Czarny tulipan (1928)/Rozdział XXX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Czarny tulipan |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1928 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | La Tulipe noire |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron | |
Artykuł w Wikipedii |
Harlem, gdzieśmy przed trzema dniami przybyli z Różą a obecnie z więźniem, jest pięknem miastem, szczycącem się słusznie okazałością i pięknością sadów i ogrodów.
Podczas, gdy inne miasta Holandji zakładały swoją wielkość na wysławianiu zbrojowni, warsztatów okrętowych, bazarów i składów, Harlem poprzestawało na sławie zasadzania najpiękniejszych drzew, wiązów rozłożystych, topoli wysmukłych; żadne miasto nie miało takich miejsc do przechadzek służących, ocienionych sklepieniami liści dębowych, lipowych i kasztanowych.
Miasto Harlem widząc, że Lejda jego sąsiadka i Amsterdam stolica dążyły, pierwsze, ażeby się stać szkołą, a drugie stolicą handlu Holandji, postanowiło ze swej strony poświęcić się rolnictwu, czyli raczej ogrodnictwu.
Miejscowe położenie wzgórzyste, świeżością powietrza i ciepłem słonecznem dostatecznie zaopatrzone, nadawało mu pierwszeństwo przed innemi miastami Holandji wystawionemi na morskie wichry i słońce równin i skłoniło ludzi poświęcających się ogrodnictwu do osiedlenia się w niem.
W Harlem więc zamieszkali przeważnie ludzie spokojnego umysłu, zamiłowani w płodach ziemi i domowem zaciszu, jak w Rotterdamie i Amsterdamie osiedli czynni, przemyślni, z umysłem żywym, skłonnym do przedsięwzięć i wypraw w odległe strony świata, jak wreszcie w Hadze ludzie światowi i politycy.
Wspomnieliśmy, że Lejda była miastem uczonych.
Harlem upodobało sobie sztuki piękne, muzykę, malarstwo i ogrodnictwo.
Harlem polubiło namiętnie kwiaty a pomiędzy temi pierwsze miejsce zajmowały tulipany.
Harlem wyznaczało nagrody za hodowanie i wydoskonalenie gatunków tulipanów w epoce naszej powieści; jak wiemy wyznaczono na 15 maja 1673 roku na cześć tulipanu czarnego bez skazy i wady, sto tysięcy guldenów nagrody dla wynalazcy.
Harlem odznaczywszy się tym sposobem w zamiłowaniu kwiatów a szczególniej tulipanów w czasach wojny i zaburzeń, Harlem wreszcie mając w swych murach ideał tulipanów, Harlem piękne miasto drzew i słońca, cieni i światła, Harlem postanowiło z okoliczności przyznania nagrody stu tysięcy guldenów wyprawić uroczystość, mającą pozostać w pamięci współczesnych i być przekazaną wspomnieniom potomności.
Holandja jest krajem uroczystości nigdzie przyroda leniwa nie wzbudziła w ludziach podobnego zamiłowania do nich, jak w poczciwych holendrach.
Przypatrzmy się raczej obrazom dwóch Teniersów.
Ludzie leniwi są najzagozalszymi w znużeniu się, nie wtedy, gdy są przy pracy, lecz gdy się uciechom oddają.
Harlem było ożywione potrójną radością: i dlatego postanowiło obchodzić ją potrójną uroczystością; naprzód czarny tulipan był wynaleziony, powtóre książę Wilhelm zaszczycał miasto z tej okoliczności jako prawdziwy holender, nakoniec, duma narodowa chciała okazać francuzom, iż, pomimo niszczącej wojny i strat jakie poniosła, w roku 1672, pokład Rzeczypospolitej batawskiej tak był mocny, że można było na nim tańczyć przy towarzyszeniu dział okrętowych.
Towarzystwo ogrodnicze harlemskie okazało się godnym reprezentantem dumy narodowej, wyznaczając nagrodę stu tysięcy złotych za cebulę tulipanu: Miasto Harlem nie chciało się okazać skąpszem i wyznaczyło podobną sumę na uczczenie narodowej uroczystości.
