IV. Do Pijaków.




Czy wy opiłe w bezdennéj gardzieli
Chowacie gębki? czyli brzuch odęty
Wziął na się postać owéj to kąpieli,
Co zmyka całkiem ładowne okręty?

Drugi i dom swój, drugi i dziedzinę
I co mu skrzętny ojciec dóbr zostawił,
Żłopiąc od rana w żarłoczną głębinę,
Z pełnemi duszkiem kielichy wyprawił.

Drugi, na co się serce prawie kraje,
Zajmujące się cnoty rodowitéj
Skry, wstyd, uczciwość, piękne obyczaje
Zalał potopem wilgoci obfitéj.

Skąd potym bywa, że zagrzawszy szumne
Czupryny wściekłym Bachusa masłokiem,
Tracą ze zdrowiem baczenie rozumne,
I dziko-śmiesznym bawią świat widokiem.

Przystąp-no bliżéj, ktośkolwiek ciekawy,
Gdzie się jak na lep nieopatrzni ptacy,
Nie znając w życiu uczciwéj zabawy,
Zlecieli rojem pod wiechę pijacy.

Ten się z przyjaźnią życzliwą przymyka,
Ów gada, co mu ślina w gębę niesie;
Ten ledwo ruszy w pantoflach języka,
Ów wrzeszczy, jako chłop na pustym lesie.

Cóż kiedy jeszcze, bez czego się prawie
Rzadko obejdzie, głupia zwada wznieci?
Tam-to dopiero jak w Marsowéj wrzawie,
Niejednemu nos, lub ręka uleci.

Pękają w srogich targańcach kołnierze,
Jucha się leje, brzmią pięściami pyski;
Pełno hałasu, leci ze łbów pierze,
Kufle się tłuką, latają półmiski.

Więc gdy stołowe wyrzucili statki,
Suchemi sobie dogadzając razy,
Jako szermierze wypuszczeni z klatki,
Kończą robotę płytkiemi żelazy.

Lecz jak w potrzebie hasło do oręża
I groźna zabrzmi do boju pobudka;
Aż co przy kuflu miano go za męża,
Albo się w tchórza, lub przewierzgnie w dudka.

Lub ze psem w jarzmo wprzągszy jałowicę
Brzeg ryje, jako Ulises przed laty;
Lub zęby klepie, zmyśliwszy zimnicę,
Albo podagrę uwija w sulaty.

O, jeśliż lepszéj cokolwiek nadzieje
Po was zostaje; zaniechawszy piwa,
Potłuczcie kufle, a Bacha turnieje
Odmieńcie w dzielne utarczki Gradywa.
1770, II, 229 — 232.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Adam Naruszewicz.