Długonogi Iks/List 31
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Długonogi Iks |
Wydawca | Bibljoteka Dzieł Wyborowych |
Data wyd. | 1926 |
Druk | Sp. Akc. Zakł. Graf. „Drukarnia Polska“ |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Róża Centnerszwerowa |
Tytuł orygin. | Daddy-Long-Legs |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Drogi Tatuńciu-Pająku.
Mam zaszczyt przedstawić się panu: Drugokursistka. Przyjechałam w zeszły piątek, rozstawszy się ze smutkiem z folwarkiem, rada jednak, że wracam do kolegjum. Bezwzględnie miłe to uczucie powracać do czegoś bliskiego. Zaczynam się czuć w kolegjum, jak u siebie, dorosłą do sytuacji; mogę nawet powiedzieć, że zaczynam czuć się na świecie, jak u siebie, jak gdybym naprawdę do niego należała, a nie wślizgnęła się jedynie fuksem.
Nie sądzę, aby pan choć w części był w stanie zrozumieć, co próbuję powiedzieć. Osoba tak ważna że aż może być Opiekunem, nie jest w stanie ocenić uczuć osoby tak małoważnej, jak podrzutek.
A teraz, Tatuńciu, nastaw uszu. Jak ci się zdaje, z kim mieszkam? Ni mniej, ni więcej, tylko z Sallie McBride i... z Julją Rutledge Pendletonówną!... Słowo honoru, nie kłamię. Mamy wspólny gabinet i trzy małe sypialki.
Sallie i ja postanowiłyśmy na wiosnę, że chciałybyśmy mieszkać razem; Julja znów powiedziała sobie, że nie rozstanie się z Sallie. — Dlaczego? — nie wiem, bo nie są ani trochę do siebie podobne. Ale Pendletonowie zbyt wiele mają w sobie wrodzonego konserwatyzmu i wrogości dla wszelkiego nowatorstwa (piękne wyrażenie — prawda?), aby wprowadzać jakieś zmiany. Bądź co bądź, mieszkamy wszystkie trzy razem. Pomyśl pan tylko: Agata Abbott, wychowanka Ochrony dla podrzutków imienia Johna Griera, mieszkająca razem z Pendletonówną! Stany Zjednoczone są naprawdę demokratycznym krajem.
Sallie kandyduje na stanowisko przewodniczącej kursu i, o ile nie mylą wszystkie oznaki, zostanie wybrana. Atmosfera kolegjum roi się od intryg — szkoda, że nie może pan przekonać się na własne oczy, jak jesteśmy rozpolitykowane. O, zapewniam pana, Ojczulku, że jak my, kobiety, zdobędziemy wszystkie prawa, będziecie się musieli dobrze pilnować wy, mężczyźni, aby nie utracić waszych. Wybory odbędą się w przyszłą sobotę, poczem nastąpi wieczorem pochód uroczysty z pochodniami, bez względu na to, kto okaże się górą.
Zaczynam chemję, najniezwyklejszy pod słońcem przedmiot. Nie widziałam jeszcze nigdy nic podobnego. Materjałem, którym się operuje, są molekuły i atomy, ale dopiero w przyszłym miesiącu będę mogła powiedzieć o nich coś bliższego.
Przechodzić będę także wnioskowanie i logikę.
Także historję całego świata.
I sztuki Williama Shakespeare’a,
I język francuski.
Jeżeli to potrwa jeszcze kilka lat, stanę się zupełnie inteligentną.
Wolałabym raczej wybrać nauki ekonomiczne niż francuski, bałam się jednak, że, o ile nie będę chodziła w dalszym ciągu na francuski, nauczycielka gotowa mnie ściąć — i tak zaledwie prześlignęłam się przez egzamin czerwcowy. Muszę jednak zaznaczyć na moje usprawiedliwienie, że moje przygotowanie do wyższych studjów nie było bardzo odpowiednie.
Mamy tu jedną z koleżanek na kursie, która trzepie po francusku tak prędko jak rodowitym językiem. Wyjechała, jako dziecko, zagranicę z rodzicami, i spędziła trzy lata w szkole klasztornej we Francji. Może pan sobie wyobrazić, o ile wyprzedza nas wszystkie na tym punkcie — czasowniki nieregularne są dla niej zabawką. Szkoda, że moi rodzice nie podrzucili mnie do klasztoru francuskiego, kiedy byłam maleństwem, zamiast do Ochrony dla znajd. Ale nie, nie szkoda! Dobrze, że tego nie zrobili, bo może w takim razie nie poznałabym pana, Ojczulku. Wolę już znać pana, niż język francuski.
Bądź zdrów, Tatuńciu. Muszę pójść teraz do Henryki Martin, aby podczas omawiania spraw chemji rzucić przygodnie kilka myśli w sprawie nowej naszej prezydentki.