Dom tajemniczy/Tom II/XIV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dom tajemniczy |
Wydawca | Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy |
Data wyd. | 1891 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Les Pantins de madame le Diable |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Kiedy Perina i Carmen wyszły z dużej sali, Morales rzucił się w ogromny fotel wiedźmy i zakładając noga na nogę z prawdziwie kawalerską swobodą, zawołał śmiało:
— Spodziewam się, kochany baronie, że nie będziesz i mnie negliżował, chociaż bowiem jestem jeszcze młody i wytrwały, jak każdy młodzieniec światowy, nie mogę taić przed tobą, że się czuję znużonym... Cóż chcesz?... Człowiek nie z żelaza jest przecie... Caramba!...
— Bądź spokojny... odpowiedział śmiejąc się baron. — Skoro tylko instalacya siostry twojej zostanie ukończoną, każę ci dać pokój w którym będzie ci wyśmienicie...
— Kochany baronie... odezwał się znowu Morales, każ mi, proszę cię, przygotować wygodne spanie, bo bardzo mi o to chodzi... Kiedy byłem w Ingouville, moje łóżko było prawdziwą górą puchową!... Leżałem w niem jak w śniegu... Sypiałem po czternaście godzin z rzędu na jednym boku...
— Będziesz miał wyborne łóżko.
— Dodam, że byłoby mi nadzwyczaj przyjemnie zastać w moim pokoju parę butelek wina hiszpańskiego... Alicante, Xeres, albo Malaga, wszystko jedno... byleby było dobre... więcej nie żądam...
— Znajdziesz i wino hiszpańskie...
— Czy ci, kochany baronie, nie zdaje się tak jak mnie... ciągnął cygan, że to ubranie eleganckie i zgrabne, zanadto jest już podszarzane?...
— Najzupełniej podzielam to przekonania, i bądź pewnym, że za przebudzeniem znajdziesz przy łóżku zupełnie nowe, z którego napewno będziesz zadowolony...
— Jeszcze jedno pytanie...
— Jakie?...
— O której godzinie jadają w tym domu?
— Obiad o dwunastej, kolacya o dziewiątej wieczorem.
— A stół dobry?...
— Wyśmienity!...
— Sądzę, że będziesz zadowolniony...
— No to i dobrze, Caramba!... Sytuacya wyjaśnia się zupełnie... Nie pozostaje nam zatem nic już więcej, jak uregulować ten mały rachuneczek...
— O jakim rachunku mówisz, Moralesie?...
— Mówię o pięćdziesięciu liwrach, obiecanych mi przez ciebie dzisiejszej nocy, kochany panie baronie,.
— Słusznie... proszę cię, dziesięć luidorów...
— Powiadasz baronie?.. mruknął osłupiały Morales.
— Dwieście czterdzieści liwrów na drobne wydatki, zanim się co więcej znajdzie...
Luc podał pieniądze cyganowi, a ten schował je do kieszeni, a potem pochwycił ręce de Kerjeana i czule je uścisnął.
— Daję ci słowo, kochany baronie, że masz cały mój szacunek... Bądź pewnym, jakem hidalgo, że nie daję go pierwszemu lepszemu... Swoim sposobem postepowania zjednałeś mnie sobie bezwzględnie...
— Myślę, że się będziemy zawsze rozumieli doskonale.
Wiedźma powrotem swoim do sali przerwała wynurzenia Moralesa.
Zaprowadziła cygana do małego pokoiku, nie tak zbytkownie urządzonego, jak pokój Carmeny, ale bardzo przyzwoitego, kazała przynieść mu wina hiszpańskiego i powróciła do barona.
— Utrzymujesz zatem... powiedziała, że podobieństwo cyganki do Janiny de Simeuse jest rzeczywiście tak uderzające?...
— Takie jest... odpowiedział Luc, że nawet oko księżnej mogłoby się równie łatwo pomylić jak moje...
— I uważasz Carmenę za dosyć inteligentną do dobrego odegrania trudnej niezaprzeczenie roli?
