Co to jest życie?... Schylona nad księgą
Wiecznych zagadnień o śmierci i bycie,
Myśl wstrząsa niebios i ziemi potęgą, Pytając: Co to jest życie?
Jako świat dawny, tak dawno palące
Słowo to, w błękit wyrzucone, leci...
A nad ludzkością zadumaną słońce W ciszy powstaje i świeci...
I żaden odzew nie koi nam ducha
I nie rozjaśnia żaden promień nocy...
Ach, kiedyż wstanie Ten, który nas słucha, Milczący w swojej wszechmocy?
Co to jest życie? — Oś przemian i ruchu,
Harmonji zjawisk ton główny, przewodni,
Płomyk, co gaśnie przy śmierci podmuchu, I znów się chwyta pochodni...
I co jest życie? — Żebracze łachmany,
Purpura królów, siła myśliciela,
Nędza, co w istnień miljony się wciela, Wlokąc materyj kajdany...
Upadek duchów, walk pole najkrwawsze,
Gdzie nikt nie mierzy oręża, ni siły,
I gdzie zwycięstwo otrzymuje zawsze Czarna chorągiew mogiły...
Co to jest życie? — Uśmiechy wiosenne,
Szmer pocałunków, jutrzenka spłoniona,
Zroszone róże, marzenia półsenne, Uścisk, co splata ramiona...
I co jest życie? — Odwieczna tęsknica
Do oddalonych żywej wody zdrojów,
Żar, co pierś trawi i ogień podsyca Burzliwym tchem niepokojów...
Trud bez zapłaty, samotność i wzgarda,
Znój krwawy czoła i łzy krwawe oka,
Boleść, jak groby, czarna i głęboka, Dola sieroca i twarda!
Cóż więc jest życie? Do czego zbudzone?
Czemu tak strasznie rozłamane w sobie? —
Oto w błękitach ma swoją koronę, A trwałość odrodzeń — w grobie.
Obecność jego wszędzie, a istota
Niepochwycona, lotna i subtelna...
Dotkniesz go ręką — garść pyłu i błota, Myślą — iskra nieśmiertelna.
Gdzież jest ten nikły punkt, ta tajemnicza
Spójnia, co wieczne łączy ze znikomem
I zmiennej formie, która jest jej domem, Potęgi bytu użycza?
I komu dano chwycić moment wielki,
W którym materja przyjmuje palące
Znamiona ducha, jak rosy kropelki, Co rankiem zwierciedlą słońce?
O myśli ludzka, gdzieżeś ty nie była
Po słowo życia, płomienna i drżąca?
I jaka czara, tuż przy ustach schnąca, W pragnieniu cię nie poiła?
Ileż ty razy, o biedna ludzkości,
Wzniesiesz się jeszcze i padniesz znużona,
Zanim podstawy dla swojej przyszłości Wyczerpniesz z własnego łona,
Zanim zdobędziesz choć tyle w tym boju,
Z tajemniczością własnego istnienia,
Byś cele swoje bez łez i bez drżenia Rozważać mogła w spokoju?
Kiedyż ukoisz się i pójdziesz, cicha,
Wytkniętą drogą, bez skargi, świadomie
Dążąc tam, kędy myśl boża oddycha W słonecznych światów ogromie?
O! gdybym mogła z łez własnych, z tęsknoty
Utkać, jak tęczę, pas długi, pas złoty!
Rzuciłabym go w gościniec daleki, By prędzej po nim szły wieki!
Ale w ludzkości, jak klątwa niedoli,
Są takie słowa, których nic nie zgłuszy...
Myśl od nich płonie i pierś od nich boli I ciemno robi się w duszy...
I wiem, że wiecznie wśród istnień gromady,
Z okiem utkwionem w dalekim błękicie,
Stać będzie człowiek, samotny i blady, Pytając: Co to jest życie?