Ciocia Klara i ciocia Barbara

Ciocia Klara i ciocia Barbara.




Dwie ciotunie ładnej Zosi: stara panna Klara,
I wdowa po czterech mężach, sędzina Barbara.
Otrzymawszy list od Zosi pewnego wieczora,
O doszłych jej zaręczynach za pana Melchiora,
Przyklasnąwszy wykrzyknęły! Patrzajcie nowina!
O to Zula! — Ależ Zula! — Oto zuch dziewczyna
No Zula! — tak jedźmy do niej, rzecze panna Klara!
Jedźmy zaraz! w ślad dodaje sędzina Barbara.

Przyjechały — dawaj ściskać i całować czule,
Te najdroższą, tę najmilszą, tę jedyną Zulę.
— O, jakiż on? — a jakże on? — No cóż, czy bogaty?
— No gadajże — czy z wąsami — a wiele intraty?
— Jakto było? — skądże jemu? — w jakiej mieszka stronie,
— A czy koczem czy karetą? — a jakie ma konie?
Sto tchem jednym jej zapytań robi panna Klara,
Sto dwanaście w ślad dodaje sędzina Barbara.

Dowiedziały się wszystkiego — Blondyn, lat trzydzieście,
Folwark daje mu dzierżawy rubli tysiąc dwieście;
Drugi, w którym mieszkać będą, cały murowany.
Konie siwe, stangret Marcin — bardzo zakochany,
(Nie Marcin ale pan jego) — Meble mahoniowe,

Fortepian będzie wiedeński — a obicia nowe,
— A czy mówi po francuzku? pyta panna Klara,
— A był kiedy za granicą? dodaje Barbara.

Był, i mówi. — No, to dobrze, a charakter jaki?
— Anioł ciociu! — Bo to widzisz bywa czasem taki,
Że przed ślubem zda się anioł, a potem po ślubie,
Czysty djabeł — Ty wiesz Zosiu jak ja ciebie lubię,
Jak cię kocham, więc powinnam z serca tobie radzić,
Jak masz z mężem postępować, i jak go prowadzić,
— A! tak, jak masz go prowadzić, rzecze panna Klara,
— Jak masz z mężem postępować, dodaje Barbara.

Naprzód powiem tobie, zawsze Zosieczko kochana,
Mąż powinien cię dwa razy pocałować zrana,
Na dobry dzień, po herbacie, tyleż po obiedzie;
Jak gdzie z pokoju wychodzi, albo dalej jedzie,
Pożegnać się z tobą musi, i popieścić trocha;
Jak raz tego nie dopełni, to już cię nie kocha.
— O tak, tak, nie kocha ciebie, rzecze panna Klara,
— Mówię, że już cię nie kocha — dodaje Barbara.

Potem jeszcze, słuchaj dobrze mnie Zosiu kochana,
Że on ciebie zdradzać zechce, bądź przygotowana,
Bo mężczyzna każden taki, nie myśl że to żarty,
Takim był i mąż mój pierwszy, a takim i czwarty,
Więc należy mieć ogromny takt, i doświadczenie,
Nie rachuj na delikatność, ani ich sumienie,
— O tak, tak, nie rachuj na nie, rzecze ciocia Klara,
— To istoty bez sumienia — dodaje Barbara.

Zatem trzeba z nim rozumnie, żeby zawsze wiedział,
Że go znasz, a pilnuj dobrze, żeby w domu siedział,
A bez ciebie ani za próg: — jedzie, ty znim razem.
Nigdy żadnego zboczenia nie przepuść mu płazem;
Spojrzy na jaką kobietę, wymów zaraz z góry,
Żaden list niechaj nie przejdzie bez twojej cenzury.
— O, tak każden list przeczytaj, rzecze ciocia Klara,
— Ani go się o to pytaj — dodaje Barbara.

Nigdy mu nie żałuj sceny, a przynajmniej scenki,
Jak go znajdziesz obok jakiej damy, lub panienki,

Żeby nigdy się nie bawił długo przy kobiecie,
I wiedział że ty dla niego wszystkiem na tym świecie;
Zrób mu scenę jak na termin do domu nie wróci,
Rób mu na dzień cztery sceny, jak się bałamuci;
— O! tak, rób scenę po scenie, rzecze panna Klara,
— Słowem ani dnia bez sceny — dodaje Barbara.

Bo my zawsze nieszczęśliwe, i zawsze zdradzone.
Który z nich tak jak należy, kocha swoją żonę?
Każdy z nich taki bałamut, że niech Pan Bóg broni,
Ja ich przecież czterech miałam, to wiem jacy oni,
Każden z nich byłby mię zabił z zgryzoty i nudy,
Żeby sam (świeć jego duszy) nie był umarł wprzódy.
— Wieczny więc mu odpoczynek, rzecze ciocia Klara,
— In saecula saeculorum, dodaje Barbara.

Ależ ciociu, ja przysięgnę przecież posłuszeństwo.
— Głupia jesteś moja Zosiu, dowiedz się: małżeństwo
Dla szczęścia i dla spokoju ludzi moja droga,
Zostało ustanowione przez samego Boga,
A jak szczęście albo spokój pytam się być może,
Jeśli mąż nie jest trzymany w potrzebnym rygorze?
— O tak,rygor przedewszystkiem — rzecze ciocia Klara,
— Rygor, rygor, nic nad rygor — dodaje Barbara

Czy i resztę wypowiedzieć? — Nie! na rany Boga!
Szanuj skromność mą dziewiczą Basiu moja droga,
Albo zostaw to już matce, niech ona jej powie,
Lepiej niechaj się od matki, jak skąd inąd dowie,
— Masz racyę siostruniu droga, więc na dziś Zosieczku,
Dosyć będzie, resztę mama mój ty aniołeczku...
— Wytłumaczy ci obszernie, rzecze panna Klara,
— Wytłomaczy akuratnie, dodaje Barbara.

Sens moralny, że wolałbym moją narzeczoną,
Przez dwa półki kawaleryi widzieć prowadzoną,
Jak przez jedną taką ciotkę zaprawioną w cnocie,
A cóż mówić już u djabła przez dwie takie ciocie.
I wolałbym z dwojga złego, jakem człowiek szczery,
Dostać trochę apopleksji, a nawet cholery,
Jak wziąść żonę edukacyi słodkiej panny Klary,
I wdowy po czterech mężach sędzinej Barbary!






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Artur Bartels.