Dom tajemniczy/Tom II/XV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Dom tajemniczy
Wydawca Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy
Data wyd. 1891
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Pantins de madame le Diable
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XV.
Leila.

Nazajutrz, około drugiej po południu, księżna, Janina i Luc znajdowali się w małym saloniku pałacu de Simeuse.
Lokaj przyszedł oznajmić, że dwie kobiety z których jedna dziwacznie ubrana, przyjechały karetą najętą i jako podobno znane panu baronowi de Kerjean, proszą o wiadomość, czy mogą widzieć się z księżną.
— Tak... tak... To protegowane moje!... zawołał Luc, to te same, o których wczoraj miałem honor wspominać paniom.
Pani de Simeuse wydała rozkaz, aby je zaraz wprowadzono.
W parę minut potem Perina i Carmen weszły do pokoju.
Wiedźma nie miała swej stu letniej maski.
Była z odkrytą twarzą, a Luc zdumiony był sztuką, z jaką twarz swoję potrafiła uczynić niepodobną do poznania.
Mieszkanka Czerwonego domu, wybornie ucharakteryzowana, wyglądała na kobietę co najmniej sześćdziesięcio-letnią, i baron, gdyby nie był naprzód uprzedzonym, mógłby jej był z pewnością nie poznać wcale.
Ubranie doskonale zastosowane do roli starej kupcowej, ubranie staroświeckie i niemodne, a z jaskrawych kolorów złożone, wyglądało prawdziwie śmiesznie.
Maurytański kostyum Carmeny był jak najdokładniejszy. A
Długi szal jedwabny w srebrne pasy, owijał ją od stóp do głów, kawał białej tkaniny, zawiązany z tyłu głowy i naprzód zarzucony, zakrywał zupełnie rysy.
Przez dwa otwory na oczy mogła ona jednak sama widzieć dokładnie wszystko.
Pod niebieskim szalem, zwanem czaler, miała szerokie majtki z białego jedwabiu, u kostek zebrane.
Ładne jej nóżki, obute były w maleńkie papucie z niebieskiego aksamitu, złotem haftowane.
Zobaczywszy Janinę, wydało jej się, że widzi samą siebie, odbitą w lustrze i zadrżała.
Luc spostrzegł to drżenie i domyślił się jego przyczyny.
Za Periną i cyganką weszło dwóch lokai w liberyi Simeusów.
Wnieśli oni ogromny kufer z cedrowego drzewa, inkrustowany masą perłową i słoniową kością.
Wiedźma otworzyła kufer.
Wyjęła zeń różne materye w jasnych mieniących się barwach, w których zdawało się niebo wschodnie odbijać.
Materye przepiękne lamowane były srebrem i złotem — szarfy haftowane jedwabiem i perłami.
Były też tam perfumy dziwnego, upajającego zapachu, były i biżuterye szczególniejszych kształtów.
Z gadatliwością i gestami stara, niby kupcowa, wyliczała nieporównane wartości swoich towarów.
Księżna i Janina uśmiechały się na to, a Kerjean myślał sobie:
— To dopiero prawdziwie zręczna kobieta!... daleko zręczniejsza, aniżelim przypuszczał!... Niech mnie strzeże moja gwiazda od tego, ażebym miał w niej kiedy nieprzyjaciela...
Gdy się to wszystko działo, oczy Carmeny wpatrywały się w pannę de Simeuse.
Janina podziwiała materye i zrobiła znaczny z nich wybór.
Suma należna za zakupy dość była znaczną.
Księżna wyszła z saloniku po pieniądze.
— Pani.. zapytała Janina Periny, czy towarzyszka twoja jest osobą młodą?...
— Zaledwie ma lat ośmnaście, odpowiedziała wiedźma.
— Zkądże się ona tu znalazła w Paryżu, zdala od swego kraju i rodziny?...
— Niestety!... proszę pani, to biedne dziecko nie ma żadnej rodziny...
— Sierotą jest?... powiedziała ze współczuciem Janina.