W niedzielę więc 15 maja widać było niezliczone tłumy mieszczan, snujące się po ulicach, wydając okrzyki radości i wesela.
Na czele towarzystwa ogrodniczego ukazał się prezes van Herysen przybrany w najkosztowniejsze suknie.
Zacny ten człowiek usiłował wszelkiemi sposobami stać się podobnym do ulubionego kwiatu, przez zastosowanie barw ubioru swego do barw tulipana, co mu się nadspodziewanie udało.
Zwierzchnia suknia jego była z czarnego aksamitu, podobnie jak biret; przyczem odznaczała się białość śnieżna kryz i mankietów koronkowych, inne części ubioru podobnież z czarnych jedwabnych materyj składające się, uzupełniały całość uroczystego przybrania prezesa, postępującego na czele, z potwornym bukietem w ręku, podobnym do tego, z jakim pan de Robespierre w sto dwadzieścia lat później szedł na uroczystość Najwyższej Istoty.
Z tą jednakże różnicą, że poczciwy prezes zamiast serce dumnego i zemstą pałającego trybuna francuskiego, posiadał w swych piersiach kwiat niewinny, jak najniewinniejszy z kwiatków, które niósł w swym ręku.
Za członkami towarzystwa ogrodniczego, którego całość podobną była kwiecistej łące, woniejącej jak w dniu majowym, postępowali uczeni, urzędnicy, wojskowi, szlachta i włościanie.
Lud, czyli pospólstwo w rzeczypospolitej holenderskiej, nie miał wyznaczonego miejsca. Jestto zresztą najlepsze miejsce, nie mieć żadnego w tłumie.
Nie był to pochód triumfalny Pompejusza lub Cezara. Nie obchodzono porażki Mitrydata ani podbicia Gallów. Pochód był spokojny, jak przejście stada owiec niewinnych, jak lot ptaków w powietrzu.
Wpośrodku tego orszaku woniejącego, widać było czarny tulipan niesiony na podstawie pokrytej białym aksamitem ze złotemi frendzlami. Czterech ludzi niosło drągi tej podstawy na barkach i zmieniali się często, tak jak w starożytnym Rzymie zmieniali się niosący posąg Cybelli, gdy to bóstwo sprowadzono z Etrurji od wiecznego grodu, przy odgłosie trąb i okrzykach ludu.
To uroczyste wystawienie tulipanu było czcią oddaną przez lud nieoświecony i pozbawiony gustu, oświacie i gustowi sławnych mężów, których krew przelano na bruku w Buitenhof, których imiona zajaśniały na najpiękniejszych marmurach Panteonu holenderskiego.
Książę statuder miał własnoręcznie doręczyć wynalazcy nagrodę stu tysięcy złotych, czego wszyscy byli ciekawi; a nadto gdy miał przy tej okoliczności coś przemówić publicznie, tego zarówno byli ciekawi tak przyjaciele jak i przeciwnicy jego.
Rzeczywiście, najobojętniejszą mowę człowieka politycznego, przyjaciele i nieprzyjaciele jego zawsze usiłują tłumaczyć podług swoich widoków, pragnień i własnych myśli.
Nakoniec nadszedł wielki dzień 15 maja 1673; mieszkańcy miasta Harlem i okolicznych włości zgromadzili się wzdłuż chodników wysadzanych drzewami, tym razem nie myśleli poklaskiwać zwycięzcy lub uczonemu, lecz poprostu oddać zasłużone pochwały temu, który przyniewolił niejako tę płodorodną matkę, zwaną przyrodą, do wydania na świat cudownego kwiatu w wyobraźni tylko dotąd istniejącego, to jest czarnego tulipanu.
Lecz nic nie jest tak zmienne jak postanowienie ludu, przyklaskiwać przedmiotowi obranemu przedwcześnie. Gdy miasto jest usposobione do poklasków, lub przeciwnie, niewiadomo na czem się zatrzyma.
