Dom tajemniczy/Tom III/XIX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dom tajemniczy |
Wydawca | Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy |
Data wyd. | 1891 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Les Pantins de madame le Diable |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Buduar nie był otwarty, jak inne pokoje hotelu, bo miał inne przeznaczenie,,
Kilka toalet zapełnionych perfumami i różnemi prześlicznemi gracikami, należącemi do toalety, przekształciło go w rodzaj tajemniczego przybytku, do którego przyprowadzała Carmen damy, potrzebujące poprawienia swoich strojów i koafiur.
Luce i Perina znaleźli się sami.
Ośm kandelabrów o dziesięciu świecach oświetlało à giorno buduar i odbijało promienie w lustrzanych ścianach.
Skoro tylko Kerjean zamknął drzwi za sobą, uśmiech zniknął mu z twarzy, a pokrył ją wyraz ponury.
Wiedźma przystąpiła do rzeczy.
— Albo się mylę, kochany baronie — rzekła, albo mnie już poznałeś...
— Rzeczywiście, poznałem cię, Perino... odpowiedziai Luc.
Wiedźma mówiła dalej:
— Wspomniałam przed chwilą umyślnie... ażeby lepiej uwydatnić to, co opowiadałeś... iż zapewne na mnie oczekiwałeś... Na prawdę jednak wierzę bardzo, żeś jest zdziwiony moją tutaj obecnością...
— Przyznaję, żem ździwiony...
— Zdziwiony i uradowany zapewne?... dodała z ironią Perina.
Luc potrząsnął głową.
— Nie myślałem, że cię zobaczę i nie pragnąłem tego wcale... Przyznaję to i nie pojmuję zupełnie celu tej szczególnej wizyty...
— Kochany baronie — odparła Perina z coraz większą ironią — a toż ty od czasu ożenienia tak zapomniałeś o Czerwonem mieszkaniu, że musiałam przyjść nareszcie do ciebie, bo serce moje nie może się obyć bez twojego widoku...
— Dom mój zawsze dla ciebie otwarty — rzekł Luc z pewnem zakłopotaniem — ale dla czego wybrałaś się w czasie balu?...
— Dziwisz się temu?... wykrzyknęła Perina, a ja właśnie dla tego się wybrałam, że to noc balowa... Cóż chcesz?... kobiety mają różne kaprysy... Nie napróżno jestem przecie kobietą... Pragnęłam zobaczyć wśród świetności i blasku tych wielkich panów i te wielkie damy, których i które widywałam nie raz w Czerwonym domu, pokorniuteńkich, czołgających się przed starą, szkaradną czarownicą. Targujących się z nią o trucizny i przepowiadanie przyszłości. Wiesz, że to piękna rzecz, taki bal wspaniały. Jestem doprawdy olśniona!... Czuję, że tu dopiero znajduję się w sferze właściwej, że tu dopiero oddycham w swoim żywiole!...
A zdaje mi się także, że wywarłam pewne na twoich gościach wrażenie. Czyż pochwalisz mnie za zręczność, z jaką odegrałam poczwórną rolę, dzięki czterem kostiumom, jakie miałam jeden na drugim, i jakie służba wasza, sprzątając jutro salony, znajdzie we framugach okien po za firankami?...
Uwierzyli w nadzwyczajność, nieprawdaż?...
— Raczej w skandal uwierzyli... odpowiedział Luc. Jak mogłaś mieć tyle śmiałości, aby zaczepiać w podobny sposób pana de Sartines, naczelnika policyi?...
— O!... pan de Sartines przyjął bardzo uprzejmie słowa moje. Byłam w otoczeniu dystyngowanem, pomiędzy ludźmi, którzy nie zrywają maski z kobiety pragnącej pozostać nieznaną. W razie zresztą niebezpieczeństwa, oddałabym się pod twoję wszechwładną protekcyę, a chyba, że byłbyś mi nie odmówił takowej... Wiesz nadto, tak dobrze, jak i ja, że skutek usprawiedliwia wszystko... Udało mi się... o cóż więcej chodzić może?...
— Kto ci dostarczył list zapraszający?...
— Trzy luidory, doręczone jednemu z lokajów waszych... Nie szukaj wcale winnego, każdy bez wyjątku zrobiłby był to samo...