— Ojciec, negocyant algierski, cały majątek, jaki posiadał, wiózł na okręcie, którym dowodził... Okręt rozbił się podczas burzy, komendant utonął i wszystko z nim poszło na dno. Leila, takie nosi to dziewczątko imię, w jednej chwili została sama na świecie, bez żadnych zgoła środków do życia... Chciano ją sprzedać na targu, jak niewolnicę, ale korespondent mój, tknięty litością, wsadził ją na statek francuzki i do mnie odesłał... Mam ją od paru już tygodni... Wydaje się łagodną i posłuszną... Po trochu przyzwyczai się do nas zapewne, nauczy się francuzkiego języka i może z czasem zdolną będzie pomagać mi w handlu...
— Biedna istota!... szepnęła Janina.
— Byłaby bardzo szczęśliwą, gdyby mogła zrozumieć, iż się pani raczyła zainteresować biedaczką...
— Czy ładna?... spytała panna de Simeuse.
— Piękna, jak anioł... albo piękna, jak pani.
— Musi pani mieć zapewne jakiś sposób porozumiewania się z nieszczęśliwą?...
— Mówię do niej migami, a odgaduje je z nadzwyczajną łatwością.
— Proszę jej pokazać, że radabym ją zobaczyć...
Wiedźma przecząco wstrząsnęła głową.
— Za nic na to nie przystanie, aby zdjąć zasłonę... Jesteś pani chrześcijanką, a jej religia zabrania chrześcijanom okazywać twarzy obnażonej... Ja sama zobaczyłam ją ukradkiem, podczas snu Leily...
— Jakiegoż jest wyznania?...
— Mahometanka.
— Szkoda!... wykrzyknęła Janina. Kiedy jednak będzie mogła zrozumieć panią, może zechcesz oświecić jej duszę, może zechcesz zapoznać ją z tajemnicami jedynej religii prawdziwej, może zechcesz uczynić z niej katoliczkę?....
— Będę przynajmniej gorliwie starać się o to... odrzekła Perina.
Panna de Simeuse zbliżyła się do mniemanej Maurytanki i lubo przekonana, że mówi do niej niezrozumiałym językiem, rzekła:
— Będę się, biedna sieroto, gorąco modlić za ciebie, będę błagać Boga chrześcijan, żeby uczynił cię dobrą i szczęśliwą, zrobię dla ciebie wszystko, co tylko w mocy mojej będzie. W tej chwili już chce cię polecić łasce Najwyższego, to też naznaczę cię widzialnym znakiem, żeby raczył pamiętać o tobie...
Mówiąc to, Janina zdjęła z szyi krzyżyk na złotym łańcuszku i wziąwszy rękę cyganki, chciała jej godło święte założyć jak bransoletę.
Przy dotknięciu Janiny, Carmen silnie zadrżała.
Odepchnęła z nieopisaną trwogą klejnocik i cofnęła się o kroków kilka.
— Boże wielki!.. co się jej stało?... spytała panna de Simeuse Periny. Co jej się stało?... Ja się boję jej doprawdy!...
— Pani, odpowiedziała wiedźma, usiłując pokryć pomieszanie, nic nadto zwyczajniejszego. Leila jest, jak pani mówiłam, muzułmanką, wie, że krzyż jest symbolem wiary chrześcijańskiej. Cofnęła się przed godłem obcem dla niej, jak każda chrześcijanka cofnęłaby się przed świętokradztwem...
— Prawda... szepnęła Janina i pochyliła smutnie główkę.
A po chwili dodała:
— Biedne dziecię, niechaj cię Bóg dobry oświeci!... Na samą myśl o twej pogańskiej duszy, już mi się słabo robi, boję się... Będę jednakże czuwać nad tobą, ale z daleka tylko.
W tej chwili księżna powróciła do saloniku z pieniędzmi i rachunek mniemanej kupcowej został zapłacony.
Nie zatrzymywała dłużej Periny i Carmen, zeszły więc obie do czekającej na nie karety.
Kufer na w pół wypróżniony odniesiono za niemi.
Cyganka rzuciła na wyjściu baronowi przelotne spojrzenie, znaczenie którego on sam tylko mógł odgadnąć.
