[44]Do snu.
Niemam dosyć odwagi, aby przed złem życia
W śmierci szukać zbawienia
I wiecznego ukrycia,
Ani wiem, czy śmierć kresem ludzkiego istnienia
Jest wieczystym?... Ani wiem czy zło w tej zaziemnej,
Bezwiednie przeczuwanej przestrzeni tajemnej,
Nie władnie? Lecz strudzony walką bezowocną
Z siłą losu przemocną,
Ciebie wołam śnie cichy... O! gdybyś przez wieki
Nie schodził z mej powieki...
Śnie! Ileż razy westchnę do ciebie, gdy jasna
Okrutna prawda mózg mój i serce rozdziera...
Jeszcze godzina jedna, dwie — — a potem zasnę
I cichość mnie śmiertelna
Kołysze na swem łonie... Duch we mnie umiera,
I jestem, jak trup żywy, bez czucia, bez myśli,
Więc złemu niedostępny... Ty mi słodycz zeszlej
[45]
Śnie — — chcę choć wizyi szczęścia. O! gdybyś przez wieki
Nie schodził z mej powieki...
A choćbym dziś zasnąwszy, zamiast spodziewanej
Ulgi, miał śpiący stać się łupem widm cierpienia;
Lub choćby się jątrzyły w nocy owe rany,
Zdobyte w walce dziennej,
Których ja zapomnienia
Szukam w martwości sennej:
Jeszcze do cię zawołam, śnie, obyś przez wieki
Nie schodził z mej powieki...