— Rozumiem, rzekł Kerjean, ale czego życzysz sobie odemnie?...
— Czyż mam ci powtarzać, że chce się rozmówić z tobą?...
— Cóż mi masz do powiedzenia?...
— Wiele rzeczy... bardzo interesujących...
— Mocno jestem o tem przekonany i będę słuchał z całą uwagą... Naznaczmy sobie schadzkę na jutro... Dobrze?...
— Nie... Chcę skorzystać z sam na sam, na jakie się zgodziłeś... Skoro tu jestem, nie myślę odkładać na jutro tego, co można zrobić dziś i to natychmiast w dodatku...
— Ale, wyszeptał Kerjean, godzina wydaje mi się nie zbyt dobrze wybraną... Obecność moja potrzebną jest koniecznie na balu... Co sobie pomyślą goście o mojej długiej nieobecności?... Nakoniec...,
— Nakoniec... przerwała wiedźma, tonem rozkazującym, nakoniec oświadczam ci po raz ostatni, że musisz mnie wysłuchać!...
Opanowany głosem, któremu oddawna przyzwyczaił się ulegać, baron pochylił pokornie głowę.
Łatwy tryumf wywołał błyskawicę w oczach Periny.
— Zaraz... rzekła, zrozumiesz, kochany baronie, całą doniosłość porozumienia, jakiego zażądałam... Ale najprzód powiedz mi otwarcie: Czy ty kochasz swoję żonę?...
— Dziwne zapytanie!... mruknął Luc zakłopotany.
— Czy kochasz swoję żonę?... zapytała powtórnie wiedźma.
— Podziwiam jej piękność nadzwyczajną, odpowiedział baron, widzę w niej wiernego wspólnika, uważam za główne narzędzie majątku... ale... nie żywię dla niej tego romantycznego uczucia, które miłością nazywają.
— Tem lepiej!... nieskończenie lepiej!...
— Dla czego?...
— Dla tego, że będziesz jej mniej żałował.
— Będę mniej żałował Carmeny!... powtórzył Luc. Czyż zagraża mi jej utrata?...
— Tak jest!... kochany baronie... Ale prawda, nie powiedziałam ci głównego powodu dzisiejszej mojej wizyty... Przyszłam otóż oświadczyć ci, że postanowiłam uczynić cię szczęśliwym, postanowiłam przyjąć twoje nazwisko i twoję rękę.
— Chyba cię źle posłyszałem... źle cię zrozumiałem zapewne!... wykrzyknął Kerjean zdumiony.
— Dobrześ słyszał... wybornieś zrozumiał... Chcę być żoną twoją...
Luc usiłował ukryć przed wzrokiem wiedźmy wstręt, jakiego doznawał i wykrzywił usta uśmiechem.
— No, kochana Perino!... zawołał z udaną wesołością, nie dziwię się, że sobie ze mnie żartujesz... Jesteśmy przecie na balu maskowym, a pod maską wszystko uchodzi... Jeżeli jednak mam być szczerym, to powiem otwarcie, że to żart wcale nie w dobrym guście...
— Nigdy w życiu... odrzekła wiedźma, nigdy w życiu nie mówiłam bardziej seryo, niż w tej chwili, zresztą nieodmienne to postanowienie moje... Pragnę zostać baronową de Kerjean i zostanę nią wbrew całemu światu, wbrew nawet tobie samemu... jeżeli będzie tego potrzeba...
— Pozwolisz, że nie uwierzę...
— Jeżeli wątpisz, to się grubo bardzo mylisz, jak się wkrótce przekonasz o tem... Proponuję ci doskonały interes... Porzucam rzemiosło czarownicy, lubo wyborne to rzemiosło... bo jestem bogata... daleko bogatsza, aniżeli sobie wyobrażasz... Majątek mój wynosi milion z dobrym okładem... Zachciało mi się żyć teraz w wielkim świecie. Tytuł baronowej i nazwisko de Kerjean uważam za dobre dla siebie, chcę je mieć i będę miała... Któż mi stanąć może na przeszkodzie?.. Mów, a zobaczymy...