— Wiesz co, Carmen, odezwała się Perina, skoro pojazd ruszył z miejsca, wiesz, że bez mojej przytomności umysłu, nie łatwo byłybyśmy wyszły obie z niebezpiecznej sytuacyi, w jakiej nas postawiłaś?... Co ci się stało?... Co cię za mucha jakaś ukąsiła?... Dla czego odrzuciłaś z takim widocznym przestrachem podarunek panny de Simeuse?...
— A cóż miałam zrobić?... spytała cyganka. Cóż pani byś zrobiła była na mojem miejscu?...
— Także pytanie!... Trzeba było przyjąć łańcuszek i skłonić się na znak podzięki, podług wschodniego obyczaju. Zdaje mi się, że to nie byłoby ani bardzo trudne, ani bardzo przykre.
— Trzeba było przyjąć?... powtórzyła Carmen, co też pani mówisz?.. czy miałabyś na to odwagę?...
— A dla czegóżby nie?...
— W takim razie masz duszę wytrwalszą nawet odemnie!... Mnie nic nie przestrasza i nie powstrzymuje, dawałam już nie raz tego dowody... A jednakże cofnęłam się przed pocałunkiem Judasza, cofnęłam się przed pocałunkiem, jaki potrzebaby było złożyć tej pięknej, młodej dziewczynie, której zabrać mam miejsce i życie!... Serce moje, lubo uważałam je za oddawna zamarłe, za oddawna nieczułe, zadrżało nagle, gdy to dziecko tak do mnie podobne, szeptało anielskie słowa współczucia i litości!... Możesz pani szydzić sobie ze mnie, ale przyznaję z wielkiem ździwieniem, że nagle łzy potoczyły mi się z oczu...
— Rzeczywiście, wzruszająca to czułość!... mruknęła szyderczo wiedźma, i dodała groźnym tonem:- Czy tę samę cygankę, której zuchwałość tak wychwalał przedemną baron Luc de Kerjean?... Nie poznaję cię, Carmeno, i zaufanie, jakie miałam do ciebie, ustępuje zwątpieniu i obawie... Mów przynajmniej otwarcie... wyjaw szczerze, co się dzieje w duszy twojej?... Czy wahasz się?.. czy się cofasz?...
— Ani jedno, ani drugie... odpowiedziała z mocą Carmen. Owszem, teraz bardziej jeszcze, niż przed chwilą, gotową jestem na wszystko!... Pani wiesz, jaki jest cel mojego życia, zdążać będę do tego celu najkrótszą drogą... gotowa niweczyć bez litości wszystkie spotykane zawady...
— I... dodała Perina, postąpisz bardzo rozsądnie. Posiadasz tajemnicę naszę, więc w zupełności do nas należysz, musisz nam służyć, jak my służymy tobie!... Droga, na którą weszłaś, ma dwa tylko wyjścia, nie zapominaj o tem, szczyt wielkości lub szubienicę w Nantes. Do pierwszej, dzięki nam, możesz dojść niezawodnie... lecz oddamy cię w ręce oprawcy, gdybyś i żartem choćby pomyślała nas zdradzić...
— Tylko bez groźb!... bardzo proszę!... przerwała wyniośle cyganka. Nie boję się ani ciebie, moja pani, ani nikogo zgoła!... Nic nie jest w stanie przestraszyć tej, która nie dba wcale o życie... Będę wiernie służyła wspólnej sprawie, dla tego, że trzymając z wami, będę przedewszystkiem pracowała dla siebie!... Jeżeli co, to tylko groźba byłaby zdolną zerwać związki nasze... proszę bardzo pamiętać o tem...
— Dumną jesteś!... mruknęła Perina.
— Nie przepowiedziałaś mi sama, pani, że mam zostać królową?... Będę musiała dobrze odgrywać moją rolę, a duma właściwą jest królowej!...
Kareta przyjechała w tej chwili na ulicę Estouffade.
Wiedźma i Carmen wysiadły z niej i weszły do Czewonego domu tylnemi drzwiami.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.