Dajcie mi pokój z przyjaźni imieniem, Dawno ja w przyjaźń niewierzę. Nie jednąm kupił gorzkich łez strumieniem Zwodzony podle, kochany nieszczerze.
Dajcie mi pokój moi przyjaciele, Bo przyjaźń wasza jest pruchnem świecącém, Zdaleka tylko obiecuje wiele — Zbliska jest — śmieciem błyszczącém.
Dajcie mi pokój — nie mówcie już o niéj Człek idąc w lata ułudzenia traci — I ile włosów upadnie mu z skroni, Tylą zawodów doświadczenie płaci.
Niechcę przyjacioł, bo na cóż się zdali? Aby szydzili kiedy skorzystali, I jak zdobywca, co odkrył świat nowy, Jego mieszkańcom pościnali głowy,
Biada tym, których dusza się otwiera, Jak kwiat gdy słońce na niego spoziera, Bo kwiat uwiędnie i dusza zboleje, Gdy słońce zajdzie — zawiodą nadzieje.
Na cóż się zwodzić, na co łzy wylewać — Lepiéj nie wierzyć, o lepiéj nie wierzyć, Lepiéj nie kochać, lepiéj nie spodziewać. I lepiéj może swych złudzeń nieprzeżyć.
Bo z młodu tylko, dopóki świat nowy W swych zasłon jeszcze uroku, Młodemu stawi się oku, Bo z młodu tylko świat wasz jest różowy.
Lecz idźcie w lata, będziecie powoli Tracić coraz wiarę młodą, Im dłużéj zwodzon, tém gorzéj zaboli Kiedy nadzieje zawiodą.
I nim twojego kresu dojdziesz człecze Zielone liścia i kwiaty różowe,
Doświadczenie z ciebie zwlecze. Będziesz jak drzewo uschłe, co podnosi głowę I czeka tylko, aż pień bez żywota Piorun niebios pogruchota.
Dajcież mi pokój, z przyjaźnią w tym świecie, Dajcie mi pokój! Przyjaciół jest wiele Lecz pytam się was, powiedźcie mi przecie — Kto z was przyjaciel, moi przyjaciele? —