<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Czarna ręka
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 18.8.1938
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


W domu „Czerwonego Mistrza“

Tegoż wieczora pisma stołeczne zamieściły długie artykuły o zaaresztowaniu dwóch członków groźnej bandy „Czarnej Ręki“.
„John Raffles, człowiek, który wykrywa przestępców!“ — wołali sprzedawcy gazet, nadając Tajemniczemu Nieznajomemu jeszcze jeden nowy tytuł honorowy.
Jakaś czarno ubrana dama kupiła gazetę na Strandzie. Widać spieszyło jej się bardzo, gdyż chwyciwszy pismo, oddaliła się szybko, nie czekając na wydanie reszty. Sprzedawca sądził, że się pomyliła. Pobiegł za nią i dogonił ją w chwili gdy wsiadała do auta.
— Zatrzymaj sobie pieniądze — zawołała dama.
Auto oddaliło się. Siedząc w zamkniętej taksówce, dama odchyliła woalkę i drżącą ręką rozwinęła gazetę. „Raffles odkrywa zbrodnie „Czarnej Ręki“!
Taki był tytuł sensacyjnego artykułu, umieszczonego na pierwszej stronicy. Artykuł ten opisywał wypadki, które rozegrały się w składzie jubilerskim.
Głęboka bruzda pojawiła się na czole nieznajomej. Jej piękna twarz przybrała prawdziwie szatański wyraz. Zgniotła ze złością gazetę i szepnęła:
— Odkryto nas! Przekleństwo!
Drobną stopą uderzyła ze złością o podłogę auta. Aby się uspokoić zapaliła papierosa. W zamyśleniu śledziła ruch uliczny. Zapadała już noc. Twarz jej przybrała wyraz ostry i zdecydowany. Oczy świeciły w ciemnościach jak oczy kota. Przy Tower Street dała znak szoferowi, aby się zatrzymał. Otworzyła drzwiczki auta i skinęła na przechodzącego człowieka z czarną brodą.
Na dźwięk swego nazwiska przechodzeń drgnął i zwrócił się w kierunku auta. Szofer usłyszał, że nieznajomy i pasażerka wymienili ze sobą kilka słów po włosku.
Nieznajomy wsiadł do auta i kazał szoferowi ruszyć z miejsca.
— Jak ci się podoba zaaresztowanie naszych towarzyszy, Carlo? — zapytała kobieta.
— Straszna historia, miss Toni — odparł człowiek z czarną brodą. — Dowiedziałem się o tym przed chwilą z gazet. Namyślałem się, czy nie powinienem udać się natychmiast do naszego klubu.
— Musimy wytężyć wszystkie siły, aby oswobodzić więźniów i unieszkodliwić Rafflesa. Zemścimy się za wszystko, skoro będziemy go mieli w swoich rękach.
Brodacz wzruszył ramionami.
— Gdyby nawet udało nam się uwolnić naszych towarzyszy, nie mamy co marzyć o schwytaniu Rafflesa...
Młoda kobieta tupnęła gniewnie nogą.
— Musimy go schwytać — zawołała. — Mógł zadowolnić się przecież odbieraniem od Pietra i Jimma ich łupu. Cała ta historia kupna naszyjnika wydawała mi się od początku do końca podejrzana. Zrobiłam głupstwo. Nie powinnam była wczoraj zwracać Jimowi naszyjnika. Obawiali się jednak, że morderstwo zostanie zbyt szybko odkryte. Chcieli ponadto korzystnie sprzedać naszyjnik. Mogliśmy mieć dzisiaj kilkanaście tysięcy funtów sterlingów, gdyby...
— Gdyby Raffles nie zjawił się i nie zabrał oprócz naszyjniki z pereł, gotówką dwóch tysięcy funtów sterlingów — dokończył brodacz. — Szkoda, że ten człowiek nie jest prezesem „Czarnej Ręki“.
— Zadziwiasz mnie — odparła miss Toni. — Zamiast wściekłości okazujesz obojętność i zadowolenie.
— Podziwiam tylko mistrzowskie uderzenie Rafflesa — odparł. — Po za tym jestem twojego zdania. Ten człowiek zasłużył na śmierć.
Auto zatrzymało się na rogu jakiejś wąskiej uliczki. Pasażerowie zapłacili szoferowi i wysiedli. Zatrzymali się przed dwupiętrowym niepozornie wyglądającym domem. Na murze widniał szyld: „Doktor Sabatini — Ginekolog Akuszer“.
Zadzwonili: Otworzyła im stara kobieta i wprowadziła do poczekalni, odpowiedziawszy po włosku na ich przywitanie. Miss Toni była widocznie częstym gościem w tym domu, gdyż nie stawiając dalszych pytań weszła na pierwsze piętro, bez pukania otworzyła drzwi od pokoju, w którym siedzieli sami mężczyźni. Po ciemnym kolorze ich twarzy i czarnych kręconych włosach, poznać było można południowców. Z hałaśliwą wesołością przywitali miss Toni i jej towarzysza. Robili wrażenie ludzi dobrze wychowanych. Ubrani byli starannie i sadząc z tytułów, musieli należeć do prawdziwej włoskiej arystokracji.
Trudno byłoby się domyśleć że gentlemani ci są wodzami słynnej „Camorry“, organizacji Czarnej Ręki.
— Gdzie jest doktor Sabatini — zapytała miss Toni.
— Konferuje w sąsiednim pokoju z Sergiuszem Iwanowiczem.
