Dom tajemniczy/Tom V/VIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Dom tajemniczy
Wydawca Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy
Data wyd. 1891
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Pantins de madame le Diable
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


VIII.
Perina i René.

Posłyszawszy żebraczkę, wymawiającą te dwa nazwiska, pan de Rieux zatrząsł się cały i nie mógł zdać sobie sprawy, czy nie znalazł się przypadkiem wobec jakiejś nadnaturalnej istoty.
— Więc, panie markizie... dodała Perina, skoro widzisz teraz, że wiem wszystko... zechcesz chyba uwierzyć mi także...
— Na Boga... wykrzyknął René, kiedy ochłonął z pierwszego zdumienia... na Boga, mów, kto jesteś, kobieto...
— Dowiesz się... dowiesz się pan o tem, ażeby mnie przeklinać i błogosławić... Ja winną jestem wszystkiemu złemu... ja popełniłam zbrodnię, ale ja też jedna tylko mogę wszystko naprawić... Tutaj nie mogę mówić jednakże, zaprowadź mnie pan do siebie...
— Daleko ztąd bardzo do mnie, moja kobieto, i nie wiem, czy dojść potrafisz...
— Dojdę... dojdę... choćby nie wiem jak daleko nawet było... powtarzam panu, że już nie cierpię, że już siły mi powróciły...
— Więc chodźmy... szepnął René, niewiedzący, co się z nim dzieje...
Ruszyli, ale Perina za nadto przeceniła siły swoje. Znalazłszy się w obecności pana de Rieux, którego nie spodziewała się już zobaczyć, poczuła się ożywioną, zgalwanizowaną, niby trup strumieniem elektrycznym dotknięty.
Zaledwie jednak uszła jakie sto kroków, zachwiała się i musiała oprzeć o mur, ażeby nie upaść.
— Boże!... Boże mój!... szeptała zrozpaczona... za zbyt dobrze sądziłam o sobie... Teraz, kiedy żyć pragnę... teraz właśnie umieram...
— Odwagi, biedna kobieto!... rzekł René... odwagi... próbuj jeszcze...
— Nie odwagi mi brakuje, panie markizie, ale iść dalej nie jestem w stanie...
Perina prawdę mówiła, wycieńczenie jej doszło do tego stopnia, iż mogła zemrzeć lada chwila, nie naprawiwszy krzywdy, jaką wyrządziła.
Na szczęście, przechodzili ludzie z lektyką... Pan de Rieux kazał w nią wsadzić Perinę, dał adres: ulica de Corisaie, i poszedł obok piechotą.
Zachęceni dobrą zapłatą tragarze, bardzo prędko przybyli na miejsce i zatrzymali się przy sztachetach.
René dobył klucz... otworzył furtkę i powrócił do lektyki.
— Przybyliśmy na miejsce... rzekł... Chodź nieszczęśliwa kobieto...
Perina nic nie odpowiedziała, straciła przytomność.
Szlachcic nie zawahał się ani na chwilę, kazał tragarzom wziąć żebraczkę i przenieść do pawilonu.
A potem zabrał się zaraz energicznie do cucenia nieznajomej, od której miał się dowiedzieć tak ważnych dla siebie rzeczy.
Przekonawszy się, że jedyną przyczyną omdlenia było wycieńczenie, roztworzył zaciśnięte zęby żebraczki i wlał jej w usta kilka kropel silnego kordyału, gdy tymczasem kamerdyner grzał wino z korzeniami i buljon.
Prawie zaraz Perina westchnęła głęboko i otworzyła oczy.
— Zadrżałam z przerażenia przed chwilą... odezwała się do Renégo... kiedy poczułam, że serce mi bić przestaje... Zdawało mi się, że wszystko już dla mnie skończone... że muszę koniecznie umierać... Ale dzięki Bogu, myliłam się... żyję jeszcze...
— Nie wysilaj się... odrzekł René... przedewszystkiem posil się trochę, bo inaczej zemdlejesz...