— Przeszkody?... Ależ jest ich bez liku!... Wymienię jednę tylko najważniejszą...
— Słucham...
— Małżeństwo moje...
Perina wzruszyła ramionami.
— Oto małżeństwo, kochany baronie... nie troszcz się wcale a wcale...
— Jednakże... zdaje mi się...
— Bardzo zatem źle ci się zdaje... przerwała Perina. Ja skojarzyłam to małżeństwo, ja też mogę je rozwiązać, kiedy mi się żywnie podoba.
— Jakim sposobem?...
— Bardzo prostym... czyż nie znasz go doskonale?... Dwie krople eliksiru do szklanki wody wystarczą najzupełniej... Wdowiec, umiejący żyć, rozpacza bardzo dużo w pierwszych chwilach po stracie żony, płacze i zapewnia, że nigdy o niej nie zapomni... Żałują go i podziwiają, wielbią i interesują się nim nadzwyczajnie. Czas upływa, rozpacz się koi, a łzy osychają. Niepocieszony wdowiec pociesza się nareszcie... Samotność to rzecz przykra, dokucza mu ona coraz bardziej i żeni się powtórnie, a wszyscy uważają to za wypadek najzupełniej naturalny... Są to rzeczy zwykłe na święcie, rzeczy, które się codzień powtarzają... Czy mam ci wymienić przykłady?...
— Mówisz o świecie... odrzekł porywczo de Kerjean, a cóżby świat na to powiedział, coby pomyślał, dowiedziawszy się, że baron de Kerjean zaślubia Perinę Engroulevent, właścicielkę Czerwonego Domu?...
Wiedźma tupnęła niecierpliwie nogą.
— Ciekawa jestem, ktoby mógł poznać Perinę w postaci baronowej de Kerjean?... Któż oprócz ciebie zna prawdziwe moje nazwisko i moję twarz prawdziwą?... Cóż mi odpowiesz na to?...
Luc opuścił głowę i milczał.
— Widzisz zatem, ciągnęła Perina, że przeszkody, o jakich wspominałeś, nic w rzeczywistości nie znaczą...
Może myślisz, że utracisz szacunek, że twoje stare szlachectwo będzie się rumienić mojem plebejuszowskiem pochodzeniem i ordynaryjnemi manierami... Nie obawiaj się, kochany baronie, potrafię hołdy zbierać w arystokratycznym świecie... Dałam ci już przed chwilą tego dowody... Jeżeli duma twoja gra wobec mnie jaką rolę, to głupia to bardzo duma?... Kobieta, co nosi dziś twoje nazwisko, nie warta przecież wcale więcej odemnie... Któż to jest ta mniemana córka de Simeusów?... Cyganka, awanturnica!... Przyznaję, że jest piękną... aleć i ja piękną jestem!... Przypatrz mi się tylko dobrze...
Mówiąc to, wiedźma zdjęła maskę z twarzy, po której przeszły lata bez najmniejszego śladu.
Czoło pozostało gładkie, aksamitne, jak czoło młodej dziewczyny, oczy były pełne blasku, usta jakby wycięte z wilgotnego koralu. Ciemne bujne włosy otaczały ładną zgrabną głowę, męzki kostyum uwydatniał prześlicznie biust i talię.
— Widzisz... mówiła z przekonaniem, że mogę walczyć z najpiękniejszemi, i przepowiadam ci że twoje szczęście pełno mieć będzie zazdrosnych... No, czy przyjmujesz to szczęście?...
Kerjean wzruszył ramionami,
— Szalonaś, czy co doprawdy?... mruknął.
— Przyjmujesz?... powtórzyła wiedźma.
— Nie, stanowczo nie!...
— Czy to z rozmysłem utrzymujesz?...
— Z najzupełniejszym...
— To ostatnie zatem słowo twoje?...
— Ostatnie!...
— Strzeż się więc, baronie...
— Czegóź się mam obawiać?...
— O! niczego wielkiego... przespania się jutrzejszej nocy w lochu więzienia Chatelet, jak biedny markiz de Gildas, którego historyę tak zręcznie opowiedziałeś przed chwilą...
— Kto mnie odda do więzienia, piękna przyjaciółko moja?...
— Najniższa sługa, Perina de Engroulevent.
