<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Dom tajemniczy
Wydawca Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy
Data wyd. 1891
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Pantins de madame le Diable
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


V.
Postanowienie.

Pokój Janiny był prawdziwą świątynią, był świątynią tak czystą i niewinną, jak dusza jego mieszkanki.
Przestępując próg tego skromnego schronienia, niepodobna było nie odgadnąć, że dziecię tu mieszkające posiadało serce anielskie.
W umeblowaniu jedynaczki książąt de Simeuse nic nie przypominało tej pretensyonalnej kokieteryi, jaka właściwą była zepsutej owej epoce; wszystko było tu proste, prawie poważne, wszystko jakby z innego pochodziło wieku.
Na białem obicia, ozdobionem tylko paskami matowego złota, spostrzegać się dawały dwa jedynie obrazy: Matka Bozka Murilla i Dziecię Jezus Corregia.
Duża prześliczna z włoskiego fajansu kropielnica, z zatkniętą święconą palmą, wisiała na ścianie pomiędzy filarami hebanowego łóżka; z czasów odrodzenia.
Cztery duże fotele z tej samej epoki, — mały czworograniasty stoliczek, a na nim srebrny wazon, cyzelowany przez florentczyka Benvenuto Cellini, napełniony kwiatami, dalej klęcznik w formie kobiecego klejnotu, lustro niewielkie nad kominkiem, nakoniec zegar na postumencie z szyldkretu i bronzu, oto umeblowanie pokoju.
W chwili kiedy księżna matka wchodziła, Janina siedziała przy kominku z głową oparta o poręcz fotelu i wpatrywała się z roztargnieniem w arabeski sufitowe, na kolanach zaś miała rozłożony list Renégo de Rieux, list który przeczytała już zapewne z jakie dwadzieścia razy.
Umiała z pewnością na pamięć każde zawarte tam słowo, uśmiechała się do przyszłości, którą uważała za najpewniejszą, brała od czasu do czasu w paluszki jedwabisty papier i wpatrywała się w takowy z przyjemnością prawdziwą...
Piękna dziewoja zerwała się na powitanie księżnej, a list starannie złożony za stanik schowała.
— Jużeś się uwolniła, kochana mateczko... zapytała całując księżnę. Już sobie pan de Kerjean odjechał?
— Tak, moje dziecię.
— A ojciec?...
— Wyjechał zaraz prawie po odjeździe barona...
— Dla czegoś mnie, mateczko, nie uprzedziła byłabym zeszła do ciebie...
— Wolałam przyjść tutaj... zdaje mi się, że tutaj w tym pokoiku, do którego nikt wejść niema prawa, będziemy odosobnione od reszty świata, będziemy mogły porozmawiać poważnie...
— Mamy więc coś poważnego, kochana mateczko?... spytała Janina z uśmiechem.
Księżna skinęła głową potakująco.
— Naprawdę jest coś ważnego?... spytała znowu księżniczka.
— Tak.
— Ale spodziewam się, że nic smutnego przynajmniej?...
Pani de Simeuse nie odpowiedziała na to.
— Czy się mylę?... czy też mateczka ma mi zwiastować jakąś niedobra nowinę?...
— Sama to zaraz osądzisz.
— To mów prędzej, dobra mateczko, bo mnie intrygujesz, a nawet niepokoisz mnie trochę.
Księżna usiadła obok córki, wzięła ją za rękę i powiedziała:
— Wiesz, po co przyjechał do nas pan de Kerjean?...
Panna de Simeuse potrząsnęła główką przecząco.
— Zkądżebym mogła wiedzieć?... odrzekła.
— Przyjechał prosić o twoję rękę.
Janina usłyszawszy te słowa, roześmiała się na cały głos.
— Pan de Kerjean prosił o moję rękę?... wykrzyknęła. Czy to prawda? czy mamusia mówi na seryo?...
— Jak najbardziej na seryo.
— Mniejbyś mnie ździwiła, gdybyś mi powiedziała, że krzaki różane w ogrodzie królewskim pokryły się kwiatami dzisiaj 21-go lutego, w dniu popielca! I z jakiegoż powodu ta prośba?
— Z powodu, że jest zakochany w tobie, z powodu, że jeżeli nie zgodzimy się oddać mu twojej ręki, życie stanie mu się nieznośnem.