— Dosyć będzie powiedzieć, że inteligencya jej wyrównywa twojej, Perino.
— Wierzę... Ale czy możemy liczyć na nią?...
— Ręczę za to głowa moją...
— Może kiedy przyjdzie do przekonania, że zdradzić nas będzie w jej interesie...
— Nigdy do tego nie przyjdzie... Należy do nas ciałem i duszą... Nie ma i nie będzie miała żadnego interesu prócz naszego, zgubiłaby się bezpowrotnie, odstępując naszej sprawy...
Baron opowiedział w kilku słowach główniejsze szczegóły ze zwierzeń Carmeny.
— Masz racyę... odezwała się po wysłuchaniu wiedźma. — I ja teraz jej zupełnie ufam. Kiedy chcesz, bym zaczęła działać?
— Jak można najprędzej!... Na co tu jakiekolwiek opóźnienie?... Wiele potrzeba ci czasu na przygotowanie eliksiru, o którym mówiłaś?...
— Dwunastu godzin... W razie gwałtownej potrzeby, możesz go mieć nawet dziś wieczór...
— Gdy będę miał w ręku eliksir, potrzeba mi będzie skombinować na miejscu, kiedy ostatecznie wprowadzić mój plan w wykonanie... Przypadek tylko może mi nastręczyć stosowną okazyę do zadania głównego ciosu... Gdyby jednakże przypadek się opóźnił, to go przyśpieszę... Czy nie byłoby jakiego sposobu, żeby Carmen przez jaką godzinę i to wśród dnia, mogła się znajdować razem z Janiną i księżną w hotelu Simeuse?...
Perina spojrzała na de Kerjeana z głębokiem ździwieniem.
— Czyś zwaryował... czy co?.. zapytała po chwili. W jakim celu to niedorzeczne pytanie?
— W celu dodania odwagi i zręczności Carmenie, w celu przekonania jej samej o tem nadzwyczajnem podobieństwie... To zresztą nie wszystko jeszcze... Czy nie byłoby koniecznem, aby cyganka znała chociaż z widzenia księżnę, którą wkrótce, za kilka dni może, nazywać będzie matką?... czy nie byłoby koniecznem, żeby się obeznała z urządzeniem domu, który będzie jej domem, aby mogła poznać i zachować ruchy i głos Janiny, szczegóły uczesania i ubioru... Mów, że to krok niemożliwy, ale nie mów, że niedorzeczny!...
Wiedźma nic nie odpowiedziała. Usiadła w fotelu przy stole, stojącym na środku sali, oparła się łokciami i twarz w dłoniach ukryła.
Przez kilka minut siedziała w tej pozycyi i zdawała się głęboko zamyśloną.
Nakoniec podniosła głowę.
— Masz racyę... rzekła, myliłam się i to bardzo... potrzeba koniecznie, aby cyganka poznała Janinę... potrzeba, żeby we dnie przestąpiła progi pałacu Simeuseów...
— Potrzebaby tego było koniecznie, ale jakiż na to sposób?...
— Już go znalazłam!...
— Ciekawym się dowiedzieć...
— I zaraz się dowiesz... Będziesz widział dzisiaj księżnę... wszak prawda?...
— Jak wczoraj, tak i jutro przepędzę cały dzień obok Janiny i jej matki...
— A więc powiedz pani de Simeuse, że biedna kobieta, którą znasz jako bardzo uczciwą, utrzymująca sklep z towarami, prosiła cię bardzo, żeby za protekcyą twoją pozwolono jej przedstawić księżnie i jej córce świeżo otrzymane prześliczne materyały indyjskie, tureckie, perskie i afrykańskie... Dodaj, że starej kupcowej towarzyszyć będzie maurytanka algierska, w narodowym swoim kostiumie, nie rozumiejąca ani słowa po francuzku...
— Zaczynam się domyślać.... Starą kupcową ty będziesz.
— A maurytanką Carmen — dokończyła Perina. Wiesz, jaki noszą kostyum kobiety algierskie po za domem, wiesz także, że kawał białej tkaniny, z otworami na oczy, zabezpiecza ich twarze od spojrzeń profanów.
