Drobiazgi (Orzeszkowa)/„Pokociło się” i „Dam nogę”
<<< Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | „Pokociło się” i „Dam nogę” | |
Wydawca | S. Lewental | |
Data wyd. | 1892 | |
Druk | S. Lewental | |
Miejsce wyd. | Warszawa | |
Źródło | skany na Commons | |
| ||
Indeks stron |
Scena z życia dwóch braci.
WITOLD GAWDYŁŁO, obywatel wiejski, lat 40.
JADWIGA, jego żona, lat 25.
ZDZISŁAW PRĘDKOWSKI, koroniarz, brat Jadwigi, lat 30.
(Salonik wiejski wygodnie, lecz skromnie urządzony. Na kanapie, przed stołem, zarzuconym dziennikami, siedzi Jadwiga; Witold, w długim wygodnym surducie, stoi przed nią i na rozpostartych rękach trzyma motek włóczki, którą ona zwija).
Mój drogi! prędzéj poruszaj rękoma! prędzéj! prędzéj! bo takim sposobem do wieczora chyba włóczkę tę zwijać będę.
Prędzéj! prędzéj! a to dopiéro niewiasta, w gorącéj wodzie kąpana! mnie łokieć już tak zbolał, że niech Pan Bóg broni, a ona jeszcze: prędzéj! wszystko jéj prędzéj! czysta koroniarka z ciebie!
No, przepraszam, przepraszam cię, kiciu! Tak mi się to jakoś niechcący wypstryknęło. Ale bo, widzisz, duszeczko, to ten Zdzisław draźni mię trochę temi swemi koroniarskiemi bzikami. Odkąd przyjechał tu trejkocze a trejkocze, a to czemu nie ubierzesz się staranniéj? a to: czemu u was meble takie staroświeckie? a to: czemu zaprząg taki...
Widziu! kłębek mój! kłębek!
Oj, pokociło się! pokociło się! pokociło! (Wsuwa głowę pod kanapę; Jadwiga, śmiejąc się, popycha nogą kłębek, który zatacza się pod fotel. Witold biegnie ku fotelowi, ciężko upada na klęczki i wsuwa głowę pod fotel. Śmieją się oboje).
Koci się! koci się! Jezus, Panna Marya! ot i znowu pokociło się!
ZDZISŁAW (Staje we drzwiach w eleganckiém ranném ubraniu, z laseczką w jednéj ręce, a cylindrem w drugiéj).
Co się stało? Jadwisiu, zlituj się, co się tu u was stało? koci się! okociło się! pod fotelem... w salonie... Adio! daję nogę i nie zobaczycie mię, jak na obiad!...
Zdzisiu! dajże pokój z żartami temi... chodź.
Co dajesz? co dasz? nie dosłyszałem, nogę... czy co? jak to: dasz nogę? komu? na co? za to? żebyś jeszcze rękę dawał, no, to połóżmy...[1] ale jakże to można dać nogę? co?
Cóż dziwnego, szwagierku? usłyszawszy wchodząc rozpaczliwe wołanie twe, mniemałem, że miał tu miejsce wypadek... nieestetycznéj wcale natury, a że właśnie przed chwilą napawałem wzrok mój cudowną zielenią niw, a powonienie uroczą wonią kwiatów, nie chciałem rozkosznych wrażeń psuć trywialnością gospodarskiéj katastrofy i zawołałem: dam nogę! to jest: ucieknę.
Ach! będę teraz wiedział, że: ucieknę! mówi się w języku panów koroniarzy: dam nogę!
Nie inaczéj, szwagierku, i jeżeli zechcesz być sprawiedliwym, podziwiać będziesz dosadność, co mówię, artystyczną plastyczność wyrażenia tego. Przez jakiż bowiem znak zewnętrzny objawia się ucieczka? Przez przyśpieszone stąpanie. Co czyni człowiek, który pośpiesznie stąpa? Posuwa on nogi swe prędko, coraz prędzéj. Kędyż posuwa je? pośród przestrzeni, w objęciach któréj szuka ratunku przed nienawistném lub zatrważającém zjawiskiem. Czémże więc jest w saméj istocie swéj owa mechaniczna czynność, dokonywana przez ustrój uciekającego człowieka? Najpewniéj, nie jest ona czém inném, jak tylko podawaniem, lub téż dawaniem nóg jego przestrzeni. Dixi.