Nie mogąc zostać twoją żoną, stanę się śmiertelnym wrogiem twoim!...
— Grozisz mi zatem?...
— Mówię wyraźnie chyba...
— Chcesz mnie zdradzić i wydać?...
— Może zaraz jeszcze tej nocy. Nic łatwiejszego, jak szepnąć kilka słów naczelnikowi policyi, który się tu znajduje...
Kerjean przybrał minę pogardliwą.
— Zapominasz, kochana Perino... rzekł, udając pewność siebie, lubo wcale jej nie czuł, zapominasz, że oskarżający musi koniecznie posiadać pewne dowody... Na jakichże zamierzasz opierać swoje zamiary?... Fabrykowanie przezemnie fałszywych pieniędzy może?... Bardzo proszę... niech przetrząsną cały hotel, czy znajdą cokolwiek... Odpowiesz wtedy za potwarz...
— Mam coś lepszego, baronie... ale ty, widzę łatwo o wszystkiem zapominasz!... Czy sądzisz, że pan de Sartines nie posłucha z ciekawością epizodów z twojego małżeństwa?... Czy sądzisz, że pochwali twój sposób wdarcia się w rodzinę książęcą, czy myślisz, że podstawienie cyganki w miejsce szlachetnej dziewicy, wyda mu się prostą igraszką tylko?.. Ja wątpię bardzo... a ty?...
— Lituję się nad tobą, Perino... odparł Luc, nędzny to wymysł...
— Takie jest twoje zdanie, kochany baronie?...
— Podobne oskarżenie nie mogłoby mnie dosięgnąć, i zamiast mnie poprowadzić do Chatelet, ciebieby zaprowadziło do Salpetrière, jako waryatkę... Bo wymyślona twoja historya uznanąby została za romans nieprawdopodobny... Nikt w świecie nie uwierzyłby w zadziwiające podobieństwo Carmeny z Janiną... Ja wcale się ciebie nie boję... Gadaj sobie... pozwalam ci... co ci się żywnie podoba... Wiesz tak dobrze, jak i ja, że podobna potwarz nic nie znaczy bez stanowczych dowodów.
— Dostarczę tych dowodów...
— Zkąd?...
— Mam je w ręku...
— Nie wierzę...
— Powtarzam ci, że je mam w ręku...
— Kłamstwo!... Jedynym dowodem mogłaby być tylko Janina... a Janina nie żyje...
— Mylisz się, kochany baronie... Janina de Simeuse żyje...
— Perino, pamięć twoja cię myli, nie pamiętasz, że kazałaś mi udeptywać grób nieszczęśliwej w parterowej sali Czerwonego domu?...
— Próżny grób deptałeś, mój drogi... Gdyby Janina umarła, pokazałabym ci była jej zwłoki... zachowałam broń, abym mogła cię zgubić, dowód, którym mogłabym cię ugodzić w potrzebie... Łańcuch, jaki nas wiąże, silniejszy jest niż kiedykolwiek... Jeżeli nie wierzysz moim słowom, chodź, a zobaczysz w moim domu córkę Simeusów...
Kerjean zachwiał się trochę.
Znał Perinę i znał jej niewyczerpane sposoby piekielne, zaczął więc wierzyć że prawdę mówi... Jest więc na jej łasce i niełasce zupełnie bezbronny...
Musi rozkazów jej słuchać jak dawniej.
Jednakże próbował się jeszcze bronić.
— Wierzę ci... rzekł, ale wiem i to także, że nie możesz użyć przeciwko mnie tego dowodu...
— Któż mi tego zabroni?...
— Twój własny interes...
— Jakto?...
— Oskarżając mnie, oskarżysz się sama także; chcąc mnie zgubić, zgubiłabyś się także sama... W dniu, w którym ściętoby głowę baronowi de Kerjean, wiedźma zostałaby żywcem spalona, albo powieszona...
Perina wzruszyła ramionami.
— Wybij sobie z głowy te brednie, kochany baronie... powiedziała. Nie będę ani spaloną, ani powieszoną!... Za to, że pomimo pogróżek barona de Kerjean, ocaliłam i schroniłam córkę księcia i księżnej de Simeuse, za to, że wyprowadziłam na światło dzienne zbrodnie i intrygi spodlonego młodzieńca, za to z pewnością byłabym wynagrodzoną, a nie ukaraną... Nie stosby mi ale owacye urządzono...
