>>> Dane tekstu >>>
Autor Helena Staś
Tytuł Czego my chcemy
Pochodzenie Dziennik Narodowy, rok X, nr 251, str. 2
Wydawca Polish National Publishing Co.
Data wyd. 7 listopada 1908
Miejsce wyd. Chicago
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Czego my chcemy.

Nauki! Wiedzy! Światła! woła ludzkość, a gdy te w jakiejkolwiek postaci zjawiają się, tłum spragniony rzuca się ku nim, jak dziecię w ramiona matki, ciągnąc z nich soki żywotne.
I podobnie jak niemowlę w kołysce chwyta pojedyńcze obrazy lub głosy i on chwyta pojedyńcze idee, wyrabiając z nich w sobie jakieś pojęcia, jakiś całokształt.
Ale tak trudno, tak bardzo trudno obrać mu stały kierunek myśli, bo tyle widzi obrazów, tyle słyszy głosów, a wszystkie wołają go drogiem imieniem — “człowieka”.
W niewyraźnych jeszcze snach niemowlęcych — widział już zarys człowieka, a teraz, ten w bladym cieniu marzony rys — przybiera wyraźną postać, — tylko światła! dajcie jeszcze światła, a ujrzycie — skończonego człowieka!
Światła? — Jeszcze więcej światła? — Przecież cztery słońca nam świecą!... Czyż to jeszcze mało?
Mamy światło religii, które od zarania ludzkości obejmowało jej ducha i wiodło ku piękna wyżynom!
Mamy światło nauki, którem uczeni objęli ziemię człowieka i niebo.
Mamy światło polityki, które wstrząsa niby prąd elektryczny ludzkością!
Mamy światło sztuki, które natchnieniem cuda tworzy na ziemi odradzając ducha!
Więc jakiegoż jeszcze światła człowiek potrzebuje aby... poznać samego siebie i zbliżyć się do doskonałości.
Niegdyś, ale to już dawno — bardzo dawno temu, te cztery słońca, które nam dziś każde osobno świeci, stanowiły jedno bardzo wielkie słońce... I wówczas inaczej było na świecie! W umysłach ludów było światło wielkie!... Ale zawierucha i burza przyćmiła słońce i za chmurami rozdzieliła je na cztery części, i nie było już jedno ale cztery słońca...
Ludy, w których żyła pamięć owego wielkiego światła, znikły z powierzchni ziemi pozostawiając jedynie po sobie wspomnienie w posągach nie zrozumiałych dziś dla pokoleń mniejszych słońc...
Przyjdzie jednak czas, że te cztery słońca czuwające nad ludzkością znów się złączą w jedno światło i zbogacone siłą doświadczenia zaświecą większem jeszcze blaskiem niż wprzód. Nowe promienie zbudzą marzącego człowieka i marzeniom jego dadzą formę rzeczywistości.
Z światłem tem, prawdy zaprzeszłych wieków echem ozwą się w umyśle ludzkim budząc w nim zapomniane obrazy i głosy.
Niezrozumiałe dziś symbole starożytnych świątyń będą uznane za święte drogowskazy. — W świetle słońca słońc nic nie zginie, wszystko się odszuka i przywiedzie na pamięć.
Nie napróżno starożytni mędrcy kazali ryć złotem w świątyniach:
“Jam jest początek i koniec — moja latorośl jest słońce”!
Byli to wielbiciele Boga w słońcu. Bóg ogarniający wówczas ich umysł miał swoje symboliczne odbicie w słońcu. Myśli też ich były tak wielkie, tak potężne, tak jasne, że nam stojącym dziś w rozdzielonym blasku — trudno je zrozumieć. Były duchem i ciałem skupione w świetle słonecznem.
Aby dziś stworzyć słońce w którego blasku ujrzemy prawdę wszystkich narodów potrzeba przedewszystkiem zbliżenia się ku sobie rozdzielonych słońc. — Każde z nich ma w sobie prawdę zrodzoną w łonie jednej matki. Odmienna kultura zmieniła, je bez zaprzeczenia, ale są w nich zarodki — które powinny, — i które muszą — zbliżyć się do siebie.
My pójdziemy za nimi — bo są w nas ich soki żywotne. Mamy w sobie ich życie, kochamy je wszystkie, nie możemy wyrzec się żadnego z nich, gdyż są one naszą egzystencyą — naszem ludzkiem życiem.
My chcemy ujrzeć te słońca jednem wielkiem światłem, — by jasnością jego zbudzony — powstał ze snu — “skończony człowiek!”

Helena Staś.

Chicago, dnia 1 listopada, 1908 r.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Helena Staś.