Rada była dobrą, więc jej Perina posłuchała... Filiżanka mocnego bulionu i szklaneczka gorącego wina wzmocniły nadzwyczajnie ex-mieszkankę Czerwonego Domu.
— Za godzinę... ciągnął pan de Rieux... będziesz mogła zjeść coś posilniejszego, ale w tej chwili mogłoby ci to zaszkodzić...
— Niech panu Bóg wynagrodzi to, co dla mnie uczyniłeś... powiedziała Perina... a mam nadzieję, że wkrótce to nastąpi!... Teraz nie obawiam się już omdlenia... Mogę mówić... tylko zachowaj pan spokój i za pierwszem słowem mojem, nie przeszyj mi serca końcem szpady swojej, chociaż sprawiedliwie na to zasłużyłam... Powtarzam raz jeszcze, że moje życie jest panu potrzebne, przysięgam, że nikt prócz mnie jednej, nie może naprawić tego, co się stało...
— Obiecuję ci wysłuchać spokojnie wszystkiego, cokolwiek mi powiesz... odrzekł René... przysięgam także, że jeżeli naprawdę przeciwko mnie zawiniłaś, gotów ci jestem przebaczyć... Mów więc bez żadnej obawy...
— O!... zawołała żywo Perina... nie zobowiązuj się pan z góry, abyś nie pożałował wkrótce nieroztropnej obietnicy... Przebaczyć mi nie możesz, sama to aż nadto czuję... proszę więc o to tylko, ażebyś nakazał milczenie złości swojej, ażebyś nie zgniótł mnie pod wrażeniem za nadto pośpiesznej zemsty...
— Nie cofam tego, co już raz powiedziałem... odrzekł René... Mów... słucham...
Zegar w małym saloniku wybił godzinę ósmą.
Perina opuściła głowę na piersi, przez kilka chwil myśli zbierała, a potem podniosła oczy na pana de Rieuxa i szepnęła:
— Po dwa razy, panie markizie, pytałeś mnie, kto jestem, a ja ci nie odpowiedziałam na to... Otóż wiedźma jestem...
Twarz Renégo nie okazała ani zdziwienia, ani przestrachu, jakich spodziewała się Perina.
— Wiedźma... powtórzył René, szukając w pamięci... czy to nie tak przezywało pospólstwo kabalarkę, sławną w całym Paryże?...
— Nie myli się pan markiz, tak ją właśnie przezywało...
— A więc?...
— A więc ja jestem, albo raczej ja byłam tą kobietą... tą kabalarką... tą czarowniczą... tą wróżką
— Zapewne źle cię zrozumiałem... Bo jeżeli jesteś tą, o której mówię, to cóż się z tobą stało?...
— Ci, co mnie znali, wierzą w to, że nie żyję. Mój dom, mój majątek, moja twarz i nazwisko, moje wszystko zniknęło... Z przeszłości nie pozostało mi nic, oprócz wyrzutów sumienia, nienawiści i żądzy zemsty...
— Jeżeli tak jest, to bardzo cię żałuję nieszczęśliwa kobieto... przerwał René, ale nie mogę zrozumieć, co za związek istnieć może pomiędzy położeniem twojem a mną, i dla czego oskarżałaś się przed chwilą, iż względem mnie zawiniłaś...
— Nie odgadujesz nic, panie de Rieux... powiedziała Perina bo nie wiesz dotąd, że wiedźma była duszą zaprzedaną baronowi de Kerjean...
— Ty byłaś wspólniczką Kerjeana... ty...? wykrzyknął z oburzeniem.
— Tak, ja... Znałam go i brałam czynny udział w jego zbrodniach... Wszystko, co tylko było przeciwko wam, przeciwko tobie i Janinie de Simeuse uknute, wszystko to było wspólną naszą robotą...
Pan de Rieux pobladł.
