Czarny tulipan (1928)/Rozdział XXXII
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Czarny tulipan |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1928 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | La Tulipe noire |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron | |
Artykuł w Wikipedii |
Van Baerle strzeżony przez czterech żołnierzy, którzy mu torowali drogę pomiędzy tłumami, przybliżył się nakoniec do wzniesienia, na którem stał czarny tulipan.
Nakoniec go ujrzał, ten kwiat jedyny zrodzony pod wpływem tajemniczych kombinacyj, ciepła, chłodu, cienia i światła, ukazał się na kilka dni i miał zniknąć na zawsze. Stał przed nim w odległości kilku kroków, napawał się jego pięknością i kształtem, ujrzał go stłoczonego gronem dziewic stanowiących straż honorową. A jednakże im bardziej upewniał się na własne oczy o doskonałości kwiatu, tym bardziej serce jego przejmowało się boleścią. Spojrzawszy w około chciał zadać pytanie, jedno pytanie. Lecz zewsząd widział tylko nieznane oblicza; oczy wszystkich zwrócone były na statudera, który zasiadł na tronie.
Wilhelm będący obecnie przedmiotem powszechnego zajęcia, potoczył spokojnym wzrokiem na wszystkie strony: przenikliwe jego oko zatrzymało się kolejno na trzech wierzchołkach trójkąta, tworzących trzy odmienne interesy i trzy dramaty. W jednym stał Bokstel, drżący z niecierpliwości, pochłaniający swoją uwagę księcia, worek z pieniędzmi, czarny tulipan i zgromadzenie.
W drugim Korneljusz, dyszący, niemy, w którego spojrzeniu dusza, serce, zajęte były wyłącznie czarnym tulipanem.
Nakoniec w trzecim, stała na stopniu, pomiędzy dziewicami Harlemu, piękna Fryzonka ubrana w cienkiej wełnianej sukni pąsowej, bramowanej srebrem, w złotym kołpaku, z którego spadały koronki. Była to Róża, która się opierała na ramieniu oficera, z okiem łzami zroszonem, ledwo stojąca na nogach. Książę uważając, że słuchacze jego uciszyli się, rozwinął zwolna pergamin, i głosem spokojnym, czystym, lubo słabym, lecz którego jedna nuta nie była straconą, dzięki religijnemu milczeniu panującemu pośród 50.000 widzów.
— Wiadomo wam w jakim celu zgromadzeni jesteśmy.
— Przyznano nagrodę 100.000 zł. wynalazcy czarnego tulipana.
— Tak, czarnego tulipana — i ten cud Holandji wystawiony jest tu w oczach waszych. Tak, czarny tulipan jest odkrytym i obejmuje wszelkie warunki wymagane przez towarzystwo harlemskie.
Historja tego kwiatu i nazwisko jego wynalazcy, zapisane zostaną w księdze honorowej miasta.
Niech się teraz zbliży właściciel czarnego tulipanu!
I to mówąc rzucił wzrokiem na trzy wierzchołki trójkąta.
Widział Bokstela zeskakującego z pieńka.
Widział Korneljusza, mimowolnie postępującego krok.
Nakoniec widział Różę, prowadzoną, albo raczej popychaną przez oficera, który był jej dodany, za towarzysza.
Podwójny okrzyk dał się słyszeć z obu stron księcia.
Bokstel jak piorunem rażony, i Korneljusz w zachwyceniu, obaj zawołali jednocześnie.
— Róża! Róża!
— Ten tulipan do ciebie należy, dziewico? mówi książę.
— Tak M. Książę — odpowiada Róża, gdy szmer powszechny powitał z zachwyceniem jej urodę.
— Oh! — pomruknął Korneljusz — więc skłamała, mówiąc, że jej go skradziono! Dla tego też opuściła Löwenstein. Oh! jestem zdradzony, zapomniany przez nią, którą kochałem nad życie.
— Oh! wyjęknął Bokstel — jestem zgubiony.
— Ten tulipan — mówi dalej książę — będzie odtąd nosił nazwisko swego wynalazcy, i zapisany będzie w katalag kwiatów pod tytułem: Tulipa nigra Rosa Baerlensis to jest z powodu nazwiska van Baerla, który przybierze ta panna od swego małżonka.
I w tejże chwili Wilhelm, wziąwszy Różę za rękę podał ją mężczyźnie, który poskoczył do stóp tronu, blady, zmieszany, przygnieciony radością, aby dziękować księciu i swej narzeczonej, a przedewszystkiem Bogu, który z wysokości Niebios błogosławił dwóm szczęśliwym sercom.
W tejże samej chwili padł u nóg prezesa van Herysen, drugi człowiek dotknięty odimiennym wzruszeniem.
Bokstel zawiedziony w swoich nadziejach, zemdlał.
Podniesiono go, lekarz puls pomacał, Bokstel umarł.
Ten wypadek nie przerwał uroczystości, gdyż książę ani prezes nie myśleli się nim zajmować.
Korneljusz cofnął się z przestrachu: w tym złodzieju bowiem, w tym fałszywym Jakóbie poznał Isaaka Bokstel, swego sąsiada, którego w czystości swej duszy, nie posądził na chwilę, aby był zdolnym do podobnego postępku. Zresztą było to wielkiem szczęściem dla Bokstela, że Bóg zesłał mu apopleksję piorunującą, gdyż nie był świadkiem wypadków, które nastąpiły i które zadałyby cios śmiertelny jego dumie i chciwości.
