<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Dom tajemniczy
Wydawca Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy
Data wyd. 1891
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Pantins de madame le Diable
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


I.
Pociąg spacerowy do piekieł.

Romansopisarze korzystają z bardzo wielu przywilejów, a najświetniejszym z pomiędzy nich, jest przywilej pociągania za sobą łaskawych czytelników z jednego końca świata na drugi.
Romansopisarz powiada: nadstawcie uszu i słuchajcie!...
I czytelnicy słuchają.
— Powiada: Chodźcie za mną!...
I czytelnicy podążają.
— Chcę wam, dodaje, pokazać rzeczy zdumiewające, opowiem wam coś tak ciekawego, coś tak zajmującego, że oko wasze nic podobnego nie widziało, że ucho wasze nic podobnego nie słyszało.
I czytelnicy wierzą mu na słowo.
Ta wiara dodaje naturalnie odwagi!...
I to zamierzam w zuchwały sposób skorzystać z przywileju.
Chcę chwycić za kij od miotły, która jest, jak wiadomo, środkiem lokomocyjnym czarownic, siąść na niej, usadowić po za sobą czytelników i drogą najkrótszą, najprostszą powędrować do... królestwa szatana.
O królestwie tem, o tym tak zwanym świecie ciemności, mają ludziska w ogóle najfałszywsze i najdziwaczniejsze pojęcia.
Jedni wyobrażają sobie, że piekło, to olbrzymie ognisko, nad którem na straszliwych rożnach pieką się uda grzeszników, skazanych na męki wieczne, że w piekle panowie szatani zabawiają się w taczanie po rozpalonych kratach żelaznych tych pasażerów, którzy sobie na świecie na zagrube figle pozwalali.
Że przekonania to głęboko są zakorzenione, o tem wiadomo, że sięga niezmiernie dawnych czasów dowodem choćby poniższa stara piosenka:


∗             ∗

Słuchajcie mnie ludzie mili!..
Ja z piekieł powracam bram!
Moloch, Sadoch, Lucyper sam
Na widły mnie wsadzili...
Wnet w piecu byłem... tam,
Gdzie inni się smażyli.


∗             ∗

Już płomień jął się kaftana,
Ogień opalił mi włos,
I smutny byłby mój los,
Gdyby nie głupstwo szatana.
Myślał, żem... małpą i krzyknął w głos:
— Wypuścić tego aspana!...

Imni z najlepszą w świecie wiarą utrzymują, że nieśmiertelny poemat Dantego jest najwierniejszem przedstawieniem tego, co się dzieje w czeluściach piekielnych.
Inni nakoniec są niewzruszenie przekonani, że dekoratorowie Porte-Saint Martin, Ambigu i Chatelet, skopiowali najwierniej z natury wspaniałe to pandemonium, w którem widzimy dyabełków i dyabliczki w strojach czerwonych i czarnych, rojących się przy odgłosie kotłów, bębnów i wszelkich instrumentów innych, w pośrodku skał stalowych, niebieskawych, oświetlonych czerwonym płomieniem.
Nic podobnego nie istnieje.
No więc gdzież tedy jest piekło?...
We wnętrzu ziemi, odpowiadali na takie zapytanie uczeni dobrych starych czasów i popierali twierdzenia swoje wybuchami wulkanów ognistych,
Podług nich Wezuwiusz i Etna, to nic a nic innego jeno kominy kuźnie szatana.
Opinia to niczem nieuzasadniona, ale jej nie urągamy z powodu, że tego, co my wiemy, nikt nie był się w stanie dowiedzieć.
Piekło w rzeczywistości pomieszczonem jest na tej gwiaździe wspaniałej, która się gwiazdą Wenery nazywa, a która wyróżnia się na firmamencie niebieskim prześlicznem żywem światłem swojem.
Tam rozsiadł się szatan, ztamtąd rządzi i panuje.
Ztamtąd schodzi na ziemskie padoły, iżby zadość czynić swemu kusicielskiemu powołaniu.
Tam w przepysznym pałacu, prześwietnie umeblowanym rezyduje modrooka Eloa, połączona związkami małżeńskiemi z mister Szatanem...
Bo mister Szatan jest żonatym.
— Czyście państwo wiedzieli o tem?...
— Nie.
— A no, to się niezmiernie czuję szczęśliwym, iż was mogłem objaśnić.
Powrócimy niebawem do tej wielkiej i potężnej damy, bo z wielu względów zasługuje ona na szczególną uwagę naszę.
Ale przedewszystkiem musimy pogawędzić trochę o samym Szatanie, sprostować błędne o nim mniemania opinii publicznej, jakto już zrobiliśmy po części w sprawie piekła, którem zaraz się bliżej zajmiemy.
Bóg jeden wie, ile tysięcy razy poezya, malarstwo i rzeźba odtworzyły nam aniołów upadłych, wszystkie atoli te portrety, jakkolwiek niezmiernie nieraz cenne, z pewnego punktu widzenia, grzeszą zawsze tem, że im na prawdzie zbywa.
Wiersz choćby najudatniejszy, marmur i glina, choćby je najzdolniejsze ręce w kształty przyoblekały, nie potrafiły nigdy dotąd odpowiednio upostaciować szatana.
Przedstawiano go zawsze we wspaniałości i grozie, jakiegoś spiorunowanego Tytana, dawano mu twarz ponurą, złowrogą, i długie skrzydła nietoperza, zakończone ostremi szponami.
Ładne to ale nieprawdziwe.
Szatan inaczej się przedstawia.
W fizyognomii jego przebija szyderstwo raczej, niż złośliwość, w powłóczysty ogon przystroiła go naiwność tylko wieków średnich, a jeżeli zgodził się na dwa małe, eleganckie rożki na czole, to dla tego jedynie, ażeby się od ogółu mężów nie wyróżniać,
Krótko mówiąc, z pomiędzy olbrzymiego szeregu portretów dyabła, jeden zaledwie zdaje nam się nie zupełnie może dokładnym, ale bardzo do oryginału zbliżonym. Dał go Goethe w swoim Fauście pod pseudonimem Mefistofelesa.
Nie przeszkadza to bynajmniej, aby fotograf, mający ochotę udać się na planetą Wenus, dla dokonania zdjęcia Jego Szatańskiej Mości, nie miał być przyjętym z otwartemi rękami. Przeciwnie, możemy zapewnić, że powitanym byłby jak najprzyjaźniej i że odznaczonymby został wzmianką zaszczytną. Możecie liczyć na to, panowie pracownicy słońca!...
W jakim wieku jest mister Szatan?...
Na to pytanie nie będzie można odpowiedzieć z matematyczną pewnością.
Naturalnie, że upadły anioł nie jest bynajmniej młodzikiem, ponieważ data jego urodzin wyprzedziła dosyć znacznie datę stworzenia świata.
Tego, jak się zdaje, nie będzie nam trudno dowieść...
Gdy Adam i Ewa zostali na ziemi osiedleni, Szatan był już w pełni sił męzkich, skoro jako pełen galanteryi i uwodziciel, skusił na złe pierwszą niewiastę.
Przypuśćmy, co jest bardzo prawdopodobne, że mógł mieć wówczas z jakie lat tysiąc kilka, wypadnie, że obecnie liczy sobie około siedmiu tysięcy wiosen, nosi je jednak z trudną do uwierzenia dzielnością. Tak jest świetnie zakonserwowany, że na oko, najwyżej na jakie czterdzieści pięć wygląda.
Wysoki i szczupły, jest może trochę za blady, ale ta bladość dystynkcyi mu dodaje.
Na wysokiem czole ma dwa złotawe, połyskujące, zgrabne różki, które w razie potrzeby ukrywa w puklach bujnych, prawdziwie pięknych kruczych włosów.
Oczy ma duże i żywe, spojrzenie błyskawiczne, wadliwość jednak ta ostatnia, uwydatnia się bodaj wśród nocy tylko.
Usta, nadzwyczajnie piękne lubo sardoniczne, skoro się otwierają do szyderczego zazwyczaj uśmiechu, ukazują dwa szeregi zębów wcale nie tak ostrych i wcale nie tak ogromnych, jak przez prostą złośliwość rozpowiadają niektórzy.
Na ręku Szatana nie dojrzy nikt śladu pazurów, przeciwnie są to ręce wyjątkowo zgrabne i posiadające miękość jedwabistą.
Gdy ta ręka kogo pochwyci, bardzo trudno, a prawie, że niepodobna z niej się wyswobodzić, nie dlatego żeby uścisk taki był straszliwie silny, lecz, że taką ma wabność szczególną.
Nogi szatana są długie i elastyczne, i obute zawsze z nieposzlakowaną elegancyą.
Ta elegancya przebija zresztą w całym ubiorze Jego Szatanskiej Mości.
Wyprzedza on zawsze modę i nadaje ton wszystkim elegantom swego państwa.
No i nie może być inaczej!
Piekło przepełnione jest krawcami i szewcami, posiada też tłumy szwaczek i modystek.
Z jubilerów, rękawiczników i kapeluszników możnaby korpusy tworzyć.
Szatan i jego małżonka mają zatem pod ręką wszystkich, o jakich zamarzyć mogą dostawców, a zastępy te w czasie właściwym zwiększą znowu i moi i wasi, kochani czytelnicy, dostawcy.
Panowie przyjaciele ludzkości, nie wątpcie ani dna chwile o tem!...
Dyabeł ma zawsze masę na sobie klejnotów i to w najlepszym, gatunku.
Przepada on za brylantami i preciozami, dla tego zapewne, że z pomocą marnych tych błyskotliwych bawidełek najłatwiej mu dusze kobiece zdobywać.
Drogie kamienie, jak były od najdawniejszych czasów, tak są i zawsze bedą najpotężniejszą bronią szatana.
No, a teraz, skoro daliśmy już mniej więcej dokładny zarys bohatera niniejszego prologu, czas nam powiedzieć słów kilka o pięknej szatance Eoli, czas opowiedzieć pokrótce dzieje jej związku: z władcą piekieł, a potem poprowadzić czytelników na planetę Wenus do pałacu królewskiego.
Zaraz to wszystko zrobimy.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.