka oraz duchowna.
P. — Wasza Miłość, przysięgam, że nigdy tak nie myślałem.
T. — Zatem Święty Trybunał kłamie?
P. — (milczy)
T. — Zarzucając Świętemu Trybunałowi kłamstwo oskarżony potwierdza własne zeznania o swoich buntowniczych zamysłach.
P. — Wasza Miłość, przyznaję się!
T. — Do czego oskarżony przyznaje się?
P. — Zbłądziłem, Wasza Miłość, dałem się zwieść swojej głupocie i nieświadomości, ale przysięgam, że nie jestem buntownikiem i nigdy nim nie byłem. Wierzę w istnienie Szatana, on jest sprawcą wszystkiego zła.
T. — Święty Trybunał nie ma żadnych podstaw, aby wierzyć w szczerość tego zeznania. Czy oskarżony wie, że bunt przeciw Królewskiemu Majestatowi karany jest śmiercią?
P. — Wiem, Wasza Miłość, ale ja nie jestem buntownikiem. Zbłądziłem, przyznaję się. Wielki to mój grzech. Wierzę w Szatana i on jest sprawcą zła.
T. — Święty Trybunał nie może dać wiary oskarżonemu, ponieważ jego obecne zeznanie podyktowane zostało nie tyle przez szczerą skruchę ile przez uświadomienie sobie kary, która go czeka. Jedno może oskarżonego uratować, wyznać Świętemu Trybunałowi pełną prawdę.
P. — Boże wielki, mówię prawdę!
T. — Niech oskarżany przestanie się bać. Święty Trybunał po to jest, żeby błądzących wyprowadzać na proste drogi. Niestety Święty Trybunał nie może oskarżonego uratować, jeśli oskarżony sam się uratować nie chce. Niech oskarżony wyzna pełną prawdę.
P. — Uczynię to, Wasza Miłość.
T. — Łaska Boga miłosiernego jest nieograniczona. Niech oskarżony wyjawi Świętemu Trybunałowi imiona i nazwiska ludzi, z którymi spiskował przeciw Ich Królewskim Mościom oraz Kościołowi.
P. — Boże!
T. — Przypominam oskarżonemu, że wzywanie imienia boskiego nie jest zeznaniem, na które cierpliwie czeka Święty Trybunał.
P. — Wasza Miłość, ojcowie dostojni, nigdy nie należałem do żadnego spisku.
T. — Niech oskarżony sięgnie do swojej pamięci.
P. — Przysięgam, nigdy nie spiskowałem, jestem prostym człowiekiem. Czego chcecie ode mnie?
T. — Prawdy.
P. — Szatan jest sprawcą zła.
T. — Kto wraz z oskarżonym należał do spisku przeciw Ich Królewskim Mościom i Kościołowi?
P. — Nie należałem do żadnego spisku, Wasza Miłość. Błagam, uwierzcie mi. Zbłądziłem, Szatan mnie opętał, to on mnie w to wszystko uwikłał.
T. — Święty Trybunał, powodując się jedynie troską o duszę oskarżonego, chętnie uwierzy oskarżonemu.
P. — Dziękuję, Wasza Miłość.
T. — Wpierw jednak musi oskarżony udowodnić swoje zeznanie.
P. — Nie rozumiem, Wasza Miłość.
T. — Oskarżony twierdzi, że nie żywił żadnych myśli buntowniczych oraz nie należał do żadnego spisku przeciw władzy świeckiej i duchownej. Jakie dowody może na to oskarżony złożyć?
P. — Jestem niewinny, Wasza Miłość!
T. — Niechżeż więc oskarżony złoży dowody swojej niewinności.
P. — Wasza Miłość, przysięgam, że w całym moim życiu ani przez jedną chwilę nie powstała we mnie jakakolwiek buntownicza myśl.
T. — Przed chwilą oskarżony dobrowolnie zeznał, iż najwyższe władze państwa i Kościoła winne są zła tak obficie pleniącego się na ziemi.
