Francuzowi krakającemu
←Do Jędrzeja Patrycego | Francuzowi krakającemu Rymy łacińskie Jana Kochanowskiego Jan Kochanowski |
Pan Zamechski→ |
Przekład: Ludwik Kondratowicz. |
FRANCUZOWI KRAKAJĄCEMU.
Et tam en hanc poteras mecum requiescere nocte... |
A mógłbyś teraz w nocy spocząć wyśmienicie,
Na wątpliwe ciemności nie narażać życie.
Patrz i żałuj, że byłeś do ucieczki skory:
Czy to ziemia, gdzie grają Sycylskie Nieszpory?
To jest Polska uprzejma, wdzięczna dla przychodni...
....................
........... Uciekłeś zdradnie,
Jako trzoda od lasu, gdzie owad napadnie.
Poco było uciekać? niech mi każdy powie?
Skarżycie się na zimno — jakto! wy? Gallowie?
Wasz się naród na zimę polusową żali,
Których ojce gdzieś w mroźnej północy mieszkali,
I którzyście niedawno roili zamiary
Iść z orężem na Moskwę, pognębiać Tatary,
Przebyć góry Rytejskie, i miotając groty,
Nad morzem lodowatem rozbić swe namioty!
Wszak nimbyś dostał Rusi podbojami swemi,
Nimbyś utkwił swój sztandar na scytyjskiej ziemi,
Przebywałbyś jeziora i rzeki niespławne,
Góry z lodu i śniegu, pola nieuprawne.
Krom Moskwy i Tatarów, chłody cię ogarną,
Musiałbyś walczyć z zimnem pod gwiazdą polarną,
I z silnym Boreaszem.
Dzisiaj marzniesz doma,
Skostniałemi podniecasz ognisko rękoma,
A gdy wojna powoła — wiadoma twa droga,
Cóż uczynisz? ucieczesz, zostawiwszy wroga.
O prawdziwe kurczęta, prawdziwi Gallowie!
Dobrze was określiło Meotów przysłowie.
Słuszna dla was, że ciepłej krainy szukacie,
Śpieszcie się do komina, co w ojczystej chacie,
Śpieszcie tam, gdzie przy fletach i tympanach tańczą,
Śpieszcie oddać Cybeli ofiarę rzezańczą,
A kraj Polski nie dla was, bo tu żyją męże,
Których zima nie zmrozi, wicher nie dosięże.
Nie wam iść, o Francuzy, przywykłe do ciepła!
Tam, gdzie lodem wieczystym kraina zakrzepła.
Zamiast zwiedzać krainy zimnego narodu,
Zakamienieć jak Niobe, skostnieć bryłą lodu,
Jedź w uprzejmą gościnę w nasz kraj ukochany,
Zagrzać członki, co zmarzły, pomiędzy Słowiany.
Nie gorsz się, że tu w chatach piec ognisko nieci,
Maciora śpi z prosięty, kobieta wśród dzieci,
Że się ciołek hoduje w tej izbie, gdzie goście,
Lub że kokosz z pisklęty kwoka na pomoście;
Nie gniewaj się, że radę przezorną czynimy,
By uniknąć srogości natarczywej zimy.
O co obwiniasz Polskę w gronie swych słuchaczy,
I sam, chytry Francuzie, działasz nie inaczej;
Sam znasz swojego kraju błędy i zakałę,
Sam znasz te kruki czarne, a łabędzie białe;
Lecz potwarzasz Sarmatów, boś w pilnej potrzebie
Znaleźć gdziekolwiek naród, podobien do siebie.
Lecz pierwej wiele wiosen i stuleci minie,
Wiele wody tybrowej do morza upłynie,
Nim będziem wam podobni przed obliczem świata,
Nim obyczajem Gallów shańbi się Sarmata.
Długoby opowiadać, jako i w tej chwili
Francuzi dziwowiskiem ziemię uraczyli, —
Nasz wiersz musi pośpieszać, a dzieje tej tłuszczy
Niechaj późna potomność spamięta, wyłuszczy,
Ja śpieszę dognać Galla, co nas zwiódł boleśnie.
