XXXIX. Do Bizuna.




O z wieków cudotworny synu byczéj skóry!
Złych duchów egzorcysto, poprawco natury!
Stróżu durnéj młodości, proszku doskonały
Na upór, muchy w nosie, miłosne zapały,
Pod jakimkolwiek słyniesz na świecie imieniem,
Czy cię kozak plecionym nazywa rzemieniem,
Czy Lach — basem bolesnym, lub swym obyczajem
Dziki z Krymu pohaniec ochrzcił cię nahajem:
Tyś był wszystko przed czasy; choć gruby Sarmata
Nie wysyłał po rozum do obcego świata
Swych dzieci, ale przodków chwalebnym nałogiem,
Bez wielkich kosztów miewał kańczug pedagogiem.
Moc twoja, jak misterne dłóto, pracowicie
Krzesząc wiory, i w martwe pieńki wlewa życie.
Ty polor, ty lustr dajesz i wdzięki powabne,
Ty w grzeczną młodzież Bartki zamieniasz niezgrabne.
Rura, niechluj, basałyk, wnet Francuzem został,
Gdy go z kołka makarem pan ociec wychłostał.
Gdzież twe szerokowładne znikło panowanie?
Płaczą rzewnie strapione Boćki i Ormianie.

Rzadki kto na twe kupno ściągnie dłoń do grosza.
Jedna przecież poczciwa została Wołosza,
Co swemu pasterzowi winne płacąc długi,
Niesie w hołdzie na klęczkach pobożne kańczugi.
Byłeś po dworach miedzy najdroższemi sprzęty,
Wecując na kobiercach młode wiercipięty.
Aż miło wspomniéć, jak to bywało przed laty,
Kiedy usiadł za stołem marszałek wąsaty
Na sądy, w czerwonego żupanie atłasu,
A dobywszy groźnego z pod żołądka basu,
Zgromadzonym mołojcom na gody niewdzięczne
Wyliczał z kalendarza zasługi miesięczne:
Tyś się z słowem grubiańskim wyrwał nieostrożnie,
Tyś swój i pański chował sprzęt nieochędożnie,
Tobiem mocno zakazał z Panfilem się bratać,
Tobie szachrować, tobie pokryjomo latać,
Tyś plotka, tyś łgarz czysty, a ty natręt zbytny;
Waszeci zasmakował bardzo trunek żytny.
Panicz się trochę przekradł, a ten miły szpaczek
Po co to o północku zalatał do praczek?
Więc gdy wszystko opowie, na te opłakańce,
Wtym pleciści za kmotrów wnidą potrzymańce:
Iwan, karet podpora, kwiat miedzy Hajdony,
I pajuk jegomościn, Marcin poturczony,
Toż Matyasz, masztalerz, stangret opanasy,
Zdolne męże z niedźwiedźmi w silne iść zapasy.
Zamkną się drzwi na rygiel, kloc pośrzodku stanie,
Hałas, tertes, obietnic świętych ponawianie;
A on licząc po ćwierciach bolesne dziesiątki,
Samorodnym indychem wrażał cnót pamiątki.
Oddycha, przypomina, nie ustąpi kęsa,
Dopóki leniwdgo[1] nie narąbie mięsa.
Bito wszędy, i młódź téż lepsza była bita.
Czego Pijar nie dobił, albo Jezuita,
Dwory poprawowały; a gdy duch zacięty
Nie dał się zgiąć na szkolne i na dworskie pręty,
Wam, żołnierze, ostatnia zlecona robota
W łozim ogniu dać jeszcze próbę tego złota.
Tak przez różne przechodząc pletnie i batogi,
Tracił wiek wpół szalony zwolna swe nałogi,
Aż się téż pożegnawszy z namiętności tłumem,
Począł za przewodniczym iść tylo rozumem.






  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – leniwego.