Czarny orzeł (Dubrowski)/Rozdział VII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Czarny orzeł |
Podtytuł | (Dubrowski) |
Wydawca | Tow. Wydawnicze "Rój" i Księg. E. Wende S-ka |
Data wyd. | 1926 |
Druk | Zakł. Graf. E. i D-ra K. Koziańskich |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Antoni Lange |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Nazajutrz wieść o pożarze rozniosła się po całej okolicy. Wszyscy gadali o tem z różnemi domysłami i przypuszczeniami. Jedni upewniali, że ludzie Dubrowskiego upiwszy się na pogrzebie podpalili dom nieostrożnie, inni obwiniali urzędników podpitych na osiedlinach. Niektórzy domyślali się prawdy i zapewniali, że winnym tego strasznego nieszczęścia był sam Dubrowski; wielu twierdziło, że spalił się on wraz z sądem i czeladzią. Trojekurow przyjechał zaraz na drugi dzień na miejsce pożaru i sam prowadził śledztwo. Okazało się, że isprawnik, asesor ziemskiego sądu, striapczy i pisarz, jakoteż Włodzimierz Dubrowski, jego piastunka Jegorowna, pachołek dworski Grzegorz, furman Anton i kowal Archip przepadli bez wieści. Wszystka czeladź twierdziła, że urzędnicy zginęli w czasie, gdy zapadł się dach. Opalone ich kości wygrzebano. Baby, Wasylisa i Lukeria oświadczyły, że Dubrowskiego i kowala Archipa widziały na kilka chwil przed pożarem. Kowal Archip zdaniem powszechnem żył i zapewne był głównym, jeśli nie jedynym winowajcą pożaru. Nad Dubrowskim zawisło silne podejrzenie. Cyryl Piotrowicz posłał do gubernatorstwa szczegółowy opis całego zdarzenia i rozpoczęła się nowa sprawa.
Wkrótce inne wiadomości dały nową strawę ciekawości i plotkom. Zjawili się rozbójnicy i rzucili postrach na całą okolicę. Środki, przedsięwzięte przeciw nim okazały się niedostateczne. Grabieże, jedna od drugiej większe następowały po sobie. Nie było bezpieczeństwa ani na drogach ani po wsiach. Kilka trójek napełnionych zbójcami plądrowało w biały dzień po całej gubernji, zatrzymując podróżnych i pocztę, zajeżdżając do wsi, rabując i paląc pańskie dwory. Naczelnik szajki sławny był z rozumu, odwagi i odznaczał się jakąś wielkodusznością. Opowiadano o nim cuda. Imię Dubrowskiego było na ustach wszystkich; wszyscy byli pewni, że tylko on nikt inny dowodził odnośnymi opryszkami. Dziwiono się tylko jednemu: posiadłości Trojekurowa były oszczędzane; rozbójnicy nie ograbili u niego ani jednej stodoły, nie zatrzymali ani jednego wozu. Ze zwykłą swą chełpliwością Trojekurow przypisywał tę wyjątkowość obawie, którą miał przejąć całą gubernię a także wyjątkowo dobrej policji, zaprowadzonej w swych wsiach.
Początkowo sąsiedzi śmieli się nad zarozumiałością Trojekurowa i każdy oczekiwał wizyty niespodzianych gości w Pokrowskoje, gdzie mieli się czem pożywić, lecz w końcu zmuszeni byli zgodzić się i przyznać, że i zbójcy okazywali mu niepojęty szacunek. Trojekurow triumfował i przy każdej wiadomości o nowej grabieży Dubrowskiego sypał przycinkami w stronę gubernatora, isprawników i dowódców rot, którym Dubrowski wymykał się nietknięty. Tymczasem nastał 1 października, dzień kościelnego święta we wsi Trojekurowa. Lecz zanim przystąpimy do opisywania dalszych wypadków, musimy zaznajomić czytelnika z osobami, nowemi dla niego lub z temi, o których lekko tyko wspomnieliśmy na początku powieści.