— Nikczemna istoto!... mruknął rozwścieczony, zrobiłaś to i śmiesz mi mówić o tem... unieszczęśliwiłaś Janinę de Simeuse i śmiesz się przyznawać do tego przedemną... Albo jesteś waryatką, albo chcesz, żebym cię zabił!...
— Życie moje jest w ręku twojem, panie markizie, ale panuj, proszę cię, nad sobą... Jeżeli nie wysłuchasz mnie do końca, jeżeli moja tajemnica ze mną razem zginie, pogrzebiesz z własnej winy jedyną nadzieję, jaka ci pozostaje... Stałbyś się w takim razie dla Janiny de Simeuse i dla siebie samego większym daleko nieprzyjacielem, aniżeli byJi dla was wiedźma i baron de Kerjean...
René nadludzkim wysiłkiem nakazał umilknąć swojej wściekłości.
— Mów dalej... powiedział głosem zmienionym, nieludzkim prawie.
Albo nie... odpowiedz mi najprzód na zapytania moje i zaklinam cię, prawdę odpowiadaj...
— Pytaj mnie pan, proszę...
— Czy ta, co nosi dzisiaj nazwisko baronowej de Kerjean, jest naprawdę Janiną de Simeuse?...
— Nie.
— Pewny tego byłem... wykrzyknął René. Moje serce nie mogło mnie mylić... Któż więc jest ta kobieta?... kto jest ta druga wspólniczka nędznika... któż ona jest?...
— Awanturnica... włóczęga, obciążona licznemi zbrodniami, skazana na śmierć przez sąd w Nantes, za bigamię i morderstwo...
— O! podłe, piekielne stworzenie!... Ale cierpliwości!... godzina pomsty nadchodzi... Odpowiadaj mi jeszcze... Czy żyje Janina de Simeuse?...
— Żyje.
— Czy to prawda tylko?... czy to prawda?...
— Na wszystko, co mam najdroższego na tym i na tamtym świecie, przysięgam panu, że prawda.
— Jakim sposobem Kerjean oszczędził swoję ofiarę?...
— Kerjean pewny jest, że Janina umarła, a ona, dzięki mnie jednej, została ocaloną...
— Kobieto, jeżeli mi dasz dowód, że mnie nie oszukujesz, przebaczę ci wszystkie twoje występki... Jeżeli naprawdę ocaliłaś Janinę, wynagrodzę cię po królewsku...
— Będziesz miał zaraz tego dowód markizie, a za całe wynagrodzenie, pozwolisz mi wziąźć udział w zemście nad Kerjeanem?...
— Gdzie jest Janina?... zawołał René, nie wierzę w nic, dopóki jej nie zobaczę... Nie chcę stracić ani minuty, prowadź mnie zaraz do niej.
— To niepodobna... niestety...
— Niepodobna, powiadasz?... Dla czego?...
— Bo nie wiem, gdzie się znajduje panna de Simeuse...
— Nie masz jej zatem wcale w swoich rękach?...
— Nie mam.
— Oddałaś ją Kerjeanowi?...
— Powtarzam panu, że baron nie wie o jej istnieniu.
— Więc Janina jest wolną w takim razie?...
— Wolną zupełnie...
— Daleko jest od Paryża?
— Jest w samym Paryżu.
— Kłamiesz!... kłamiesz!... zawołał markiz de Rieux piorunującym głosem. Gdyby Janina była wolną i znajdowała się w Paryżu, to byłaby w pałacu Simeusów u boku księżny, swojej matki, a pan baron de Kerjean, nosiłby czerwony kaftan galernika!... Raz jeszcze powtarzam ci, kłamiesz!...
Perina wstrząsnęła głową.
— Panie markizie... rzekła, zbierz pan całą odwagę, żeby nie upaść pod ciosem, jaki ci zadam. Janina nie wie, że pałac de Simensów istnieje. Biedne dziecko nie przypomina sobie nazwiska swojej matki... Jest wolną... ale jest obłąkaną...



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.