Poczem, przy odgłosie trąb, orszak uroczysty wyruszył z powrotem w tymże samym porządku jak poprzednio. Co do osób jedna ubyła, to jest Bokstel, lecz natomiast dwie najgłówniejsze zajmowały powszechną uwagę: Korneljusz i Róża szli obok siebie, jaśniejący radością.
Nakoniec powróciwszy do ratusza, książę, wskazując na worek ze 100.000 guldenów, mówi do Korneljusza:
— Trudno rozstrzygnąć, komu ma być przyznaną nagroda, tobie czy Róży?
— Bo jeżeliś wynalazł tulipan, ona go pielęgnowała i u niej zakwitnął; byłoby niesłusznem, gdyby go tobie wniosła jako posag. Przytem jest to nagroda miasta Harlemu dla wynalazcy tulipana.
Korneljusz, w milczeniu, oczekiwał dalszych rozporządzeń księcia, który tak mówił:
— Ofiaruję z mej strony Róży 100.000 zł., które zasłużyła przez swoją miłość, odwagę i dobre prowadzenie. Co się tyczy ciebie, panie, dzięki Róży, która mnie złożyła dowód twej niewinności — i to mówiąc, podał Korneljuszowi ćwiartkę biblji, na której był napisany list Korneljusza de Witt, i w który był zawinięty trzeci nasiennik — co się tyczy ciebie, uznaliśmy, żeś był więziony za zbrodnię, której się nie dopuściłeś.
Jesteś więc nie tylko wolnym, ale nadto zwrócony mieć będziesz twój skonfiskowany majątek. Panie van Baerle! byłeś chrzestnym Korneljusza de Witt i przyjacielem Jana, zachowaj zatem w pamięci ich zasługi, gdyż ci mężowie, niesłusznie sądzeni i ukarani w chwili wzburzenia umysłów, byli znakomitymi obywatelami, którymi Holandja wiecznie zaszczycać się będzie.
Książę, po tych ostatnich słowach, które wymówił przeciw zwyczajowi głosem wzruszonym, podał swe ręce do ucałowania narzeczonymi, którzy przed nim przyklękli.
Poczem mówi westchnąwszy:
— Wy jesteście być może najszczęśliwsi, bo zajmując się rzeczywistą sławą Holandji, a mianowicie jej rzeczywistą pomyślnością, będziesz tylko myśleć o wynalezieniu nowych barw tulipanów.
I spojrzawszy w stronę Francji zasępił się, przewidując nowe burze gromadzące się z tej strony, poczem usiadł do karety i odjechał.
Korneljusz tegoż dnia wyjechał do Dordrechtu wraz z Różą, która wysłała do swego ojca starą Zug, dla zawiadomienia go o wszystkiem co zaszło.
Łatwo wnieść można, poznawszy charakter Gryfusa, że nie zbyt chętnie pojednał się ze swoim zięciem.
Szczególniej zaś miał na sercu razy, któremi go obłożył, policzył je z łatwością, gdyż stwierdził, że miał 41 sińców i guzów; w końcu jednakże ułagodził się, nie chcąc się okazać mniej wspaniałomyślnym, od J. K. Mości statudera.
Nie mogąc wyrzec się skłonności powołania swego poprzedniego, wyjednał sobie u zięcia posadę dozorcy tulipanów, i bezwątpienia był najsurowszym strażnikiem kwiatów w Holandji.
Nie oszczędzał żadnego motyla, muchy, a nawet zabijał pszczoły. Dowiedziawszy się o występkach Bokstela, który go uwodził pod nazwiskiem Jakóba, zniszczył jego obserwatorjum, będące za drzewem muru granicznego, który następnie zrzucony został, gdyż Korneljusz nabył posiadłość sąsiada, wystawioną na licytację przez spadkobierców jego.
Róża, codzień piękniejsza, codziennie korzystała z nauki męża, i we dwa lata tak dalece postąpiła, że mogła następnie zająć się sama wychowaniem dwojga dzieci, które w miesiącu maju 1674 i 1675, jednocześnie z tulipanami świat ujrzały i które nie sprawiły jej tyle dolegliwości i cierpień, ile sławny kwiat, któremu winna była swoje obecne szczęście.
Rozumie się, że jedno z tych dzieci było synem, drugie córką, jedne otrzymało imię Korneljusza drugie Róża.
Van Baerle pozostał wiernym Róży równie jak swoim tulipanom: przez całe życie zajmował się szczęściem swej żony i hodowaniem kwiatów; wynalazł wiele gatunków, które zajmują zaszczytne miejsce w katalogu holenderskim.
Za najgłówniejsze ozdoby salonu, uważane były przez oboje małżonków, dwie stronice biblji Korneljusza de Witt, oprawione w złotych ramach i zawieszone na ścianach; na jednej, jak wiadomo, był list Korneljusza zalecający mu spalić korespondencję z margrabią Louvois; na drugiej był testament Korneljusza van Baerle, w którym zapisuje Róży nasiennik, z warunkiem, by otrzymawszy nagrodę 100.000 guldenów, poślubiła młodzieńca od 26 do lat 28, któregoby kochała i był jej wzajemnym; który to warunek ściśle został wypełniony, lubo Korneljusz nie umarł, i właśnie dlatego, że nie umarł.
Nakoniec dla oddalenia zawistnych, od których Opatrzność być może nie raczy go zawsze uwalniać tak cudownie, jak go oswobodziła od zabiegów mynhera Isaaka Bokstel, kazał wyryć napis nade drzwiami swego domu; były to słowa Grotiusa, który tenże skreślił na ścianie więzienia swego:
„Częstokroć cierpienia nasze doszły do tego stopnia, że nie mamy przyczyny nigdy powiedzieć: Jestem zbyt szczęśliwym“.