— Aha!... wykrzyknął Luc, cyganka będzie mogła patrzeć, nie bedąc widzianą!.. Brawo, kochana moja... znalazłaś rzecz znakomitą!...
— Jestem prawie pewną, że pani de Simeuse zgodzi się na tę propozycyę... Zresztą powiesz mi dziś wieczorem, coście postanowili, a ja się przygotuję na jutro...
— Zatem ułożone już wszystko... do wieczora i do jutra...
— Tak.
Dzień przeszedł bez ważnego wypadku. Punkt o dziesiątej pan de Kerjean zastukał do drzwi wiedźmy.
— I cóż?... zapytała.
— Mówiłem o mojej znajomej kupcowej, uczciwej bardzo kobiecie — odrzekł śmiejąc się de Kerjean.
— I zgodzono się?...
— Nie mogło być inaczej... Janina cieszyła się i klaskała w ręce jak dziecko... Księżna oświadczyła, że dostateczną jej jest moja protekcya...
Krótko mówiące i matka i córka oczekiwać cię będą jutro o drugiej... Pewny jestem, że ciekawość nie pozwoli spać tej nocy pannie de Simeuse...
— Nic nie szkodzi!... mruknęła wiedźma szyderczo. Będzie miała czas wyspać się później.
Luc zrozumiał prawdziwe tych słów znaczenie, bo zaraz się zapytał:
— Czy eliksir przygotowany?...
Perina spojrzała na zegar stojący na kominku.
— Zaraz będzie... odpowiedziała. Za pięć minut upłynie ostatnia sekunda dwunastej godziny.
Podniosła się i weszła do szklannego gabinetu, służącego za laboratorym.
Luc poszedł za nią.
Kiedy Perina otworzyła drzwiczki z kawałków szkła oprawnego w pręciki stalowe, gęsty swąd z węgli bachnął z pieca i zmusił oboje do cofnięcia się. Ale swąd rozszedł się zaraz i wiedźma śmiało postąpiła naprzód, gdy tymczasem baron, mniej obeznany z preparatami śmiertelnemi, pozostał w tyle.
Na małym kominku z cegieł, zapchanym żarzącemi się węglami, stał maleńki tygielek z najkosztowniejszego kruszcu, bo z platyny sporządzony.
Szklanna rurka, wązka jak pióro krucze, przechodziła z tygielka do kryształowej retorty wielkości jajka.
Na dnie tej retorty widać było kilka kropel płynu przeźroczystego, prześlicznego rubinowego koloru.
Perina zagasiła kominek, uniosła za pomocą srebrnych szczypców naczyńko platynowe — oddzieliła rurkę od retorty, i z kuferka, w którym znajdowały się różnego rodzaju naczynia, wyjęła maleńki flakonik z kryształu, zamykający się na koreczek złoty.
Czerwony płyn, zawarty w retorcie, całkiem go napełnił.
Każda kropla (było ich ośm czy dziesięć), padając do flakonika, wydawała dźwięk metaliczny.
Perina bardzo starannie dopasowała złoty koreczek i podała następnie flakonik baronowi, mówiąc:
— Oto majątek twój, Luciu...
— Dziękuję, odpowiedział Kerjean, teraz kiedy mam broń, naucz mnie, jak mam jej używać...
— Nic nadto prostszego... Pamiętaj tylko, że skutek następuje dopiero w sześć godzin po użyciu.. Pamiętaj, że ten płyn nie zmienia ani smaku, ani koloru napoju, do którego jest domieszany... Pamiętaj, że trzy krople sprowadzają trzy godziny snu letargicznego, którego żaden hałas, żadne szarpanie przerwać nie może... Pamiętaj, że sześć kropel przedłuża sen na noc całą... a nakoniec dziesięć (w tym flakoniku jest ich właśnie tyle) sprowadza śmierć!...
— Śmierć!... powtórzył Kerjean.
— Tak kochany baronie!.. Od ciebie zależy teraz odpowiednia ilość kropli...