Dawne rządy i rewolucya/Księga druga/Rozdział VIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Alexis de Tocqueville
Tytuł Dawne rządy i rewolucya
Księga druga
Wydawca M. Arct
Data wyd. 1907
Druk M. Arct
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Mieczysław Kozłowski
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ VIII.
Francya stała się krajem, którego mieszkańcy byli najbardziej podobnymi do siebie.

Obserwując Francyę przedrewolucyjną, dostrzegajmy dwa zjawiska. Z jednej strony wszyscy jej mieszkańcy należący do średnich i wyższych sfer społeczeństwa, jedynych dostępnych obserwacyi, wydają się zupełnie podobnymi do siebie. Lecz pośród tej jednostajnej masy dają się widzieć liczne przegródki, dzielące społeczeństwo na masę komórek, z których każda zawiera, jakby osobną społeczność, zajętą własnemi sprawami, nie biorącą udziału w życiu ogólnem.
Przewrót obalił odrazu wszystkie te przegródki i wtedy powstało społeczeństwo tak jednorodne, jak może żadne inne.
Życie prowincyi, jak widzieliśmy, wygasło prawie wszędzie, co przyczyniło się w znacznej mierze do owego podobieństwa wszystkich Francuzów. Z po za pozostających zaś różnic występuje coraz więcej jedność narodowa, ujawniająca się w jednostajnem prawodawstwie. Nie tylko rządzący, ale i obywatele przyswajają sobie ideę tej jedności, która ujawnia się także w projektach rządowych, w ciągu ostatnich lat 30 poprzedzających Rewolucyę.
Nietylko wzrasta podobieństwo między prowincyami, lecz i podobieństwo między klasami w każdej z nich. Ujawnia się to przy czytaniu instrukcyi, wydanych posłom w r. 1789. Widzimy tu, że ich autorowie, różniąc się co do interesów, we wszystkiem innem podobni są do siebie. przeciwnie działo się w dawnych stanach generalnych: szlachcic i mieszczanin mieli wówczas więcej interesów wspólnych, wykazywali mniej niechęci wzajemnej, lecz należeli, jakby do dwóch ras rozmaitych.
Doba, w której przywileje dzielące szlachcica od mieszczanina, zostały spotęgowane, dążyła do zrównania ich w innych względach.
W ciągu kilku stuleci szlachta francuska ubożała ustawicznie, nie zważając na to, że zachowała cały szereg korzystnych przywilejów, że otrzymywała wynagrodzenie za obowiązki, których już nie pełniła. Ubożeje ona ustawicznie, a tem się tłómaczy po części zaznaczone już wyżej rozdrabianie własności ziemskich. Szlachcic ustępował po kawałku ziemię włościanom, zachowując tylko prawa do niej, które raczej pozornie niż istotnie zabezpieczały jego stanowisko. Niektóre prowincye, jak Limouzin, pełne były zubożałej szlachty, która nie miała już ziemi, a egzystowała tylko z podatków feudalnych i renty.
Pewien intendent pisze w r. 1750 w instrukcyi dla swego następcy: „Szlachta miejscowa składa się z ludzi szanownych, lecz bardzo ubogich i dumnych... Niezła jest polityka utrzymywania ich w tem ubóstwie, aby zmusić do służby państwowej i uczynić zależnymi od nas. Tworzą oni osobne towarzystwo, do którego należeć mogą tylko osoby, które udowodnią, że ich szlachectwo nie ma mniej od czterech pokoleń. Towarzystwo to nie jest zatwierdzone przez prawo, lecz tylko tolerowane. Zbiera się ono raz do roku w obecności intendenta; zjadłszy razem obiad i wysłuchawszy mszy, wszyscy powracają do domu, jedni na swoich koniach, inni pieszo. Zobaczy pan ile jest śmieszności w tych zgromadzeniach”.
Takie zubożenie szlachty daje się widzieć nietylko we Francyi, lecz i w innych częściach lądu europejskiego, gdzie system feudalny zakończał byt swój, nie będąc zastąpiony żadną inną formą arystokracyi. Bardzo jaskrawo występuje to u ludów niemieckich po brzegach Renu. Odwrotne zjawisko daje się widzieć w Anglii: tu rodziny szlacheckie nietylko zachowały, lecz spotęgowały bogactwo swoje.
We Francyi zdaje się, że tylko sami mieszczanie wzbogacili się kosztem szlachty. Nie było praw, któreby zabezpieczały ich od ruiny, lub sprzyjałyby wzbogaceniu; jednak mieszczanin wzbogacał się ustawicznie, a nawet nabywał majątki ziemskie.
Wychowanie i tryb życia wytworzyły inne rysy podobieństwa między tymi stanami. Mieszczanin był równie wykształcony, jak szlachcic, a obaj czerpali oświatę z tego samego źródła. Oświata ta miała charakter teoretyczny i literacki, a Paryż, który był jej źródłem, nadawał jej ton jednakowy.
Obie klasy różniły się ułożeniem, gdyż ta cecha zewnętrzna zrównywa się najpóźniej. Lecz w istocie wszyscy ci, którzy wznosili się po nad masę ludu, byli zupełnie podobni do siebie. Nie sądzę, aby podobieństwo takie istniało w Anglii, chociaż klasy tam były związane ściślej jednością interesów; wolność polityczna bowiem, posiadając cudowną własność łączenia obywateli stosunkami i koniecznością wzajemną, nie zawsze wytwarza między nimi podobieństwo. Tylko rząd jednej osoby czyni ludzi ostatecznie podobnymi do siebie, a obojętnymi wzajemnie na losy swoje.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Alexis de Tocqueville i tłumacza: Władysław Mieczysław Kozłowski.