— Zakochany we mnie?... pan de Kerjean?... ależ to niepedobna!... toż on mnie zna zaledwie...
— Powiada, że cię zna dosyć, aby cię uwielbiać...
— Na szczęście, że nie wierzę w tę miłość, bo inaczej przykroby mi było odpłacać boleścią za przysługę, jaką mi wyświadczył. Jakże przyjął odmowę ze strony ojca i z twojej mateczko?...
— Nie odmówiliśmy mu... szepnęła księżna.
Janina spojrzała niezmiernie ździwiona.
— Jakto?... wykrzyknęła prawie, nieodmówiliście mu?...
— Nie.
— Więc cóżeście mu odpowiedzieli?...
— Nic.
— Dla czego?
— Bo przed odmową chciałam się z tobą rozmówić, chciałam się naradzić z tobą, chciałam się dowiedzieć, co ty postanowisz?...
Janina przesunęła ręką po czole.
— Zdaje mi się... powiedziała następnie, zdaje mi się, że zasnęłam, i śniło mi się coś dziwnego... Słyszę jakieś słowa, ale nie mogę ich zrozumieć. Jeżeli śpię, to obudź mnie mateczko... a jeżeli naprawdę mówisz do mnie, wytłomacz mi, czego nie mogę zrozumieć...
Za całą odpowiedź pani de Simeuse powtórzyła tylko ostatnie słowa.
— Ze mną się naradzić?.. wyszeptała księżniczka z wzrastającem zdziwieniem. Dowiedzieć się, co ja postanowię?.. — Pytasz mnie o to, matko, gdy oboje z ojcem zaręczyliście mnie z Reném de Rieux! — Powiadasz mi coś podobnego, kiedy wiesz doskonale, że całą duszą należę do Renégo!.. — Nie, to sen tylko być musi... ja śnię, albo pomieszało mi się w głowie!..
— Janino, duszo moja ukochana, odrzekła pani de Simeuse, zapytaj swojego serca, czy pewną jesteś, że kochasz Renégo!..
— Czy jestem pewną!.. odpowiedziała z dumą dziewczyna. — O! moja matko!..
— Czy pewną jesteś, że kochasz go nad wszystko na świecie?..
— Bardziej go od ciebie nie kocham, to prawda, ale sto razy więcej, niż własne życie!..
— Jeżeliby ci przyszło zostać żoną innego albo umrzeć.. cóżbyś wybrała?..
— Śmierć bez wahania... — Ale pocóż te dziwne pytania?.. — Cóż za związek może istnieć pomiędzy tą straszną alternatywą, w jakiej mnie stawiasz, a prośba barona de Kerjean?.. — Cóż się w koło mnie dzieje, niech wiem przynajmniej?.. Co za tajemnica mnie otacza, i co ukrywasz, matko, przedemną?...
— Ja nic przed tobą nie ukrywam, kochane dziecię, albo raczej nie będę nic ukrywać przed tobą... Dowiesz się o wszystkiem... a następnie... następnie swobodnie i podług własnego serca, zadecydujesz o swoim losie...
— Słucham cię, matko.. wyszeptało młode dziewczę blade, i całe drżące ze wzruszenia.
To, o czem księżna mówić miała, wiadomem jest już czytelnikom naszym.
Musiała się cofnąć aż do dnia urodzenia Janinki w starem mieszkaniu przy ulicy l’Estrapade, musiała wyjawić córce przepowiednię z 20-go lutego 1752 r., musiała jej wyjawić, co przepowiedziała przed dwudziestu laty wróżka Iwena Tréal i co potwierdziła wczoraj wieczorem stara wiedźma z Czerwonego domu, a wreszcie musiała opowiedzieć Janince o ukazaniu się jej de Kerjeana.
Dotykalnie ukazała księżniczce miecz Damoklesa nad głową jej zawieszony, miecz, cios którego jeden baron tylko powstrzymać był w stanie.
