Czaszka Wielkiego Narbony/10
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Czaszka Wielkiego Narbony |
Wydawca | Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o. |
Data wyd. | 30.3.1939 |
Druk | drukarnia własna, Łódź |
Miejsce wyd. | Łódź |
Tłumacz | Anonimowy |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Apacze rzucili się natychmiast w pościg za Buffalo Billem, ale wywiadowca nie wiedział, czy Lasca jest bezpieczna. Biegł co tchu naprzód przez ciemny kanion, przez skały i krzewy, potykając się po drodze i plącząc w długi biały płaszcz, który zwiększał niebezpieczeństwo, gdyż był widoczny z daleka.
Cody słyszał za sobą nieludzkie wrzaski Indian, które zbliżały się coraz bardziej. Postanowił pozbyć się płaszcza, aby odzyskać swobodę ruchów. Wydobył rewolwer i strzelił kilka razy w stronę ścigających. Indianie zatrzymali się na chwilę, a tymczasem wywiadowca szybko zrzucił płaszcz i pobiegł dalej.
Było jednak do przewidzenia, że Indianie, którzy lepiej znali okolicę od Buffalo Billa, dopadną go w końcu. Wywiadowca postanowił więc chwycić się innego środka. Stanął, podniósł „totem“ wysoko nad głową i zawołał:
— Czy odważycie się podnieść rękę na wybrańca Wielkiego Narbony?
Ale Apacze, choć przejęci zabobonnym strachem przed czaszka, postanowili za wszelką cenę schwytać Buffalo Billa. Wśród skał rozległy się dzikie okrzyki i Buffalo Bill znów począł uciekać.
Nagle dobiegł go tętent konia. Cody zrozumiał, że jeden z Indian dosiadł konia, aby szybciej doścignąć uciekiniera. Wywiadowca zaczaił się za skałą i postanowił odebrać Apaczowi wierzchowca. Tętent zbliżał się coraz bardziej i wreszcie Buffalo Bill dostrzegł ciemną sylwetkę jeźdźca. Podniósł już gotowy do strzału rewolwer, gdy nagle jeździec zawołał:
— Senor!
Buffalo Bill poznał głos Lasci. Dziewczyna popędziła na koniu Sangamona Charlie za Buffalo Billem, aby ułatwić mu ucieczkę.
— Tu jestem!... — zawołał wywiadowca.
Dziewczyna skierowała konia w jego stronę.
— Niech pan skacze na siodło! — zawołała. — Apacze zaraz dosiądą koni...
Buffalo Bill jednym skokiem znalazł się na siodle za dziewczyną i koń Sangamona Charlie popędził, mimo podwójnego ciężaru, szybko naprzód.
— Niech mi pan da „totem“... — rzekła dziewczyna. — Zeskoczę z konia i zatrzymam ich...
— Pani tu zostanie — rzekł stanowczo Buffalo Bill. — Musimy...
Nagle coś opadło na ramiona Buffalo Billa, który natychmiast zrozumiał, że jest to lasso, rzucone z góry przez jednego z Indian. Lasca również zorientowała się w sytuacji. Zanim pętla zacisnęła się na ramionach wywiadowcy, dziewczyna osadziła konia w miejscu i mimo wstrząsu oboje zostali na siodle.
Buffalo Bill chwycił sznur krzepką dłonią i nie pozwolił mu sie zacisnąć na ramionach. Jedno cięci nożem i sznur opadł na ziemię.
— Madre mia! — zawołała dziewczyna. — Tym razem udało nam się.
— Naprzód!... — zawołał Buffalo Bill. — Teraz musimy szybko uciekać!...
— Ja poprowadzę konia — rzekła Lasca. — Znam tę okolicę, jak własną kieszeń i uda mi się wyprowadzić Apaczów w pole. Teraz pojedziemy na prawo...
Po chwili Buffalo Bill i Lasca znajdowali się w ciemnym kanionie. Dziewczyna prowadziła pewnie konia, nie wahając się ani sekundy. Minęli kilka wielkich złomów skalnych i zagłębili się w tajemnicze przejścia między skałami.
— Musimy przedostać się na drugą stronę wąwozu — rzekła Lasca.
Koń przedzierał się z trudem przez skały i krzewy, ale wydostał się wreszcie na otwartą przestrzeń. Buffalo Bill zauważył, że znajduje się ponad jakimś zagłębieniem.
— Gdzie jesteśmy? — zapytał.
— Na skraju Lost Burro Canon — odparła dziewczyna. — Apacze zostali za nami i zmylili trop. Jesteśmy na połowie drogi między kotliną wśród skał, którą opuściliśmy, a jaskinią Apaczów. Tu możemy się zatrzymać i odpocząć.
Był już najwyższy czas, gdyż koń Sangamona Charlie, zmęczony długą i szybką ucieczką oraz podwójnym ciężarem, chwiał się na nogach. Buffalo Bill i Lasca zsiedli z konia.
— Dziękuję pani — rzekł Buffalo Billl. — Gdyby nie pani pomoc, wpadłbym niechybnie w ręce Apaczów.
— Nie powinien mi pan dziękować, senor — odparła Lasca. — Przecież gdyby nie ja, nie miałby pan potrzeby narażać się na niebezpieczeństwo. Caramba! Jak pan świetnie zagrał rolę bandyty! Byłam pewna, że to Sangamon Charlie mówi do mnie. — Gdzie jest ten łotr?
— Schwytaliśmy go — rzekł Buffalo Bill. — Zostawiłem go związanego pod opieką mojego przyjaciela. Znajdują się teraz obaj prawie pod nami. Za dwie godziny minie noc. Muszę zająć się baronem, gdyż przy świetle dziennym Indianie spostrzegą go natychmiast. Obawiam się, że pani nie zdoła im uciec...
— Apacze rzucili się wszyscy w pańskie ślady — rzekła Lasca. — Dosiadłam szybko konia i z łatwością wydostałam się z kotliny. Dziękuję pana bardzo za wszystko, co pan dla mnie uczynił... Właściwie, nie powinien mieć pan do mnie zaufania, po tym wszystkim... Baron nie posiadał się chyba z gniewu.
— Nie mówmy o tym więcej — uśmiechnął się Buffalo Bill. — Nie rozumiem tylko, dlaczego nie wyjawiła mi pani od razu swych zamiarów w razie odzyskania „totemu“.
— Nie chciałam panu nic mówić, gdyż przypuszczałam, że... pan mi nie uwierzy. Pamięta pan przecież dobrze wszystko, co działo snę w swoim czasie w Adobe Wells...
Nagle w kanionie rozległy się strzały i dzikie okrzyki, którym towarzyszył tętent mustangów. Buffalo Bill pochylił się nad krawędzią kanionu, usiłując przeniknąć wzrokiem ciemności.