Czarna Perełka/Część II/II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Czarna Perełka |
Wydawca | M. Arct, Zakł. Wyd. S. A. |
Data wyd. | 1939 |
Druk | M. Arct, Zakł. Wyd. S. A. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała część II Cała powieść |
Indeks stron |
Izdebka, którą tymczasowo przeznaczono dla Lenory, była ciemna, wilgotna, zatęchła i podobna do wszystkich swych sióstr więziennych w kraju, w których po staremu więzień już przez to, że został przytrzymany, wydaje się winowajcą, i począwszy od pierwszej chwili aresztowania, jest karany, choć nieprzekonany o istotę czynu.
Lenora znalazła się w niej, przejechawszy nieprzytomnie ulice Warszawy, sama nie wiedząc, jak ją do niej wepchnięto. Chrzęst ryglów, które za nią spuszczano, obudził ją z odrętwienia. Obejrzała się. Choć biały dzień był jeszcze i rano, przez zapylone szyby niewielkiego okna, na pół zabitego deskami, mało się przeciskało światła. We framudze pod nim, maleńki brudny stoliczek, tapczan z desek, niczym nie okryty, jeden stołek prosty, piec polepiony świeżo... ubierały stosownie tę celę grobową.
W powietrzu brak było tego, co życie daje, oddychając nim czuło się, że ono zabija, nie karmi. Woń trupia i mdła, i wilgotna, zmieszana z tysiącami wyziewów murów i ludzi, pleśni, wilgoci, w zamknięciu szczelnym stała się jakąś atmosferą zabijającą. Chłód przenikliwy dał się raz pierwszy uczuć dziewczęciu, które po rozgorączkowaniu rannym uczuło dreszcze, przebiegające jak zwiastuny choroby.
Chciała płakać i nie mogła. Zdało się jej, jakby coś łzy trzymało wezbrane. Usiadła na twardym tapczaniku, podparła się o stół chwiejący i tak pozostała, zobojętniała na wszystko. Pragnęła umrzeć, ale w cierpieniu pragnienie to jest znakiem, że życia ma człowiek wiele; pomyślała, że mogłaby się może głodem zamorzyć, potem, jakby na urągowisko, przyszła jej na pamięć kochana matka przybrana, która ją tak pieściła, dnie wesela, szczęścia, pieśni, swobody, młodości.
Szukała w duchu, czym by zawiniła, że ją Bóg karał tak srodze. Nie mogła zrozumieć cierpienia bez winy; odpowiedziała sobie, iż w piśmie stoi słowo niezmazane o cierpieniu dzieci za ojców winy do pokoleń wielu. — Jestem dzieckiem wyklętego plemienia, może ojca winowajcy? Bóg chce ekspiacji i poddać się jej potrzeba. Ale dlaczegoż ranek życia tak mi się wdzięcznie uśmiechał? Któż zrozumie swe przeznaczenie?
Dreszcze zaczęły się zwiększać, otuliła się chustką, jakiś półsen nią owładnął, łza przecisnęła się przez powieki powoli, a za nią popłynęły strumienie długo tłumione. Oparła się o mur, straciła przytomność, i ciemności, wśród których jakieś niewyraźne snuły się kształty, szumiały głosy, otoczyły ją dokoła.