Moralna odwaga Janiny, jak będziemy mieli tego dowód, dochodziła prawie do heroizmu, a jednakże, gdy słuchała matki, zdawało się biednej dziewczynie, że serce jej bić przestaje, zimny pot wystąpił na skronie, w uszach brzmiał dzwon pogrzebowy, a w głębi duszy szeptała:
— Umierać w dwudziestym roku!... umierać, kiedy się kocha i jest się kochaną... O! Boże... Boże... czyż nie ulitujesz się nademną, czyż nie oddalisz odemnie tego kielicha goryczy?...
— Teraz, drogie dziecię, wiesz już wszystko, dodała księżna, teraz nie mam już żadnego sekretu przed tobą... Z jednej strony pewna prawie utrata życia... z drugiej pewne ocalenie... Cóż postanowisz zatem?...
Janina podniosła głowę, a zwykły prześliczny uśmieszek ukazał się na jej pobladłych ustach.
— Matko ukochana, dla czego pytasz mnie o to? Czyż nie znasz dobrze swojej córki?... Niebezpieczeństwo nie przeraża mnie wcale, zabezpieczanie się takim kosztem, byłoby nikczemnością!... Zostaję zatem przy swojem...
Słysząc tę dumną odpowiedź, serce matki zadrżało z radości.
Ujęła głowę Janiny i czule białe jej czoło ucałowała.
— Moje dziecko, zapytała następnie po chwili, co więc odpowiedzieć jutro baronowi?...
— Odpowiedzieć mu, że z waszą wiedzą oddałam już swoje serce, i że do śmierci pozostanę wierną memu narzeczonemu Renému de Rieux...
— W takim razie, szepnęła księżna, w jednym tylko Bogu nadzieja!... Błagajmy go... moja córko ukochana... błagajmy go o litość nad nami!...
— Oby nas wysłuchać raczył... dodała Janina klękając obok matki, bo doprawdy, że za młodą jestem i zanadto szczęśliwą, ażebym umierać miała.


∗             ∗

We dwie godziny po rozmowie jakąśmy przytoczyli, książe de Simeuse powracał do pałacu z wizyty złożonej naczelnikowi policyi w wiadomym nam celu.
Pan de Sartines, tak jak przewidywał książe, ofiarował się z wszelką gotowością na jego usługi, przeprosił, że od razu nie może uczynić zadość żądaniu, zapewnił jednak, że jeszcze tego wieczoru przyśle, jak można najdokładniejszy raport o baronie de Kerjean.
Cofnijmy się o dwie godziny i zaznaczmy fakt, na pozór nic nie znaczący, ale taki, który będzie miał jednakże znaczenie w dalszem opowiadaniu naszem.
W chwili, kiedy ekwipaż pana de Simeuse wyjeżdżał z bramy pałacowej i skręcał na lewo z ulicy Wały św. Wiktora na ulicę Clovis, człowiek jakiś w ubraniu więcej niż skromnem, opuścił stanowisko, jakie zajmował prawie na wprost mieszkania książęcego i zaczął podążać za ekwipażem, co zresztą nie było zbyt trudnem, pomimo bowiem rączości i żywości koni, nie można było jechać zbyt prędko po wązkich uliczkach owej epoki, w dodatku ludźmi przepełnionych.
Ten posłaniec prawdziwy, czy udany trzymał się ciągle o dwadzieścia mniej więcej kroków od ekwipażu, którego pilnował i dotarł za nim aż do pałacu naczelnika policyi.
Przekonał się, że pan de Sartines przyjął księcia de Simeuse i widocznie uznał misyę swoję za skończoną, bo opuścił posterunek i poszedł szybko ku przedmieściu Saint-Paul. Człowiek ów miał chyba łydki ze stali. Teraz, kiedy nie potrzebował miarkować swojego chodu, pożerał prawdziwie rozległość.
Nie leciał niby, a szedł jednakże tak prędko, że koń puszczony galopem, nie łatwoby mu placu dotrzymał, potrącał wszystkich, jak dzik uciekający do kniei.
Przybył tak do domu, albo raczej do pałacu piętrowego, dobrze na pozór wyglądającego, posiadającego okna wychodzące na Sekwanę.
Zamiast podnieść i opuścić młotek przy wejściu głównem, wyjął z kieszeni klucz, otworzył małą furtkę obok bramy i wszedł do wnętrza.
Hotel ten był mieszkaniem Luca de Kerjean.
Udanym posłańcem był Malo, wierny sługa barona.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.