Dużajmy się! dużajmy się! co prawda, zbyt często panowie litwini mówicie o tém, że przewyższacie nas na polu pracy i czynu, tak często, że mamy już tego dosyć...
Jeżeli wy możecie wyśmiewać się z mówienia naszego, niechże i nam wolno będzie błędy wasze wytykać. Mamy tego dosyć, jest wyrażeniem wcale nie polskiém, ale galicyzmem, czystym przekładem z francuzkiego: vous en avez assez. Litwini téż umieją czasem po francuzku tylko, że, mówiąc po polsku, z fancuzkiego[7] tłumaczyć zwyczaju nie mają. Myśmy wierni mowie ojców naszych.
Znowu przechwałki!
Wcale nie przechwałki, bo, jak żyję, nie słyszałem, żeby było rzeczą lisznią[8] mówić prawdę. A prawdą jest, żeśmy od was, panowie koroniarze, pracowitsi, wytrwalsi, poważniejsi, moralniejsi...
Skromniejsi...
E! kochanieńki, daj pokój, tylkoż już ze skromnością daj pokój i brakiem jéj nam nie przytykaj, bo wié o tém dobrze świat i korona polska kędy to najżyźniéj urodziła blaga...
Wiem, wiem! w Koronie! wiecznie nam blagę tę w oczy rzucacie, ale mamy już tego dosyć! Muszę ja raz z tém skończyć i wytłomaczyć tobie, szwagierku, w szczególności, a całéj twojéj Litwie w ogóle, czego to właściwie objawem jest ta, tak przez was okrzyczana, blaga. Owóż, wiedziéć macie, że istnienie blagi w kraju jakimś dowodzi współrzędnego istnienia w nim cywilizacyi... czémże bowiem jest blaga, jeżeli nie naśladowaniem i udaniem wszystkiego, co świetne, wytworne, wielkie i piękne... słowem cywilizowane. A któż naśladować może to, czego nie widzi, nie słyszy, nie dotyka? gdzie są naśladowcy, tam musi być wzór; gdzie więc istnieje blaga, tam musi istniéć i cywilizacya...
Otóż przewróciłeś kota do góry nogami!... No, już ja ciebie, braciszku, winszuję z takim wyobrażeniem o bladze i cywilizacyi.
No, cóż tam wielkiego, Jezus, Panna Marya! chciałem powiedziéć: winszuję tobie... i tak mi się to jakoś w innych przypadkach wypstryknęło... Ale powiedz że mi i ty z łaski swojéj, co to znaczy: nie wtrynisz we mnie?... jak żyję, nie słyszałem...
To jest, szwagierku, lapsus linguae, czyli: poślizgnięcie się języka...
Aha! to i wam także języki ślizgają się czasem, choć jesteście tak cywilizowani, że aż macie blagę... A co się tycze téj cywilizacyi... to, jeżeli mię słuch nie omylił, powiedziałeś, że na Litwie cywilizacyi niéma ani ksztynki...[9]
Jako żywo, nigdy o żadnéj krztynce nie mówiłem...
Boże! jaką mi te sprzeczki przykrość sprawiają!
Powiedziałeś kochanieńki...
Mój Widziu...
Nie przeszkadzaj, kiciu, bo zapomnę, co miałem powiedzieć... (do Zdzisława): powiedziałeś kochanieńki, powiedziałeś, że litwini ciemni, jak tabaka w rogu, barbarzyńcy... Naturalnie, naturalnie, my ciemni, barbarzyńcy, ani słowa! Powiedz mi tylko z łaski swojéj: zkąd to był rodem Mickiewicz? co? słyszysz, braciuszku? Adam Mickiewicz! musi być z ucywilizowanéj korony był on rodem, co?