— Musimy natychmiast widzieć się z doktorem Sabatini, w sprawie oswobodzenia naszych towarzyszy — odparła miss Toni.
— Niech się pani uspokoi — odparł jeden z członków Camorry. Doktór Sabatini wydał już rozkazy członkom naszej sekcji policyjnej. Możemy przyjąć za pewnik, że w ciągu dzisiejszej nocy więźniowie zastaną zwolnieni.
W sąsiednim pokoju zabrzmiał dzwonek. Doktor Sabatini skończył swą konferencję.
Miss Toni otworzyła drzwi i wraz z towarzyszami weszła do gabinetu doktora Sabatiniego.
Był to duży pokój z ciężkimi meblami. Okna zasłonięte były grubymi aksamitnymi portierami. Na biurku paliły się w kandelabrach dwie świece, rzucające skąpe światło na stosy papierów. Za biurkiem siedział człowiek o siwej brodzie i twarzy przypominającej weneckich dożów.
Był to doktor Sabatini, naczelny szef Czarnej Ręki — człowiek stojący na czele stowarzyszenia najgroźniejszych i najlepiej zorganizowanych zbrodniarzy.
Sądząc po jego powierzchowności ujmującej, nikt nie byłby w stanie odgadnąć ile zbrodni obarczało jego sumienie. Sam z dumą nazywa się „czerwonym władcą“. Uwielbiał krew...
Członkowie Camorry stanęli w pozie pełnej szacunku przy drzwiach. Tylko miss Toni usiadła w fotelu. Doktór Sabatini utkwił w niej ostre spojrzenie.
— Popełniła pani olbrzymie głupstwo!
— Głupstwo? — zapytała łagodnie miss Toni.
— Oczywiście — głupstwo — odparł Sabatini. — Powinna pani natychmiast po śmierci Mortona zabrać wszystko, co posiadało jakąkolwiek wartość i zniknąć.
— Mieliśmy nadzieję — odparła młoda dziewczyna — że uda nam się osiągnąć wyższe ceny za przedmioty, znajdujące się w magazynie. Dlatego też zostawiliśmy.
— Ci dwaj, którzy pozwolili się schwytać zostaną ukarani — rzekł doktór Sabatini. — — Odeślę ich do naszej sekcji New Yorskiej, gdzie zajmą stanowiska początkujących. Udało mi się dzięki listom polecającym zainstalować Pietra, jako służącego u jubilera, ciebie zaś jako damę do towarzystwa. Gdy wyprawiłem człowieka tego dyskretnie na tamten świat, zostaliście niezdarnie na miejscu, i wpadliście w pułapkę zastawioną przez Rafflesa.
Zwrócił się do Camorristów, stojących obok drzwi.
— Zastanawiałem się nad sposobem ukarania Tajemniczego Nieznajomego i jego pomocnika. Ten człowiek oddał w ręce policji dwóch naszych towarzyszy. Przed upływem trzech dni musi odpokutować śmiercią za tę zuchwałość. Hrabio Albergo, do pana należy wykonanie wyroku.
Wezwany zbliżył się do doktora Sabatiniego i otrzymał z rąk jego kartkę papieru, noszącą na sobie znak Czarnej Ręki. Gdy hrabia przeczytał list, doktór Sabatini wręczył mu kopertę, zaadresowaną do lorda Listera alias Johna Rafflesa.
— List musi jeszcze dzisiejszej nocy dojść do rąk adresata — rzekł doktór Sabatini. — Oto plan. — Jeśli wykona go pan dokładnie, przed upływem trzech dni „Tajemniczy Nieznajomy“ przeniesie się do wieczności.
Dał ręką znak, że audiencję uważa za skończoną.
Około godziny drugiej w nocy w mieszkaniu lorda Listera przy Regent Parku zadźwięczał dzwonek.
Stary służący aż podskoczył z przerażenia. Spojrzał przez „judasza“ i ujrzał za drzwiami ciemną sylwetkę mężczyzny.
— List bardzo pilny do lorda Listera — rzekł.
Włożył list do skrzynki i zniknął. Służący wszedł do sypialni lorda i obudził go. Raffles otworzył list i przeczytał go z takim spokojem, jak gdyby chodziło o jakąś sprawę czysto zawodową. Ubrał się spiesznie i wszedł do sypialni Charleya, położonej o piętro wyżej.
— Charley!
Młody człowiek usiadł na łóżku.
— Co się stało?
— Nic ważnego. Przysłano mi wyrok śmierci.
— Wyrok śmierci? — powtórzył Charley zdumiony. — Czyżbyś popełnił morderstwo?
— Nie — odparł Raffles — Ale za to pozwoliłem sobie na wskazanie policji dwóch członków zbrodniczej bandy. Wyrok śmierci zresztą obejmuje i ciebie.
— To istotnie przykre. Nie mam jeszcze zamiaru rozstać się z tym światem. Co zamierzasz robić?
— Od jutra przeniesiemy się do małego dwupiętrowego domku na Webster Street, który wynająłem dwa miesiące temu — odparł Raffles. — Nie możemy się tutaj pokazać, póki nie wyrównamy rachunków z tą bandą zbrodniarzy. Sprawa jest dość poważna. Będziemy mieli do czynienia z ludźmi zręcznymi i odważnymi.
W pół godziny później obydwaj przyjaciele przenieśli najpotrzebniejsze rzeczy do nowej siedziby.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.