Dom tajemniczy/Tom II/IV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dom tajemniczy |
Wydawca | Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy |
Data wyd. | 1891 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Les Pantins de madame le Diable |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Pan de Simeuse, powróciwszy do saloniku, zastał księżne klęczącą przed przepysznym obrazem Suensa, przedstawiającym Święte kobiety przy grobie Chrystusa.
Łzy obficie spadały z jej oczu, twarz miała wyraz niezmiernej boleści.
Posłyszawszy nadchodzącego męża, biedna matka odwróciła głowę i szepnęła głosem zmienionym:
— Widzisz, żem się nie myliła... widzisz, żem dobrze odgadła... ten człowiek będzie złym duchem naszej rodziny...
Możemy się domyślać, że obawy pana de Simeuse nie były mniejsze niż obawa jego żony, odpowiedział jednakże z pozornym spokojem:
— Zdaje mi się kochana Blanko, że przesadzasz trochę niebezpieczeństwo...
Pani de Simeuse wlepiła w męża pytające spojrzenie.
— Nie ulega wątpliwości... ciągnął książe, że pretensye pana de Kerjean, są trochę za śmiałe!... Wcale temu nie przeczę — ale z tem wszystkiem prośba jego nie ma w sobie nic zatrważającego; baron wypowiedział oświadczyny z taką pokorą, że mu je można przebaczyć... Pan de Kerjean jest bez zaprzeczenia dobrym szlachcicem i eleganckim człowiekiem... Zakochał się szalenie w Janince, bo jest ona tak piękną, iż od jednego spojrzenia zdolna obudzić gwałtowne uczucie... Bardzo to nieszczęśliwie dla pana de Kerjean... ale dla czegóżby ta nagła, ta nierozsądna, a pełna zresztą szacunku miłość, upoważniać nas miała do traktowania go jak nieprzyjaciela, tembardziej, że mu się wdzięczność od nas należy?...
— Jakto?... wykrzyknęła księżna z gwałtownością, nie rozumiesz, że córka nasza jest zgubioną?... że jest zgubioną bez ratunku?.. Nie rozumiesz tego, ty jej ojciec?...
— Zgubioną?... dla czego... w jaki sposób?...
— W każdym razie i bezwarunkowo...
— Nie mogę podzielać tej rozpaczliwej pewności, skoro pan de Kerjean może ocalić Janinkę...
— Może, ale nie ocali!...
— Blanko, pomyśl, co mówisz?...
— Mówię to, co czuję najdoskonalej!... Baron de Kerjean nie będzie zbawcą Janiny!...
— Czy pragniesz dać mi do zrozumienia, że nie będzie chciał nam dopomódz?...
— Naturalnie... jeżeli odrzucisz jego prośbę.
— Byłby to postępek człowieka bez serca i duszy!...
— Nie wierzę ani w serce, ani w duszę tego pana de Kerjean!...
— A więc w tej ostateczności, pozostaje nam jeszcze jedna ostatnia ucieczka.
— Jaka?...
— Przyjąć barona za zięcia...
Pani de Simeuse załamała z rozpaczą ręce.
— Przyjąć go za zięcia!... wykrzyknęła. A!...mówiłam ci, że nieszczęśliwe dziecię jest zgubione, że zgubione jest bez ratunku!.. Czy zapominasz, że kocha Rénego, że go kocha tą miłością czystą, niewinną, jakiej raz tylko doznaje się w życiu, że jest z nim zaręczoną?... Dusza mojej córki, zupełnie jest do mojej podobna!... Ja wolałabym umrzeć, niż wyrzec się ciebie!... ona nie zgodzi się okupić swego bezpieczeństwa za cenę zdrady...
— Czyż to zdrada uledz fatalności?... Znam Rénego i odpowiadam za niego!... Jeżeli mu przyjdzie wybierać pomiędzy Janiną w trumnie a Janiną żyjącą, ale straconą dla niego, nie wyrzecze wyroku śmierć!... Zwróci nam nasze słowo — uwolni swoję narzeczoną.
— Janina nie przyjmie tej wolności... pozostanie mu wierną, gdyby nawet...
— Nie podobna mi w to uwierzyć... Ma rok dwudziesty, ma więc daleką jeszcze przyszłość przed sobą!...