Wiem, wiem, słyszałem tysiąc razy! Mickiewicz jast[10] konikiem, na którym zawsze jeździcie, ilekroć zamarzy się wam o wyścigach z nami... Prawda, Mickiewicz był litwinem. Posiadacie tę wielką chlubę przeszłości waszéj. Ale myśmy postępowi, więcéj myślimy o teraźniejszości, niż o przeszłości... Wejdźmy na pole teraźniejszości i tu dopiéro (z ironją) dużajmy się...
Powtarzasz pan wyrażenia moje... ale cóż zrobić... znosić trzeba... a przy tém...
Mój Witoldzie...
W dziedzinie rolnictwa: gospodarstwo płodozmianne...
Jest i u nas, jest i u nas!...
Gdzie?
No, tak... tędy owędy...
Aha! rozumiem. W dziedzinie przemysłu: miasta fabryczne takie, jak Łódź, Zgierz...
Niemieckie kochanieńki, niemieckie...
Pal djabli! prawdę mówi! (głośno i śmiało); co zaś do umysłowości: zkąd na wiejskie ustronia wasze leje się rosa, deszcz, co mówię, ulewa myśli i wiedzy, w postaci tych oto (wskazuje na stół z dziennikami), tych oto wytworów pracy naszéj, postępu naszego...
Takież tam wytwory... Jezus, Panna Marya!
Co? co? co? jak za grosz pistolet! Otóż to wdzięczność wasza za to, że oświecamy was i cywilizujemy! Otóż to ocena, którą praca nasza spotyka od panów litwinów! To już doprawdy przechodzi wszystko! to już daléj nie idzie! (porywa ze stołu zeszyt „Ateneum“ i przyskakuje z nim do Witolda). Patrz! patrz na szacowne wydawnictwo, czy i ono także, jak za grosz pistolet?
Hm, to prawda. Pismo to porządne, niéma co mówić, porządne, seryozne, człowiek się zeń dużo nauczyć może... (uderzając się dłonią w czoło) ależ... aha! Kto wydaje te piękne książeczki? powiedz! kto to taki i jak się nazywa?
Któż? Spasowicz. To wiadomo. I cóż ztąd?
A gdzież on urodził się, ten wielki mówca... ten szlachetny obywatel kraju... ten... ten... E, o nim, panie dobrodzieju, skórę wołową można-by zapisać i jeszcze by nie stało... Gdzież on urodził się: musi być na waszém Królestwie! co! Ehe! urodził się on w gubernii Mińskiéj, którą geografowie nie uśpieli jeszcze w granice waszego Królestwa włączyć... ha! ha! ha!...
Redaktor: Oskierko! Jak żyję, nie słyszałem, żeby Oskierkowie byli koroniarze...
Ale czyż to jedno Ateneum jest na świecie... masz oto starożytne, zasłużone, pełne różnych osobliwości, pismo, prenumerujesz je przecie...
A! Tygodnik Illustrowany!... Prawda, że nie litwin... (z nagłym tryumfem): Ale żonaty z litwinką! Jak Boga mego kocham, dokumentalnie wiem, że żonaty z litwinką... z Lidzkiego powiatu... czy co?
Słowem, żeby nie było litwinów i żonatych z litwinkami, świat skończył by się dziś albo jutro... (przerzuca gazety i jedną z nich wysoko podnosi). Eureka! Aleksander Świętochowski... Pióro świetne jak tęcza, a ostre jak sztylet... Znakomity publicysta, autor Helwii, Niewinnych, nowelli O życie, etc., etc.. Ten chyba litwinem już nie jest...
