Człowiek o czterdziestu talarach/III
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Człowiek o czterdziestu talarach |
Pochodzenie | Powiastki filozoficzne / Tom drugi |
Wydawca | Krakowska Spółka Wydawnicza |
Data wyd. | 1922 |
Druk | Drukarnia »Czasu« w Krakowie |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Podziękowawszy serdecznie członkowi Akademii za to że mnie objaśnił, odszedłem do szczętu ogłupiały, chwaląc Opatrzność, ale mamrocząc przez zęby te smutne słowa: „Tylko dwadzieścia talarów rocznie aby żyć, i tylko dwadzieścia dwa lat do życia!…“ Ach, niechby nasze życie było jeszcze krótsze, skoro jest tak nieszczęśliwe!
Niebawem, znalazłem się przed wspaniałym domem. Odczuwałem już głód. Nie miałem ani stodwudziestej części sumy która przypada z prawa każdej jednostce; ale, gdy mnie objaśniono że to jest klasztor wielebnych ojców karmelitów bosych, powziąłem najlepsze nadzieje. Mówiłem sobie: „Skoro ci święci ludzie są na tyle pokorni aby chodzić boso, będą dość miłosierni aby mi dać obiad“.
Dzwonię, wychodzi karmelita. „Czego chcesz, mój synu? — Chleba, wielebny ojcze; nowe ustawy odjęły mi wszystko. — Mój synu, my sami prosimy jałmużny, nie dajemy jej. — Jakto! wasza święta reguła broni wam nosić pończoch, i macie książęcy pałac, i odmawiacie mi kęsa chleba! — Mój synu, to prawda że chodzimy bez trzewików i pończoch; to jeden wydatek mniej; ale nie jest nam zimno w nogi tak samo jak w ręce; gdyby nasza święta reguła kazała nam chodzić z gołym tyłkiem; nie byłoby nam zimno w pośladki. Co się tyczy naszego pięknego domu, zbudowaliśmy go bez trudu, ponieważ inne nasze domy na tej samej ulicy przynoszą nam sto tysięcy funtów renty. — A! a! Pozwalacie mi umrzeć z głodu, a macie sto tysięcy funtów renty! Płacicie tedy pięćdziesiąt tysięcy nowemu rządowi? — Niechże nas Bóg broni, abyśmy mieli płacić bodaj obola! Jedynie plon ziemi uprawnej pracowitemi rękami, stwardniałemi od trudu i mokremi od łez, winien jest daninę władzy prawodawczej i wykonawczej. Jałmużny, któremi nas obdarzono, pozwoliły nam wznieść te domy, dające nam sto tysięcy franków rocznie; ale jałmużny te, pochodzące z owoców ziemi, zapłaciły już podatek, nie powinny go płacić dwa razy; uświęciły wiernych, którzy się zubożyli aby nas wzbogacić. Zaczem, w dalszym ciągu żebrzemy jałmużny i okładamy haraczem dzielnicę Saint-Germain, aby jeszcze uświęcić wiernych“. To rzekłszy, karmelita zamknął mi drzwi przed nosem.
Przechodziłem wpodle koszar szarych muszkieterów[1]; opowiedziałem rzecz całą jednemu; dali mi dobry obiad i talara. Któryś poddał aby podpalić klasztor; ale inny, roztropniejszy, przedstawił mu że jeszcze nie nadszedł czas i prosił aby zaczekał ze dwa albo trzy lata.