— Przyszłość to przerażająca, życie to pełne goryczy dla serca, któremu chcą wydrzeć jego miłość...
— A więc... a więc... szeptał zgnębiony książe, nie pozostaje nam, jak tylko pochylić głowy i opłakiwać zawczasu ukochane dziecko...
Pani de Simeuse nic nie odpowiedziała.
— Na taką ofiarę, ciągnął książe, braknie mi sił i odwagi!... Od lat dwudziestu, Janinka jest moją radością, moją dumą i nadzieją. Nie mogę stracić tego wszystkiego, nie upadłszy pod ciężarem boleści... Rzucę się jej do nóg, jeżeli będzie tego potrzeba i będę ją zaklinał, aby odmówiła Rénemu, aby została żoną Kerjeana. Będę ją błagał ze łzami, żeby żyła choćby nieszczęśliwą, ale żeby żyła.
— Jesteś panem, szepnęła głucho pani de Simeuse, rób jak chcesz... rób jak uważasz...
— Do ciebie kochana Blanko, muszę zanieść najpierw prośbę...
— Będzie ona dla mnie rozkazem...
— Zdaje mi się, że nie mamy prawa ukrywać przed córkę naszą niebezpieczeństwa, jakie jej zagraża... «
— Tak i ja sądzę.
— Podejmij się zatem odkryć jej prawdę... niech się dowie z ust twoich wszystkiego... powiedz jej o baronie de Kerjean... przygotuj ją do fatalnej konieczności wyjścia za niego...
— Zrobię to, ale zastanów się!.. Działasz w tej chwili na oślep...
— Co chcesz przez to powiedzieć?...
— Że w swojem egoistycznem przywiązaniu, gotów jesteś widzieć Janinkę nieszczęśliwą, byleby żyła tylko... Wolałbyś zapewne jednakże, żeby córka twoja umarła, aniżeli ażeby została zhańbioną?...
— Wiesz o tem doskonale, Blanko... wszystko raczej, aniżeli śmierć, ale śmierć raczej, aniżeli hańba!...
— A więc, przekonaj się przynajmniej przedewszystkiem, czy człowiek, który sięga po rękę twojej córki, jest człowiekiem honorowym, czy nazwisko, jakie jej ofiaruje, nie jest nazwiskiem sponiewieranem?...
— Jakto?... wykrzyknął pan de Simeuse, czy miałabyś podejrzenie?...
Księżna przerwała.
— To przeczucia, wiesz o tem, to instynkt nieufności tylko... i nic więcej, a w tej chwili nie dość podejrzeń lub przypuszczeń, w tej chwili potrzeba mieć niewzruszoną pewność — potrzeba dowiedzieć się o przeszłości i teraźniejszości barona de Kerjean.
— Najzupełniejszą masz racyę, kochana Blanko, i zaraz zajmę się tą sprawą tak energicznie, aby przed wieczorem jeszcze zdobyć najdokładniejsze wiadomości...
— Zkądże ich zasięgniesz?...
— Z najlepszego źródła... Pan de Sartines, naczelnik policyi, jest ze mną jak najlepiej i niczego mi nie odmówi... dołoży owszem wszystkich starań, ażeby mi usłużyć; jeżeli znajdzie się coś wątpliwego, coś podejrzanego w życiu barona, o wszystkiem mnie zawiadomi...
— Kiedy zobaczysz się z panem de Sartines?
— Zaraz.
— Czy mam wydać rozkaz, żeby zaprzęgano?
— Niema potrzeby... Miałem wyjeżdżać w chwili, gdy przybył baron... powóz czeka zaprzężony...
— Jedź więc, mój przyjacielu, a ja podczas twojej nieobecności i stosownie do twego życzenia pomówię z ukochaną naszą córką... Dowiesz się za powrotem, co postanowiła Janina...
Małżonkowie rozeszli się w swoje strony.
Pan de Simeuse wsiadł do ekwipażu oczekującego przy peronie i zawołał do lokaja:
— Do pałacu naczelnika policyi.
Jednocześnie księżna, wzmocniwszy sweję duszę krótką modlitwą, weszła na pierwsze piętro do pokoiku biednego dziecka, w około którego snuły się nici brudnej intrygi.