Powiadają coś o nim... że... kacerz!... (po namyśle): Ale taki pięknie pisze, niéma co mówić! Jak on, panie mój, w Helwii Cezara tego stremendził[11], to aż mię aniołowie do nieba brali, albo w Borucie nędzę tych Szlązaków tak opisał, że płakaliśmy z Jadzią obok, jak bobry... Co prawda, to prawda... (przykładając sobie rękę do czoła). Ależ ja słyszałem o jakichś Świętochowskich na Litwie!... jak Boga mego... (z wybuchem): Ot i znałem nawet pannę Świętochowską, gdzieś w Grodzieńskiém... Jadziu, prawda, że znałem? Zdaje się nawet, że się w niéj podkochiwałem troszynkę... przed poznaniem się z tobą, Jadziuniu, przed poznaniem... Tak, tak, to litewska familia, ci Świętochowscy... a tylko on jeden... ten tam Aleksander, jakimściś przypadkiem do Korony zakocił się...
Czy wiecie, moi drodzy, że tak mię nudzicie temi wiecznemi...
Ależ nie przeszkadzaj, lubciu, bo zapomnę... Ot i zapomniałem! A takiego cóś ważnego miałem na języku... O! przypomniałem... (do Zdzisława): Kraszewski jest litwinem!
Urodził się w Warszawie.
Co tam, że urodził się! Taki człowiek, jak on, wybornie bez urodzenia się swego obejść się może... Ale rodowe gniazdo jego...
No tak, tak! Ale... czyliż nam brak ludzi znakomitych na wszystkich polach, abyśmy o jednego spierać się musieli! Naprzykład, lekarze nasi: Chałubiński, Baranowski, Kosiński...
I u nas! i u nas! Nieboszczyk Wróblewski, nieboszczyk Habicht, nieboszczyk Zdanowicz...
A światłość wiekuista niech im świeci... nasi żyją i prosperują...
Nasz Cywiński téż żyje...
Cieszę się tém. Ale idźmy daléj. Artyści dramatyczni: Królikowski, Żółkowski, Modrzejewska, Derynżanka, Popiel...
I u nas! i u nas! Był Surewicz, była Palińska...
Nasi są i świat wogóle, a prasę w szczególności sobą napełniają...
Na miłość Bozką! człowiecze! idżże po rozum do głowy! Jakim że sposobem, gdzie nasi artyści dramatyczni być i świat napełniać sobą mogą? Nieszlachetnie jest wymawiać komuś niedostatki, pochodzące z niezależnych od niego okoliczności!
Prawda... przepraszam... ale przecież malarstwo nie ulega już chyba okolicznościom niezależnym... Gdzież są wasi wielcy malarze? u nas: Matejko...
Galicyanin...
Ale nie litwin... Brandt, który na obrazach swych podpisuje się: Brandt z Warszawy, dla tego zapewne, aby go sobie w przyszłości Litwa nie przywłaszczyła.
Siemiradzki nasz!...
Siemiradzki nie jest ani litwinem, ani koroniarzem... Jest on rzymianinem; bo do dzieł swych bierze zawsze siużety rzymskie...
Siużety rzymskie! Dobry to rzymski siużet, który najpiękniejszą i najdroższą pracę swą ofiarował w darze Sukiennicom krakowskim, który głośno i śmiało mówi wszędzie i wszystkim: kim jest i jaka matka go rodziła... E! daj Boże, aby panowie koroniarze jak najwięcéj takich rzymskich siużetów mieli... żeby wszyscy w takie siużety przemienili się... Wtedy to dopiéro przyznalibyśmy im wyższość nad nami.
Bagatelka! chce, abyśmy przemienili się w pięć milionów Siemiradzkich... żąda cudu, aby szacunek nam swój ofiarować... ale mniejsza o to, myśmy i bez cudu żadnego koroną kraju...
To prawda... a my już chyba tem tylko, co pod koroną.
Więc, niby... głową?
Musi być...
Zdzisiu! proszę cię: skończ tę sprzeczkę! Zdzisiu mój drogi, ustąp!..
Dla ciebie to zrobię! co tam zresztą. Witold poczciwy, a tylko uparty i zarozumiały, zwyczajnie jak litwin!
Otóż i znowu, otóż i znowu wymyśla nam od upartych i zarozumiałych! Powiedz, Jadziu, powiedz że mu ty, duszeczko, czy ci źle jest na Litwie między litwinami? czy żałujesz, żeś za litwina poszła? czy ja jestem tyran, okrutnik, barbarzyńca...