P. — Szatan opętał mnie, Wasza Miłość.
T. — Jeszcze raz powtarzam oskarżonemu, że Święty Trybunał niczego tak nie pragnie, jak dać oskarżonemu wiarę. Niechże więc oskarżony w trosce o zbawienie swojej duszy udowodni Świętemu Trybunałowi, iż rzeczywiście nigdy nie żywił buntowniczych myśli i nie należał do żadnego spisku.
P. — Na mękę Pana naszego, Jezusa Chrystusa, przysięgam, że jestem niewinny.
T. — Czy to jest jedyny dowód niewinności, jaki oskarżony chce złożyć?
P. — Cóż więcej mogę, Wasza Miłość?
T. — Na to pytanie sam oskarżony musi odpowiedzieć.
P. — (milczy)
T. — Czy milczenie oskarżonego oznacza, że oskarżony odmawia złożenia Świętemu Trybunałowi przekonywających dowodów swojej niewinności?
P. — Ja nie odmawiam, Wasza Miłość, ale chyba tylko jeden Bóg może zaświadczyć o mojej niewinności.
T. — Święty Trybunał z ubolewaniem stwierdza, że oskarżony mimo kilkakrotnych wezwań uporczywie odmawia złożenia dowodów, iż nigdy w stosunku do władzy świeckiej i duchownej nie żywił buntowniczych myśli i nie należał do spisku mającego na celu obalenie przemocą porządku panującego w Królestwie. Tak więc oskarżony w sposób jak najbardziej oczywisty wystawia świadectwo swoim przestępstwom. Jest rzeczą powszechnie wiadomą, iż wszelkie prawo stanowione przez Królewski Majestat ma na celu doczesne dobro wszystkich poddanych, natomiast Kościołowi Świętemu powierzona została przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa, dbałość o zbawienie ludzkich dusz. Oskarżony ze szczególnie uporczywą przewrotnością usiłuje potargać ten porządek naturalny i nadprzyrodzony, pomawiając obydwa o sprawianie zła, które na ziemi istnieje. Mimo to Święty Trybunał nie rezygnuje z troski o duszę oskarżonego i jeszcze raz ponawia swoją próbę: niech oskarżony wyzna pełną prawdę. Oskarżony, jak sam to zeznał w pierwszym śledztwie, nie szczędził energii i wysiłków, gdy chodziło mu o przywołanie Szatana. Potwierdza to oskarżony?
P. — Tak, Wasza Miłość, chodziłem do tej kobiety, pomawianej o czary, ponieważ naprawdę chciałem zaprzedać swoją duszę.
T. — A później, gdy oskarżony już się przekonał, że Szatan jakoby nie istnieje, z kim oskarżony dzielił się swymi wątpliwościami?
P. — Nie pamiętam już, Wasza Miłość.
T. — Z tak więc wielką ilością ludzi rozmawiał oskarżany na ten temat?
P. — (milczy)
T. — Święty Trybunał wierzy oskarżonemu, iż w tej chwili rzeczywiście nie dopisuje mu pamięć. Pragnąc dopomóc oskarżonemu i pozostawić mu pewien czas do namysłu, Święty Trybunał odkłada dalsze śledztwo do dnia jutrzejszego.
Nazajutrz, dnia dziewiątego września, w przytomności tego samego co uprzednio Świętego Trybunału, Lorenzo Perez zeznawał, jak następuje:
T. — Święty Trybunał dalej prowadzi śledztwo w sprawie Lorenza Pereza, oskarżonego o szerzenie poglądów niezgodnych z naukami Kościoła oraz o udział w rozległym spisku, który miał za cel obalenie przemocą istniejących w Królestwie Katolickim władz świeckich i duchownych. Czy oskarżony chce uzupełnić swoje dotychczasowe zeznania?
