Do Jędrzeja Patrycego (Kochanowski, tłum. Kondratowicz)

DO JĘDRZEJA PATRYCEGO.

Dum saepe me gementem
Et improbi nocentes.

Słysząc, jak często kwilę,
Widząc, że cierpię tyle

Od strzałek Kupidyna,
Łaskawa Afrodyte,
Za serce me przebite,
Pacholę upomina:
Przecz w tak drobniuchnem ciele
Dzikiej srogości wiele?
Dlaczego złe ma serce?
Czemu nieczuły, płochy?
Czemu kochanków szlochy
I łzy ma w poniewierce?
Czemu nie wspomni szczerze,
Że z bogów ród swój bierze,
Że dziecko Jowiszowe?
A Jowisz tak łagodny!
Dlaczegóż syn wyrodny
Srogości ma tak wiele
I nie chce wzorem bogów
Złagodzić swych nałogów?
Nie zważa figlarz mały,
Choć łają go surowie;
U niego ani w głowie
Przestrogi i morały.
Siadł i na twardym głazie
Grot ostrzy w swem żelazie,
I niby żartem celi,
I niby patrzy skromnie,
Lecz zerka oczkiem do mnie
I grozi, że przestrzeli.
Wenus się gniewem zżyma,
Że z chłopcem rady niema;
Więc chwyta złe pacholę,
I łamiąc skrzydł oboje,
Daje go w ręce moje,
Bym pomścił się, jak wolę;
A sama, z dzieła rada,
W rydwan powietrzny siada,
Który łabędzie wleką;

 
Tych skrzydła rozciągnione
W Cypru lubego stronę
Uniosły ją daleko.
A jeniec został u mnie;
Ja tryumfuję dumnie,
Lecz nie wiem, co z nim pocznę:
On ranił moją duszę,
A więc się pomścić muszę
Za krzywdy tak widoczne;
A pomścić się surowo
Dałem szlacheckie słowo.
On kwili, klnie się, płacze,
Wszystko to nadaremnie:
Nie miękczą serca we mnie
Zaklęcia i rozpacze.
Wokoło mojej szyje
Pieszczotnie rączki wije,
I patrzy w oczy słodko,
Ustka krasne, jak wiśnie,
Do moich liców ciśnie...
Ach! taką on pieszczotką
Nie tylko gniewy ludzi,
Lecz gniewy burz ostudzi,
Wichry uciszy rącze;
Całunkiem i oczyma
Piorun lecący wstrzyma,
Jowisza w siatkę wplącze!
A ja, co głupio marzę,
Że więźnia mego skarżę,
Zawiodłem się; gdyż oto,
Całując, niewidomie
Wdmuchnął mi w serce płomię
I został mym despotą.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Jan Kochanowski i tłumacza: Ludwik Kondratowicz.