Perina miała racyę, mówiła niezaprzeczoną prawdę.
Luc zrozumiał i poczuł się zwyciężonym.
— Silniejszą jesteś odemnie... szeptał przygnębiony, ustępuję ci zatem... Rozkazuj, a będę ci posłusznym...
— Nie możesz zrobić inaczej...
— Cóż zatem mam zrobić?... Proszę, objaśnij mnie o tem...
— Najprzód i przedewszystkiem potrzeba jest zwiększyć majątek, jaki posiadasz, bo majątek to szczęście, to wszystko... Oprócz miliona, jaki posiadam, wniosę ci jeszcze dwa miliony inne... będziemy mieli zatem w świecie pewną poważną pozycyę...
— Dwa miliony... powtórzył de Kerjean.
— No tak... Czyż więc nie taką cyfrę stanowi majątek de Simeusów?... Twoja żona odziedziczy po rodzicach, ty odziedziczysz po żonie...
— Oh! ileż tych zbrodni!... mruknął de Kerjean.
— Konieczne są... Zresztą czyż ty kiedykolwiek cofasz się przed zbrodnią?.. Przypomnij sobie markiza de la Tour-Landry.. pana de Jussac... przypomnij sobie adjutanta Bandrilla i Renégo de Rieux... Przypomnijno sobie dobrze to wszystko...
— Wiele wiesz, ale tego niewiesz... przerwał de Kerjean, któremu zimny pot wystąpił na skronie, tego nie wiesz że René de Rieux, lubo miałem go za zabitego, żyje... Był tu przed chwilą w kostyumie czarnego pokutnika,.. Wie wszystko.. a przynajmniej się domyśla, i powiedział do Carmeny: Nie jesteś Janiną de Simeuse...
— Tem bardziej potrzeba nam skończyć z tą rodziną... Markiz może mieć podejrzenia jedynie, a podejrzeniami nic nam nie zrobi... Postaramy się zresztą, skoro byłeś tak niezręcznym, iż nie położyłeś go trupem, aby to złe naprawić... Weź te dwie flaszeczki... ta, co zawiera płyn czerwony, posłuży do uczynienia sierotą Janiny, ta druga z płynem bezbarwnym, usunie jedyną poważną do naszego małżeństwa przeszkodę... dozy są dokładnie zastosowane, za dwa miesiące, książe i księżna będą już na lepszym świecie... później pozbędziemy się Carmen... Zniknie wolno, bez żadnych cierpień... będziesz wolny... będziesz bogaty... Trzy miesiące przepędzisz w żałobie... za sześć nową panią baronową de Kerjean wprowadzisz do hotelu Dyabelskiego...
— A z Janiną, z prawdziwą Janiną co się stanie?...
— W godzinę po uroczystości, która mi nada tytuł i nazwisko, nie będziesz już potrzebował się obawiać Janiny... Będzie to mój prezent ślubny dla ciebie... Wszystko zatem ułożone... Zgadzasz się ostatecznie na to wszystko?...
— Muszę!...
— A kiedy działać zaczniesz?...
— Zaraz jutro.
— Nie pomyl się tylko z flaszeczkami... boby to było okropne...
— Niepodobna się wszak pomylić... czerwony płyn dla księcia i dla księżnej, biały dla Carmeny... Wszak prawda?...
— Prawda...
Perina założyła z powrotem maskę i owinęła się w czarne, szerokie domino, pozostawione w buduarze przez kogoś z gości.
— Teraz, mój kochany... rzekła, kładąc nacisk na każdem słowie, nie będę przeszkadzać ci w twojej zabawie, podaj mi ramię, baronie, i poprowadź do salonów; niema potrzeby, ażebyś odprowadzał mnie aż do przedpokoju...
Wyszli z buduaru,
Zaledwie postąpili kilka kroków, właścicielka Czerwonego domu wysunęła rękę z pod ręki barona, zamięszała się w tłum gości i zniknęła z oczu de Kerjeana.
Za chwilę opuściła hotel.