Ależ nie, nie, Witoldzie. Nietylko bratu memu, ale i całemu światu, w każdéj chwili powiedziéć jestem gotową, żem ani przez jedną chwilę nie pożałowała tego, iż pomimo uprzedzeń rodziny, pożałowała a po części i własnych, zdecydowałam się zostać twoją żoną... Litwa jest piękną, malowniczą, uroczą krainą, a tyś najlepszym z mężów...
Słyszysz, kochanieńki, co? czy o którymkolwiek koroniarzu z ust kobiecych wyjść może podobne zdanie?
O! dla Boga! czemuż-by nie! wychodzą różne i jeszcze lepsze; lecz co się tyczé natury litewskiéj, w żaden sposób zgodzić się nie mogę na oddawane jéj przez Jadzię pochwały.
A toż dla czego?
Znasz ty ten kraj, w którym Karpaty się wznoszą?
A ten... ten... w którym odwieczne puszcze wiewają...
Sam wasz Kraszewski opiewał Wisłę... (deklamuje):
„Wisło moja, Wisło szara, czemu mętne wody twoje?
„Jakże mętne być nie mają, kiedy do nich łzy padają.
„Wilia naszych strumieni rodzica, dno ma złociste, a niebieskie lica, piękna litwinka...“ (uderza się dłonią w czoło i staje) ależ u nas natura, to, Jezus, Panna Marya, jaka piękna! Białowiezka puszcza... sosny pod niebo... u stóp sosen mech... brusznice i co tam więcéj... aha! żubry! żubry, panie mój, ostatnie w Europie żubry... czy to psy? co?
U nas żubrów niéma, ale téż i niedźwiedziów niéma...
Czy to przytyk do... do tego, że to my litwini... niedźwiedzie?
Boże! oni się naprawdę pokłócą, jak tylko do niedźwiedzi przyjdzie, to już źle... (wstaje, zamyśla się, po chwili z figlarnym giestem): Poczekajcie! zaraz ja was pogodzę! (wybiega)!
Pocóż bo zaraz wszystko brać do siebie, chyba na téj zasadzie, że sztuknąć w stół, nożyce się odezwą...
Sztuknąć! sztukać! sztuka! sztukają! Jak panowie koroniarze pięknie po polsku mówią, to aż miło... Ale... ale... zapomniałem zapytać się o h. Coście zrobili z naszém h? z naszém ojczystém, piękném, z naszém ukochaném h? coście uczynili z tą cząstką narodowéj spuścizny naszéj, z tą zgłoską, którą ojcowie nasi wymawiali, gdy mówili honor? Gdzieżecie je pochowali?[13] Czemuście ją na potratę[14] oddali? Mówże pan! odpowiedzi oczekuję! gdzie jest...
Jakie ch? co za ch? nie rozumiem.
Nie rozumiész! zapewne! powiedz-że: honor.
No, chonor, chonor i cóż z tego.
To, że mówi się po polsku nie chonor, ale honor; nie cherbata, ale herbata; nie chotel, ale hotel; nie chrymnąć, ale hrymnąć...[15] H... h... h... h... słyszysz, kochanieńki, h...
Ależ mniejsza o to! mniejsza o to! aż mi w uszach od waszego ch zachuczało! Prawdę mówiąc, bez tego waszego ch wybornie żyć można... ale... bez czego życia nie pojmuję, to... to... zgadnij!
O nie! bez takich kobiet, jak nasze koroniarki...
O Jezus, Panna Marya, i cóż tam takiego wielkiego te wasze kobiety?
Pełne gustu i estetyki...
Strojnisie!
Pełne wdzięku...
Kokietki!
Wymowne...
Wygadane!
Ładniutkie...
Malowane!
Lafiryndy... fertki...
O! za pozwoleniem! z pomiędzy tych to, jak je nazywacie lafirynd i fertek, wyszedł cały szereg kobiet bohaterek, kobiet uczonych i poetek, zaczynając od Wandy, która wolała rzucić się w objęcia śmierci, niźli niemca...