Poklaskiwano zatem naprzód panu van Herysen i jego bukietowi, poklaskiwano Towarzystwu ogrodniczemu, winszowano sobie wzajemnie i powitano hucznemi okrzykami wyborową muzykę, która przygrywała na tej uroczystości.
Oczy wszystkich szukały bohatera uroczystości, przypatrzywszy się utworowi jego czyli tulipanowi.
Ten bohater, którego wymienił w swej mowie pan van Herysen, wzbudził powszechne zajęcie i słusznie, bo i nas możeby nie wiele zajmowała wymowa pana van Herysen, ani młodzi arystokraci, wyświeżeni i żujący cukierki, ani ulicznicy nawpół nadzy i leżący jak wędzone węgorze, podobne do kawałków wanilji. Wzrok nasz nie zatrzymałby się może nawet na świeżych twarzyczkach holenderek z rumianemi policzkami i białem łonem, na tłustych kapitalistach, ani na wyżółkłych i chudych podróżnikach przybyłych z Jawy lub Cejlonu; nakoniec na pospólstwie, którego ulubionem pożywieniem chłodzącem są ogórki z miodem.
Wszystko to nie może nas zajmować, gdyż zwracamy główną uwagę na postać jaśniejącą radością człowieka, będącego w gronie towarzystwa ogrodniczego, wyświeżonego, w szkarłatnym ubiorze, przy którym odznacza się wydatniej żołtość cery jego i włos czarny.
Tym bohaterem dnia, który przyćmił swoją sławą mowę van Herysena i obecność Statudera jest to Isaak Bokstel, który postępuje z prawej strony poduszki aksamitnej, na której niosą czarny tulipan, a po lewej, w dużym worku, sto tysięcy guldenów w pięknej monecie złotej; dlatego też lewe oko Isaaka bezprzestannie zyzem patrzy.
Bokstel przyspiesza często kroku, ażeby się dotknąć łokciem pana van Herysen, Bokstel chce każdemu coś ująć dla przyczynienia sobie znaczenia, jako ukradł Róży tulipan, dla zjednania sobie sławy i majątku.
Za kwadrans spodziewano się księcia; orszak miał się zatrzymać przy urządzonem wzniesieniu, na którem miał być umieszczony tulipan obok potentata, dla którego przysposobiono siedzenie. Statuder miał osobiście wymienić nazwisko wynalazcy kwiatu, który na wieczne czasy zachowa nazwę tulipa nigra Boxtella.
Jednak Bokstel czasami odwraca wzrok od tulipanu i worka, spoglądając nieśmiało pomiędzy tłumy ludu, obawiając się czy nie dostrzeże bladej twarzy pięknej Fryzyjki.
Byłoby to widmo, któreby mogło przerwać uroczystość, jak widmo Banka przerwało ucztę Makbeta.
Ten nikczemnik, który się dopuścił tylu zbrodni, zacząwszy od usiłowania kradzieży w Dordrechcie cebuli czarnego tulipanu, aż do wykradzenia kwiatu z pokoju Róży, ten człowiek nie uważał się za złodzieja.
Bo on czuwał bezprzestannie nad tulipanem, on, zanim ścigał go od szuflady, w której był zachowany w suszarni, do rusztowania w Buitenhof; stąd pobiegł za nim do Löwenstein i tam od chwili jak go ujrzał na oknie Róży, ożywiał go swojem tchnieniem; miał więc niezaprzeczone prawo do niego, bo nikt z większą troskliwością nie śledził postępów wzrostu jego.
Prócz tego wszystkiego, nie dostrzegał Róży.
Bokstel uczuł niewymowną radość.
Orszak zatrzymał się nakoniec w pośrodku łuku, zakreślonego przepysznemi drzwiami, przyozdobionemi girlandami i napisami; muzyka zaczęła przygrywać i młode dziewice w bieli wystąpiły naprzeciw tulipanu, któremu towarzyszyć miały na wzniesienie, gdzie miał być wystawiony, obok złoconego krzesła przysposobionego dla Jego Książęcej Mości Statudera Holandji.