P. — Tak, Wasza Miłość.
T. — Święty Trybunał słucha oskarżonego.
P. — Wasza Miłość, ojcowie wielebni, dziękuję, że dajecie mi jedyną i ostatnią okazję, abym mógł nie tyle zmazać moje ciężkie przewinienia, ile przez ujawnienie ich w pełnym świetle ukazać całą ich potworność. Gdyby modlitwy człowieka tak występnego, jak ja, mogły coś znaczyć u Boga, modliłbym się za was, ojcowie wielebni, ponieważ choć tak nisko upadłem i w takie nieprawości się pogrążyłem, wy mi podaliście pomocną dłoń, ułatwiając mi zrozumienie moich nikczemnych zbrodni. Nie śmiejąc wszakże kalać tronu boskiego moim niegodnym głosem, muszę ku ostrzeżeniu wszystkich tych, którzy by jak ja w ciemności zła chcieli się kiedykolwiek pogrążyć, wyznać z całą pokorą i skruchą swoje grzechy. Rzeczywiście wielu zgryzot i trudności zaznałem w moim życiu, wszelakoż ogarnięty zarozumialstwem i pychą zamiast bezgranicznie ufać miłosierdziu Bożemu i w skromności ducha znosić swój los, o zbawienie duszy przede wszystkim się troszcząc — potargałem nikczemnie swoje związki z naukami Kościoła, siebie ponad jedyną prawdę wyniosłem i takimi to buntowniczymi myślami zbrukany i zatruty począłem szukać przymierza z Szatanem, nie rozumiejąc, że odrywając się od społeczności wiernych i własnym bluźnierczym myślom folgując, już jestem w wieczystej mocy podstępnego wroga. Pojmuję teraz, wielebni ojcowie, że na moje wezwania Szatan nie potrzebował się zjawiać, ponieważ ja się już dobrowolnie oddałem w jego ręce. Nie na tym się jednak kończą moje winy. W kłamliwych wykrętach i wybiegach usiłowałem dotychczas szukać dla siebie ratunku, teraz wszakże, przez was, wielebni ojcowie, oświecony, widzę, że tylko bezgranicznie szczere wyznanie prawdy może mnie doprowadzić do jedynego ratunku, jaki dla mnie istnieje, to jest do poniesienia kary, na którą ze wszelkich względów ludzkich i boskich zasłużyłem. Zawierzywszy Szatanowi, jego tylko diabelskimi drogami mogłem dalej zdążać, jedno bowiem popełniwszy przestępstwo — w dalsze coraz to potworniejsze musiałem popadać. Sam w rękach Szatana, szerzyłem nieczyste poglądy, jakoby on nie istniał i duszom ludzkim nie zagrażał, siałem więc zamęt i zarazę w umysłach, podważałem zasady wiary, prawdzie kłam zadawałem. Świadomy wszelako teraz nienasyconej żarłoczności zła widzę, że i na tym nie poprzestałem, bowiem na skutek sprzymierzenia się z diabelskimi mocami chęć czynienia zła owładnęła mną całkowicie i z tych to przyczyn, coraz większą nienawiścią dobra miotany i niepomny, co sam, nędzny robak, zawdzięczam Królewskiemu Majestatowi oraz Kościołowi, wszedłem na drogę jawnego buntu przeciw najwyższym władzom Królestwa, upodobniając się w ten sposób do wyzutego z wszelkiej czci i wiary zbrodniarza, który podnosi świętokradczą rękę na ojca swego i na matkę swoją. Takimi więc straszliwymi przestępstwami obciążony, nie zasługuję, wielebni ojcowie, na żadną litość i jeśli o cokolwiek śmiem was błagać, to jedynie o karę jak najbardziej surową, aby ona i mnie samemu dopomogła z grzechów się oczyścić, i dla wszystkich żyjących była sprawiedliwym zadośćuczynieniem za zło przeze mnie wyrządzone.
T. — Czy oskarżony może wymienić nazwiska osób, które wciągnął do spisku?
P. — Tak jest, Wasza Miłość, jestem gotowy wymienić nazwiska wszystkich ludzi, którzy za moim poduszczeniem przynależeli do tego zbrodniczego przedsięwzięcia, ponieważ tylko w ten sposób mogę ocalić ich dusze od wiecznego potępienia.
