Dawna Kanneńska odnowiona

<<< Dane tekstu >>>
Autor Wespazjan Kochowski
Tytuł Dawna Kanneńska odnowiona
Pochodzenie Klejnoty poezji staropolskiej
Redaktor Gustaw Bolesław Baumfeld
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze w Warszawie
Data wyd. 1919
Druk Drukarnia Naukowa
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała antologia
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
WESPAZJAN KOCHOWSKI.
DAWNA KANNEŃSKA
ODNOWIONA.

Nie łaj, nie fukaj, który chcesz, ojczyzny
By w pamięć szły mniej uczciwe blizny!
Nie klniej, nie złorzecz! Jako chwalne dzieła,
Tak trzeba, hańba by pamiętna beła!
Chwała wspaniałym jedną jest ostrogą,
I hańby także poruszeni trwogą,
Zmierzywszy w betach lenistwo ospałe,
Drą się na przykrą pięknej cnoty skałę...
Jako od wieku Polska tu osiadła,
Na nię takowa obelga nie padła:
Umierać raczej poczciwie woleli
Polacy, niżby z placu zbiegać mieli!
Wspomnieć Chojnicką, wspomnieć Bukowinę,
Rzadką niesławy w kronikach nowinę:
Choć nieprzyjaciel otrzymał zwycięstwo,
Krwią je swą płacił prze Polaków męstwo....
Na nim nie droga ode złota gaza.
Leć od rzemienia tylko a żelaza,
Na panu serdak z prostej tkany wełny,
Suchar a woda — bańkiet mu zupełny.
W ciągnieniu się nań nie poskarży chłopek,
Na podwodę mu nie wzięto świerzopek,
W stacyjej sierot nędznych nie ciemięży,
Na sumnieniu mu ludzki płacz nie cięży.
Za wami zasię skwierk ubogich bieży,
Pełniście zdzierstwa, pełniście grabieży!
W taborach krowy są i jałowice,
Pono bez kasze mlecznej dla tęsknicę.
Bo pocoście wy do obozu przyszli?
Snadź dla bańkietów, biesiad, dobrej myśli!

Poranek gnuśny, a wieczór pijany:
Takżeto Kozak będzie zwojowany?
Szańców nie sypią, nie ćwiczą piechoty,
W polu na monstrę nie wynidą roty.
To kunszt — harcować pod wieczór wesoły
I Chmielnickiego wojować za stoły!
Ospałe straże, rzadko kiedy rady,
Leć i te raptem, bo długie obiady
Wszytek czas wezmą: gorące pasztety
I genueńskie od kanarów wety!
Potem, w okropne jak naleją czary
Mocnych cekubów, pstrykniem na Tatary,
Lub tej od wina śmiałości nawykniem,
Iże Kozaków kańczugami wytniem!....
Złoto nie rani, ni piersi zasłoni;
Kto je ma, zbiega, kto go nie ma, goni.
Mizerny kruszec i te cacka twoje,
W niebezpieczne cię wdać mogą rozboje.
Żelazo siecze, kole, rani, bije,
I przeciw razom piersi twe zakryje.
A chociaż tańsze, tak się jednak stawi,
Że mężnych sławy najdroższej nabawi!

(1648)[1].





  1. Dawna Kanneńska odnowiona. Napisana przez W. Kochowskiego po klęsce pod Pilawcami, skąd wojsko polskie rzuciło się do ucieczki na wieść o zbliżaniu się Tatarów: poeta przyrównywa tę hańbę do klęski Rzymian pod Kannami.
    Na przykrą skałę — trudną (do wejścia), stromą: w ciągnieniu — w czasie (jego) pochodu; świerzopek — klaczy; pono bez kasze i t. d. — przestawienie wyrazów: podobno dla (z.) tęsknoty — za mleczną kaszą; na monstrę — na przegląd; za stoły — za stołami: od kanarów — ze słodyczy: cekubów — win (włoskich).





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Wespazjan Kochowski.