Galicyanką była nie koroniarką... z Krakowa rodem...
Potém Jadwiga, która dla dobra kraju oddała rękę swą barbarzyńcy Jagielle.
Wielki to był dla niéj zaszczyt...
Chrzanowska... która...
E! oklepana historya!
A teraz... czy istnieje u was, jak u nas, liczne grono kobiet autorek, redaktorek i instytutorek, — kobiet, które działają na polu publicznych prac i zasług, które...
A czy w przędzeniu żadne nie zachodzą pauzy?
Jakie pauzy? co za pauzy? Niéma żadnych pauz! Są one skromne...
Gęsi...
Oszczędne...
Flądry...
Gospodarne...
Kucharki...
Dobre matki...
Kokosze...
Wierne żony...
Różnie bywa...
Co? co? co? czy dobrze słyszałem? Różnie bywa... znaczy to, że... czasem bywa... E! tego już za wiele! czarne kalumnie wasze dosięgły już cnoty i niewinności matek, żon i siostr naszych... paskudném podejrzeniem dosięgły aż do naszych ognisk domowych... Tego już za wiele... mówiłeś: gęsi! zcierpiałem...
Mówiłeś: fertki, — zniosłem.
Mówiłeś: flądry, — przebaczyłem.
Rzekłeś: lafiryndy, — nie dosłyszałem.
Kucharki, kokosze, — uśmiechnąłem się tylko szydersko...
Malowane... wygadane, — puściłem mimo uszu...
Ale „różnie bywa“ o! Jezu, Panna Marya, panie dobrodzieju mój, tego „różnie bywa“ ani ścierpiéć, ani przebaczyć nie mogę. To: „różnie bywa“ jest pieczęcią, którą pan przypieczętowałeś wszystkie... wszystkie... dzisiejsze blagi i... i... impertynencye swoje... których nadal nie życzę sobie we własnym domu... zno... zno... znosić!...
Znaczyć to ma, że mi pan dom swój wymawiasz... Postępek ten, ze strony pana, jest bardzo dobrze... Gościnność, ta sławna gościnność litewska, o któréj tyle słychać za górami, daléj już iść nie może! I owszem... i owszem... rad nawet jestem, że zajście to skróci pobyt mój w tém pół dzikiém miejscu, w którém nudziło mi się śmiertelnie... (porywa laskę i kapelusz). Za kwadrans już mnie tu nie będzie... choćbym miał pieszo ztąd wyjść... muszę tylko pożegnać siostrę... Pozwolisz pan, że chwilę jeszcze poczekam tu na moję siostrę... (siada przy stole, ukrywa twarz w dłoniach i mówi do siebie): Biedna siostra moja! biedna Jadwiga za barbarzyńcę Witolda wydana.
Cości niegrzecznie znalazłem się... Jadzia będzie zmartwiona... Ale już taki i święty nie wytrzyma téj koroniarskiéj impertynentności... Fumy, panie dobrodzieju mój, fumy... blaga... płochość i do tego — złość... O złość! wygaduje na nas, głumi się[16] nad nami, a potém jeszcze o kobietach naszych powiada: „różnie bywa!“ Dość już tego! — nadojadło![17].
..........„ty jesteś jak zdrowie,
Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowié,
Kto cię stracił. Dziś piękność twą w całéj ozdobie
Widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie”.
(Nie podnosząc oczu z nad książki, siada na fotelu; ciszéj w zamyśleniu powtarza): Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowié, kto cię stracił!... (Zdzisław podnosi twarz i patrzy na siostrę).
Kto cię stracił!
Panno święta, co Jasnéj bronisz Częstochowy
I w Ostréj świecisz bramie!
........................
Jak mnie dziecko do zdrowia powróciłaś cudem,
Tak nas powrócisz cudem na ojczyzny łono...
Powrócisz!
Jasnéj bronisz Częstochowy i w Ostréj świecisz bramie...