T. — Święty Trybunał słucha oskarżonego.
Rejestr zbrodniarzy ujawnionych przez Lorenza Pereza obejmuje kilkudziesięciu ludzi, mężczyzn, młodzieńców i kobiet zamieszkałych w samym Burgillos, bądź w jego okolicach, nie wydaje się nam przeto rzeczą konieczną wymienianie ich, bowiem o doniosłości samej sprawy raczej swoją ilością świadczą niż poszczególnymi imionami, niewiele mówiącymi wczoraj, a jeszcze mniej dzisiaj.
Jedno wszakże nazwisko spośród zdemaskowanych buntowników godzi się dla pouczenia wymienić, a mianowicie pohańbione imię księdza Miguela Vargasa, proboszcza w Burgillos, który spowiednikiem będąc Lorenza Pereza wykazał przy pełnieniu swych obowiązków karygodną ślepotę i na niemniejsze potępienie zasługujący zanik czujności wobec zła.
Sprawa Lorenza Pereza, tak dogłębnie zbadana i do samych swych korzeni obnażona przez czcigodnego ojca Wielkiego Inkwizytora, aczkolwiek tylko wśród pospolitych ludzi się dziejąca, stanowi przecież świadectwo szczególnie wymowne, do jak ciężkich zbrodni prowadzić musi wszelkie odstępstwo od zasad wiary. Ze wszystkich stron otaczają nas przewrotne diabelskie moce, czyhając niecierpliwie, aby z każdej ludzkiej słabości, a nade wszystko z nieposkromionej pychy umysłu wyciągnąć dla siebie korzyści. Wielkim polem bitewnym jest ten padół ziemski, lecz że jedna tylko prawda objawiona została rodzajowi ludzkiemu — przy niej się skupiając i jej służąc, żywić możemy nieugiętą wiarę, iż wszelkim wrogim zakusom oprą się mury Niebiańskiej Fortecy, zaś nieprzyjaciel w swej bezsilnej złości dozna ostatecznej klęski.
Aby zaś skończyć rzecz o procesie Lorenza Pereza, dodać jeszcze musimy z kronikarskiego obowiązku, że już w miesiącu marcu, na dzień świętego Józefa, wszyscy pobożni mieszkańcy miasta Toledo mieli możność uczestniczenia w podniosłej uroczystości, w czasie której heretyk i buntownik Lorenzo Perez oraz liczni wspólnicy jego zbrodni oddani zostali oczyszczającym płomieniom. Ci, których obciążały przewinienia pomniejsze, również i kary ponieśli mniej surowe, zostając skazani na wieloletnie galery lub pokuty kościelne i pieniężne restrykcje, w każdym wszelako wypadku na utratę czci oraz zakaz sprawowania urzędów aż do trzeciego pokolenia.
Ciesząc się z tak pełnego zwycięstwa sprawiedliwości, nie podobna nam wszakże nie wyrazić żalu, iż Ten, który w tak decydującej mierze przyczynił się był do wyświetlenia prawdy, nie ujrzał jej ostatecznego tryumfu.
Nazajutrz po ukorzeniu się Lorenza Pereza przed Świętym Trybunałem czcigodny ojciec Torquemada ciężko zaniemógł i jakkolwiek lekarze oraz najbliższe otoczenie ukrywali przed nim powagę sytuacji — on sam, wiedziony niezawodnym przeczuciem zbliżającej się śmierci, zapragnął w rodzinnym Avila oddać Bogu ducha. Nikt się nie odważył sprzeciwić temu żądaniu umierającego.
Przeto rankiem trzynastego września roku pańskiego tysiąc czterysta dziewięćdziesiątego ósmego, zapewniwszy uprzednio choremu jak najdogodniejsze warunki podróży, poczet domowników Wielkiego Inkwizytora opuścił miasto Toledo, aby towarzyszyć czcigodnemu ojcu w jego ostatniej ziemskiej wędrówce.“



Tekst udostępniony jest na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska.