Dom tajemniczy/Prolog/II

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Dom tajemniczy
Wydawca Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy
Data wyd. 1891
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Pantins de madame le Diable
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


II.
Eola.

Biedna Eola gorzko nieraz żałowała utraconego raju, który porzuciła dla tego, aby się stać żoną Szatana.
Niestety były to żale spóźnione.
Bramy szczęśliwości niebiańskiej raz przed nią zamknięte, nie mogły się nigdy już dla niej otworzyć.
Rada nierada musiała i musi dotrzymywać w nieskończoność wiary małżonkowi, niebardzo zasługującemu na to.
Łatwo zrozumieć, że nie starczyłoby nam atramentu na spisanie wszystkich ułomności mister Szatana.
Opinia o nim jest tak dobrze znaną i tak zupełnie zasłużoną, że wydają się nam rzeczą całkiem zbyteczną dołączać nasze zdanie do tej nieskończonej liczby zdań, jakie od chwili stworzenia świata już się w tej rzeczy złożyły.
Nie jesteśmy ani, historykami, ani tembardziej pamflecistami.
Skoro świąt wyłonił się z nicości, Adam i Ewa zostali w raju osądzeni.
Była blondynką, on był mocnym brunetem a tak samo jak wszyscy ludzie, gustował w przeciwieństwach.
Szatan sprzeniewierzył się po raz pierwszy.
Eola dowiedziała się o tem i ogromnie się spłakała.
Biedna Eola! te jej łzy nie ostatni raz płynąć miały.
Mister Szatan, w miarę jak upływały wieki i jak się starszym stawał, robił się coraz większym bałamutem, a zazdrość Eoli przybierała rozmiary rozpaczliwe.
Zawsze młoda, zawsze piękna i zawsze kochająca, nie mogła znosić z zimną krwią opuszczenia i obojętności.
Każda nowa rywalka, a rywalek tych była poprostu moc nieprzeliczona, przejmowała ją boleścią i gniewem.
Tworzyła najrozmaitsze plany zemsty, gdy jednak przyszło je wykonać, zwyciężała zawsze dobroć jej wrodzona. Zalewała się łzami, zapominała o swej krzywdzie i za jedno dobre słowo niewiernego małżonka wszystko mu przebaczała.
Szatan zresztą podobnym był zupełnie do wszystkich mężów tego świata. Zwodził żonę, ile razy mógł tylko, ale miał zawsze dla niej względy i od czasu do czasu zwracał się do niej z czułością i galanteryą. Eola, zwyczajnie jak kobieta, brała tę fałszywą monetę za pieniądz wartościowy.
Oto jak stały rzeczy w chwili, w której wprowadzamy czytelników na planetę Wenus, czyli w końcu wieku ośmnastego.
Planeta, o jakiej mowa, ma wielkie z ziemią podobieństwo, z tą tylko różnicą, że jest od naszego globu z jakie piećdziesiąt pięć tysięcy razy większą.
Zaludnienie ma ogromne, a łatwo to zrozumieć, przypomniawszy sobie, że dziewięćdziesiąt dziewięć procent z tej liczby ludzi, jacy świat zamieszkują, dostaje się po śmierci na tę planetę właśnie.
Wody ma Wenus poddostatkiem, ale wszystko to wody siarczane, takie, jak morze Martwe wypełniają, ma także lasów wielką obfitość i łąki prześliczne.
Taką jest dziś gwiazda Wenus i taką była w epoce naszego opowiadania.
Pałac Szatana zbudowany w stylu maurytańskim z marmuru różnokolorowego wznosi się w miejscowości tak wielkiej jak Paryż i Londyn razem.
Przy drzwiach stoją wszędzie straże.
Pełnią one niezmiernie skrupulatnie obowiązki swoje i nikomu ani wejść ani wyjść nie pozwalają, kto nie jest zaopatrzony w przepustkę, czyniącą zadość wszelkim wymaganiom odnośnych w tym względzie przepisów.
Na szczęście przepustka taka nie jest od nas wymaganą.
Przestąpmy zatem próg pałacu, przebiegnijmy wspaniałe dziedzińce i niezatrzymując wcale oczu na dekoracyach i fontannach z prawdziwie wschodnim przepychem pourządzanych, przebiegnijmy jak najprędzej przez salony szatana i zajrzyjmy do schronienia tajemniczego i eleganckiego, położonego w najdalszej części zabudowań.
Przybytek ten urządzony przez tapicerów piekielnych w stylu najwspanialszego rococo, jest buduarem pięknej Eoli.
Czy nie należałoby go opisać?...
Zdaje nam się, że nie dalibyśmy sobie z tem rady, więc się nie puścimy na to.
Dwanaście płomieni tak potężnych, że ziemia nie może dać o nich pojęcia, obrzuca światłem „à giorno“ buduar.
Eola, wyciągnięta na sofie, trzyma w ręku romans Crebillona syna, ale go nie czyta wcale.
Oczy jej zwracają się co chwila ku zegarowi, który zaraz wydzwoni trzecią godzinę rano
Wargi drgają niecierpliwie.
Pani szatanowa wygląda na lat dwadzieścia cztery do dwudziestu pięciu najwyżej.
Wiemy naturalnie, że miała tyle przed blizko siedmiu tysiącami laty.
Pomimo nadzwyczajnej bladości twarzy i sinych podkówek, otaczających jej wielkie, piękne, czarne oczy, jej przedziwna uroda ma w sobie coś niebiańskiego.
Zdaje ci się, że spojrzenia takie słodkie, takie czyste, takie szlachetne, żadnej zdrady kryć w sobie nie mogą, zdaje ci się, że karminowe usteczka, tak rozkosznie uśmiechnięte i tak zgrabne, do jakiejś niepokalanie tylko czystej należeć mogą istoty.
Brylantowe szpilki spinają na głowie Eoli jej długie włosy krucze, wpadające w odcień niebieskawy i zaplecione w dwa warkocze wspaniałe.
Młoda królowa — komu niewolno się zestarzeć, ten jest naturalnie wiekuiście młodym! — miała na sobie ranny szlafroczek z jakiejś nieznanej materyi, koloru gorejącego ponczu.
Dziwny kolor!... powie kto może.
Zapewne, ale mody w królestwie ciemności wcale są inne, niż na ziemi.
Na małych zgrabnych nóżkach miała haftowane pantofelki różowe.
Wybiła godzina trzecia.
— O!... szepnęła Eola... to nie do wytrzymania doprawdy!...
Gdzie on może być?... Trawi mnie niecierpliwość i próżne oczekiwanie!...
Zerwała się z sofy, cisnęła książkę na środek buduaru, wyciągnęła rączkę ku małemu stoliczkowi umieszczonemu w głowach sofy i uderzyła w dzwonek kryształowy, zaopatrzony w serce złote.
Otworzyły się drzwi i ukazały się dwie młode dziewoje.
Pokojowe, pomimo podrzędności obowiązków jakie sprawowały, mogły pod względem urody walczyć śmiało o pierwszeństwo z królową.
Jedną z nich była Aspazya, sławna kurtyzanka, faworyta Alcybiadesa.
Druga nie mniej piękna, nie mniej zręczna i nie mniej sławna to Ninon de Lenclos.
Aspazya zatrzymała się przy progu.
Ninon de Lenclos zbliżyła się do samej sofy.
— Czy Wasza królewska mość, potrzebuje usług naszych?... zapytała z ukłonem, zdradzającym wyborną szkołę.
Eola dała znak potwierdzający.
— Wasza dostojność pragnie się zapewne rozebrać i położyć?... wtrąciła Ninon.
Eola wstrząsnęła przecząco głową.
— A jednak jest już bardzo późno i Wasza królewska mość musi odczuwać potrzebę spoczynku... Wasza królewska mość sypia za mało i była wczoraj znacznie bledszą, niż zwykle... Ośmielam się zwrócić na to uwagę...
— Wszystko mi jedno — zawołała królowa z goryczą. Co moja bladość kogo obchodzi?...
Aspazya i Ninon zamieniły znaczące ze sobą spojrzenia.
A w tem francuzka z poufałością subretki będącej w łaskach szczególnych i mającej tę pewność siebie, że wszystko cokolwiek powie i zrobi, dobrze zostanie przyjęte, powiedziała:
— Obawiam się, aby Wasza królewska mość nie trapiła się niepotrzebnie przypuszczeniami nieuzasadnioneni.
— Ninon — przerwała żywo, Eola — ty wiesz najlepiej, iż mój niepokój i moje troski mają zawsze usprawiedliwioną przyczynę... Gdy pana męża nie ma w domu do godziny trzeciej z rana, to żona nietylko chyba może, ale nawet powinna się niepokoić.
— Czy Wasza królewska mość pozwoli wyrazić zdanie moje w tym względzie?...
— Mów.
— A więc co do mnie, wyznaję i twierdzę, że mężowie w ogólności, a szczególnie mężowie niewierni, nie warci są, aby się troskano o nich...
— Co mówisz?...
— Bezwzględną prawdę!.. Kochanek, narażający się dla nas... no!... to jeszcze... ale mąż?... Ptak, któremu skrzydeł nie podcięto, ucieka i nie powraca, ale mąż?... o!... ten wróci zawsze!... to rzecz główna... o resztę mniejsza!...
— O! Ninon widać, żeś nie kochała nigdy! — westchnęła królowa.
Ninon uśmiechnęła się ironicznie.
Wcale nie taką miałam opinię na ziemi — odrzekła. — Wierzono ogólnie, że się często i długo kochałam...
— Kochać często, to wcale nie kochać!... prawdziwa miłość, jak się raz zagnieździ w sercu, nigdy już z niego nie wychodzi...
Aspazya i Ninon, znowu spojrzały po sobie.
— Trzeba naprawdę znaleźć się w piekle, ażeby usłyszeć coś podobnego z ust zamężnej kobiety!... — pomyślały obie jednocześnie.
Królowa mówiła:
— A kto wie, czy król już nie wrócił?... — Może obawia się, aby mi nie przeszkodził, i może dla tego się nie pokazuje?...
— I to być może — odpowiedziała Ninon.
— Trzeba się przekonać — rzekła Eola.
— Czy mam posłać do apartamentów Jego królewskiej mości?...
— Przejdź sama... tylko powracaj prędko.
Ninon skłoniła się i wyszła.
— Aspazyo zbliż się!... — powiedziała królowa.
Greczynka zbliżyła się.
Ubraną była w białą wełnianą tunikę, która jak w wieku Peryklesa, dokładnie uwydatniała wspaniałe kształty jej ciała.
— Co ty robiłaś?... — zapytała królowa — żeby ściągać wszystkie na siebie spojrzenia, ażeby przykuwać do siebie wszystkich tych pięknych Ateńczyków, tych wielkich filozofów, co cię zawsze otaczali i nigdy cię nie przestawali uwielbiać?...
— Używałam talizmanu, którego moc jest niezawodną.
— Jakiego?...
— Nie śmiałabym wyznać tego Waszej królewskiej mości.
— Rozkazuję ci... powiadaj!... Co to za talizman jakiś?...
— Niewierność.
Królowa zadrżała.
— Jakto!... — krzyknęła — przywiązujemy się do tych, co nas oszukują?...
— Tak przynajmniej za moich czasów bywało.
— Czyż to możebne?... czyż to podobne do uwierzenia?...
— To niezbita prawda, proszę Waszej królewskiej mości!... Nie czujemy nigdy większej wartości dobrego, jak wtedy, gdy obawiamy się je utracić!... W tem tajemnica cała.
— Masz racyę — szepnęła królowa — masz najzupełniejszą racyę... Posiadam liczne na to dowody!... Nigdy tak nie kochałam króla, jak od czasu, kiedy mnie zaczął zaniedbywać...
— Gdyby mi Wasza królewska mość pozwoliła poradzić sobie!...
— To?...
— To powiedzałabym jej, że użycie talizmanu, jakiego ja używałam, zależy w zupełności od Waszej królewskiej mości... Dla czegoby nie sprobować.
Ja miałabym oszukiwać króla! — zawołała Eola z oburzeniem.
Dla czegoby, nie?... Zdaje mi się, że Jego królewska mość w zupełności na to zasługuje!...
— Nigdy nic podobnego nie uczynię...
— Skoro tylko Najjaśniejsza Pani wyróżnisz którego ze swych poddanych, król do nóg jej powróci, bardziej niż kiedykolwiek zakochany.
— Być może... ale pokątne miłostki kosztowałyby mnie za drogo... Wolę cierpieć, aniżeli być szczęśliwą za taką cenę.
— E!... to tylko pierwszy krok taki się trudny wydaje!...
— Aspazyo!... dajesz mi piekielną radę!...
— Czy Wasza królewska mość zapomina, że w piekle jesteśmy.
— Prawda...
Eola po chwili dodała... wychodź... wychodź!... ja się boję ciebie.
Aspazya skłoniła się i wyszła.
Zanim atoli zamknęła drzwi za sobą, odwróciła się i rzekła:
— Niech się Wasza królewska mość namyśleć raczy... Wobec takiego potępieńca, jakim mi się król wydaje, nie należałoby rady mojej lekceważyć...
— Wychodź!... powtórzyła królowa. Wychodź!... bo inaczej oskarżę cię przed monarchą.
Aspazya miała na twarzy uśmiech szyderczy.
Bardzo ona mało obawiała się szatana, który gdy tylko schwytał ją gdzie na osobności, zaraz w pół obejmował i wyciskał na jej pięknym buziaku, z tuzin przynajmniej gorących pocałunków.
Całe to przeklęte pokolenie mężowskie zdolne jest zawsze do wszystkiego, cóż dopiero mówić o mężach dyabłach.
Eola, gdy sama pozostała, westchnęła ciężko i zakryła chustką oczki łzami zaszłe.
W tej chwili Ninon de Lenclos przed nią stanęła.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.