Czerwonoskóra władczyni/7
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Czerwonoskóra władczyni |
Wydawca | Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o. |
Data wyd. | 3.8.1939 |
Druk | drukarnia własna, Łódź |
Miejsce wyd. | Łódź |
Tłumacz | Anonimowy |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Gdy Buffalo Bill przybył do swej chały zajął się natychmiast czyszczeniem i przygotowaniem broni. Ułożył karabin, rewolwery i amunicję na stole, aby w razie potrzeby mieć je pod ręką.
Wywiadowca zdawał sobie sprawę z tego, iż El Mogador, czyli Durke Darnell ma zamiar pozbyć go się za wszelką cenę. Cody miał jednak nadzieję, że Masampa i jej wojownicy zjawią się wcześniej niż bandyci.
Wyjrzał przez okno i nagle wzrok jego padł na oddział jeźdźców, zbliżających się galopem ku chacie. Buffalo Bill rzucił okiem na broń, leżącą na stole, a potem otworzył szeroko drzwi i stanął w nich, oparłszy się niedbale o framugę.
Jeźdźcy byli już blisko i wywiadowca naliczył ich trzynastu. Trzynastu przeciw jednemu! Buffalo Bill nie zadrżał jednak. Ani jeden muskuł nie zadrgał na jego męskim obliczu. Był spokojny — jak zwykle przed walką.
— Kapitana nie ma miedzy nimi — pomyślał. — Widzę tylko Paddy Wellsa, który dowodzi oddziałem.
Jeszcze raz wrócił do stołu i sprawdził czy broń jest w porządku.
— Chcą nas wysłać do piekła, Gryfie... — rzekł do wiernego czworonożnego przyjaciela. — Może im się to uda, ale pojedziemy tam w ich towarzystwie.
Gdy Buffalo Bill ponownie stanął przed drzwiami, na ustach jego zaigrał złowrogi uśmiech, nie wróżący nic dobrego napastnikom. Po chwili jeźdźcy spięli konie przed chatą i Paddy Wells zawołał:
— Hej, Buffalo Bill! Przyjeżdżamy tu w sprawie tej wczorajszej historii... Rozumiesz chyba, o co chodzi.
— Kłamiesz, Paddy! — zawołał wywiadowca. — Przybyliście tu po to, aby mnie zabić. Wczorajsza historia nic was nie obchodzi. Działałem we własnej obronie i sprawcy napadu siedzą w areszcie!
— Jesteśmy przedstawicielami prawa! — zawołał łotr. — Czy nie widzisz, że staję na czele oddziału Vigilantów?
— Twoi Vigilanci, to tacy sami bandyci, jak ty — rzekł drwiąco Buffalo Bill.
— A jednak aresztujemy cię!
— Spróbujcie!
Buffalo Bill jednym skokiem znalazł się w chacie i zatrzasnął za sobą drzwi. Bandyci wydali okrzyk wściekłości, któremu odpowiedział drwiący śmiech wywiadowcy.
— Zastrzelimy cię! — zawołał Wells.
— Zostańcie tam, gdzie jesteście! — zawołał groźnie wywiadowca. — Za każdy podejrzany ruch kula w łeb!
— Naprzód, chłopcy! — zawołał Paddy.
„Chłopcy“ nie kwapili się jednak z wykonaniem rozkazu, gdyż zaskoczyła ich zdecydowana postawa Buffalo Billa. Wreszcie poczęli powoli i ostrożnie posuwać się w kierunku chaty.
Wreszcie bandyci dopadli do drzwi, ośmieleni faktem, że Buffalo Bill nie dawał znaku życia. Rozległy się przeraźliwe krzyki i ludzie Paddy Wellsa poczęli uderzać siekierami w drzwi, chcąc je rozbić.
Znaleźli oni w pobliżu chaty wielki pień zwalonego drzewa i poczęli uderzać nam w drzwi chaty jak taranem. Wystarczyło kilka potężnych uderzeń i drzwi runęły z trzaskiem na ziemię.
Droga stała otworem.
Ale gdy bandyci wtargnęli do wnętrza chaty, przemówił karabin Buffalo Billa. Hukowi strzałów odpowiedziały wrzaski bólu i przerażenia bandytów. Złoczyńcy poczęli wycofywać się w popłochu, a Paddy Wells zawołał:
— Do stu piorunów! Nie cofać się! Wszyscy naprzód! Musimy go zaskoczyć, gdyż inaczej wystrzela nas wszystkich jak kaczki!...
Wells chciał dać przykład swym ludziom i sam rzucił się naprzód, ale w tej samej chwili padł strzał i łotr zwalił się na ziemię jak kłoda. Bandyci zawahali się. Tę chwilę niepewności wykorzystał Buffalo Bill. Z dwoma rewolwerami w ręku rzucił się naprzód i zasypał swych przeciwników gradem kul.
— To wcielony diabeł! — zawołał jeden z bandytów i pierwszy rzucił się do ucieczki.
Za nim podążyli inni i niebawem wszyscy rzucili się do koni, chcąc jak najprędzej uciec z rancha Buffalo Billa. Gdy znajdowali się już na siodłach i popędzali co sił konie, ścigały ich jeszcze kule Buffalo Billa.
Cody nie chciał ich gonić, ale Gryf, rozwścieczony i zażarty, rzucił się w pościg za łotrami. Buffalo Bill widział, jak wielki pies skoczył do gardła jednemu z bandytów i ściągnął go z siodła. Pies rzucił się następnie za innymi bandytami i zniknął za zakrętem wąwozu.
Cody wrócił do chaty. Nie był poważnie ranny, lecz doznał kilku nieznacznych zadraśnięć, gdyż bandyci strzelali na oślep i kule świstały gęsto obok głowy wywiadowcy, dziurawiąc ściany chaty.
Wywiadowca odsunął od drzwi ciało Paddy Wellsa i zamierzał zamknąć się w chacie, aby zaczekać na powrót Gryfa, gdy nagle w pobliżu rozległ się groźny głos, w którym brzmiała nuta triumfu:
— Ręce do góry, Buffalo Bill! Nareszcie wpadłeś w moje ręce! Ostrzegałem cię, psie..