[101]II.
DLA RYMU
[103]I.
Kocham cię, światło! Na moje źrenice
Zlewasz się falą: nurzam się w niej, tonę,
Oczy ku tobie wznoszę roztęsknione,
Na twej jasności promienną mgławicę.
Kocham cię, jasna! Patrzę na twe lice,
Oczu szafiry rzęsą ozłocone,
Na krasę twoich ust — patrzę i płonę,
Tem więcej pragnąc, im więcej się sycę...
Kiedy mię światło falą opromienia,
Zda mi się, czuję twoje uściśnienia,
A gdy w ramiona, ciebie, jasna, chwytam:
Całą mi światła płonie świat ozdobą,
I sam już nie wiem i sam siebie pytam:
Czyś ty jest światłem? Czy światło jest tobą?
[104]II.
Pójdziemy razem na gięte przełęcze
Obłękitnionych gór nad morską tonią;
Pójdziemy słuchać, jak w oddali dzwonią
Fale, od skał się rozbryzgując w tęcze.
Pójdziemy patrzeć, jak się na pajęcze,
Lotne mgieł łodzie blaski słońca kłonią
I za okrętów białym żaglem gonią
Za ciemne morskich rubieży obręcze.
Pójdziemy patrzeć, kędy wśród lazuru
Marzącej wody, Capri się promieni
Błyszczącą ścianą skalistego muru...
Serca nam usną, a dusze zatoną
W jakiejś niezmiernej, świetlanej przestrzeni,
W słonecznych omdleń ciszę nieskończoną...
[105]III.
A kiedy będziesz moją żoną,
Umiłowaną, poślubioną,
Wówczas się ogród nam otworzy,
Ogród świetlisty, pełen zorzy.
Rozwonią nam się kwietne sady,
Pachnąć nam będą winogrady,
I róże śliczne i powoje
Całować będą włosy twoje.
Pójdziemy cisi, zamyśleni,
Wśród złotych przymgleń i promieni,
Pójdziemy wolno alejami,
Pomiędzy drzewa, cisi, sami.
Gałązki ku nam zwisać będą,
Narcyzy piąć się srebrną grzędą,
I padnie biały kwiat lipowy
Na rozkochane nasze głowy.
[106]
Ubiorę ciebie w błękit kwiatów,
Niezapominek i bławatów,
Ustroję ciebie w paproć młodą
I świat rozświetlę twą urodą.
Pójdziemy cisi, zamyśleni,
Wśród złotych przymgleń i promieni,
Pójdziemy w ogród pełen zorzy,
Kędy drzwi miłość nam otworzy.
[107]IV.
Dusze błękitne, ciche, zamyślone
Przez sfer milczące, skrysztalone tonie,
Lotne, jak blaski, powiewne jak wonie,
Idą błękitne, ciche, zamyślone —
Dusze błękitne, ciche, zamyślone,
Gdy śnieg w miesięcznym seledynie płonie
I góry błyszczą w szafirów oponie,
Idą błękitne, ciche, zamyślone —
Idą błękitne, ciche, zamyślone,
Jak przez wikliny ponadbrzeżne wiotkie
Światła słoneczne z wody, jasne, słodkie,
Jak z dali fletów dwa dźwięki pastusze:
Ku sobie nasze rozkochane dusze
Idą błękitne, ciche, zamyślone.
[108]V.
Widzę kraj jakiś w oddali, w oddali,
Kraj z mgły przejrzystej, z rozkołysań sosny,
Z letnich południ i z porannej wiosny,
Z cisz szmaragdowych na łąk ciemnej fali,
Z blasków, gdy słońce morze rozopali,
Z majowych nocy zadumy miłosnej,
Z drgnień dzwonków polnych, z rozmowy półgłosnej
Limb zamyślonych wśród milczącej hali...
Widzę kraj taki jak przez modro-złotą
Gazę, co wiesza się na młodym gaju,
Drżąca i cicha, pajęcza i zwiewna...
To kraj twej duszy, z tego ona kraju,
Obłękitniona mych marzeń tęsknotą,
Spłynęła ku mnie, promienna i śpiewna...
|