Tymczasem, przenieś duszę moją utęsknioną
Do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych,
Szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnionych;
Do tych pól malowanych zbożem rozmaitém,
Wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem,
Gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała,
Gdzie panieńskim rumieńcem dzięcielina pała,
A wszystko przepasane, jakby wstęgą, miedzą
Zieloną, na niéj zrzadka ciche grusze siedzą...
Jakie to piękne!...
Co za język!..
Cudowny!...
Choć kaleczymy go...
To i cóż! Ale w dziełach geniuszów, panie dobrodzieju mój!...
Wznosi się on nad niedołęztwa nas pospolitych biedaków i dusze nam czaruje...
Aj, aj! jak czaruje!
Śród takich pól przed laty, nad brzegiem ruczaju,
Na pagórku niewielkim, we brzozowym gaju,
Stał dwór szlachecki, z drzewa, lecz podmurowany,
Świeciły się zdaleka pobielane ściany,
Tém bielsze, że odbite od ciemnéj zieleni
Topoli, co go bronią od wiatrów jesieni...
Pamiętasz, Jadziu? tak właśnie wyglądał dworek rodziców naszych... tam... nad Pilicą. Opuściliśmy go w dzieciństwie jeszcze, wraz z odjeżdżającym na zawsze ojcem i nigdyśmy już tam więcéj nie wrócili...
Nic to, duszeczko! nie martw się, kiciu! Tak samo chwała Bogu wyglądają dotąd jeszcze Szydoszyszki nasze!...
Takie dwory wiejskie, to prawdziwa pamiątka, to karta z historyi obyczaju naszego, która dziwnie jakoś do serca przemawia...
Aj, aj! jak przemawia!...
Bo jest on obyczajem ojczystym, naszym, wspólnym... (Witold i Zdzisław zwracają się ku sobie twarzami, ale nie patrzą na siebie, Jadwiga przerzuca karty). Alboż ten ustęp z muzyki Jankiela! (Czyta).
Muzyk bieży do prymów, przerywa takt, zmąca,
Porusza prymy, bieży z drążkami do basów,
Słychać tysiące coraz głośniejszych hałasów.
Takt marszu, wojna, atak, szturm, słychać wystrzały,
Jęk dzieci, płacze matek... Tak mistrz doskonały
Wydał okropność szturmu, że wieśniaczki drżały,
Przypominając sobie ze łzami boleści.
O, jak potężnie z kilku wierszy tych przemawia przeszłość...
Z całą boleścią swoją...
Aj! aj! i jaką...
(Witold i Zdzisław podnoszą oczy i patrzą chwilę na siebie w milczeniu).
No, uściskajcie się bracia! prędzéj!
Prędzéj! wszystko jéj prędzéj!
Witoldzie! ona ma racyą...
Musi być ma... ale...
Co tam za ale... Ja nic już nie pamiętam i ty zapomnij i przebacz... (roztwiera szeroko objęcia) drogi! kochany, „Pokociło się!“
Najdroższy, „dam nogę!” (ściskają się i całują serdecznie).
Prawda! prawda!
Święta prawda! (przestaje całować i przez chwilę w milczeniu patrzy w oczy Zdzisławowi, potém z wyrazem prośby i zarazem tryumfu w głosie): A taki, kochanieńki, Mickiewicz był litwinem!
- ↑ Przypuśćmy.
- ↑ Bryczka terkocząca.
- ↑ Zapewne.
- ↑ Pomimo wszystko.
- ↑ Garbarze.
- ↑ Probójmy kto silniejszy.
- ↑ Błąd w druku; powinno być – francuzkiego.
- ↑ Zbyteczną.
- ↑ Odrobinki.
- ↑ Błąd w druku; powinno być – jest.
- ↑ Zgniótł, zdruzgotał.
- ↑ Błąd w druku; powinno być – rozpaczliwym.
- ↑ Schowali, ukryli.
- ↑ Na zatracenie.
- ↑ Upaść, runąć.
- ↑ Znęca się.
- ↑ Sprzykrzyło się.
- ↑ Brak otwarcia nawiasu.