Podchmieleni, za stołem drzemaliśmy we śnie,
Drzemaliśmy bezpieczni; bo któżby się spodział,
Że, korzystając z mroku, co ziemię przyodział,
Cała czereda Gallów ujdzie tejże chwili,
Naszą czujność zawiedzie i straże omyli?
Sam znasz, jak u Sarmatów gościnność jest święta,
Wiesz, jak wasza czereda była tu przyjęta,
Sam słyszałeś oklaski szczere, nieudane,
Widziałeś w miastach uczty, wam gwoli dawane,
Nie wstydziłeś się patrząc, nie szydziłeś chytrze,
Jako wesół Sarmata tańcował przy cytrze,
Jak ci czynił poczciwość, jako w każdej dobie
Duch prosty, nieobłudny okazywał tobie.
Tyś sam, gościu zdradziecki, szedł po naszych śladach,
Siadałeś jak przyjaciel na naszych biesiadach,
Dziś masz to za występek, wydwarzasz boleśnie,
Nie tylko mnie samego, lecz i własne pieśnie.
Jeśli zasię zgrzeszyłem? — o! zgrzeszyłem wiele,
Ściskając obłudniki, jako przyjaciele.
Podziękujmy Niebiosom głosami wielkiemi,
Żeśmy zbłądzili doma, nie na Franków ziemi,
Gdzie się krew zwykła mieszać do Bachowych dzbanów,
....................
Gdzie biesiadnik, gdy zaśnie, już stracone chwile,
Gdzie zamiast go rozbudzać, myśl dlań o mogile.
Trupa oknem wyrzucą, — sądzę, że dla człeka,
Skok nieco niebezpieczny, meta za daleka;
Nie wątpię, iż wolałbyś z Sarmaty zabawę
I zwyciężon od Bacha upadać pod ławę.
Skądżeś przeznał ubóstwo na sarmackiej niwie?
Temu się, dobry Gallu, dosyć nie wydziwię.
Tak małoś z nami mieszkał — i w tak krótkiej dobie
Rozpoznać ziemię polską brakło-ć na sposobie:
Jakie tu płody gruntu? jakie mury grodów?
Jakie dary od morza? jaki byt narodów?
Gdybyś się lepiej zaznał z naszym obyczajem,
Gdybyś się zastanowił nad zwiedzanym krajem,
Zasmakowałbyś Gallu, do polskiego chleba,
Znalazłbyś tutaj wszystko, co duszy potrzeba.
Wszak Polska nie żądała od was zapomogi,
Skądże wiesz, żeśmy biedni? że nasz kraj ubogi?
Francuz widząc, że na tron Henryka wołamy,
W nadziejach niepomiernych nie zakładał tamy,
Mniemał, że idąc z królem, idzie do rozkoszy;
Choćby był lada ciurą, choćby syn kokoszy,
Już go trzeba wzbogacić i w szkarłatnej szacie
Po prawicy królewskiej posadzić w senacie;
Że wielkie bohatery, męże polskiej strony
Wciąż przynosić im będą złoto i pokłony.
Zawiedli się, ujrzawszy, jak my rzeczy bierzem,
Że pachołek pachołkiem, a rycerz rycerzem;
Więc zową nas żebractwem, jak liszka na dworze,
Co schab zwała powrozem, gdy dostać nie może.
Otóż Polak, co k’tobie miał chęci najszczersze,
Złem ci za złe wypłaca — wierszami za wiersze.
Żwawoż uciekaj od nas, o niewdzięczna czerni!
Niech mi się jasne słońce tyle nie zaczerni,
Bym kiedy miał powracać do kraju polskiego!
Tak mówiłeś; — zaiste, niech bogi cię strzegą,
I nas od takich gości niechaj strzegą losy!
Oto moja modlitwa! — we dwa niebogłosy
Jakoś Boga uprosim, że cię tu nie wniesie.
A jeśli wam tak bardzo królowania chce się,
Idźcie w niemieckie kraje ścigać się za władzą,
Tam może wam koronę i berło oddadzą.
Wy umkniecie i stamtąd, i w płochym umyśle
Powtórzycie nad Renem, co było przy Wiśle.