Drobne poezye prozą/Przedmowa
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Przedmowa |
Pochodzenie | Drobne poezye prozą |
Wydawca | Księgarnia D. E. Friedleina, E. Wende |
Data wyd. | 1901 |
Miejsce wyd. | Kraków, Warszawa |
Tłumacz | Helena Żuławska |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały zbiór |
Indeks stron |
Właściwie... arcydzieł nie powinno się tłumaczyć, bo zawsze na tem tracą. A już przedewszystkiem nie należy czytać tłumaczeń, gdy można czytać oryginał. — Te uwagi, nie licujące z celem przedmowy do tomiku tłumaczeń, cisną mi się pod pióro. Mimo to przyznać muszę, że przekłady mają wielką racyę bytu. Zapoznają one z obcemi arcydziełami tych, którzy z jakiegokolwiek powodu w oryginale czytać ich nie mogą, a co ważniejsza, są częstokroć pobudką do poznania pierwowzoru, do zaczerpnięcia wody u źródła, którego one są tylko nikłym odpływem. Nie potrzeba na to przytaczać przykładów; są one dostatecznie i powszechnie znane.
Naturalnie mam tu na myśli tłumaczenia, będące mniej lub więcej wiernem odtworzeniem wzoru, — ich całą zaletą jest właśnie wierność. Wielcy poeci tłumaczą inaczej: ani Mickiewicz Byrona, ani Słowacki Kalderona nie odtwarzali, lecz przetwarzali. Im nie chodziło już o wierność, lecz o ducha utworu, którego nawet, jak Słowacki, nie wahali się według własnego usposobienia przetwarzać. A jednak to nie-wierne tłumaczenie wielkich poetów przez wielkich poetów jest najwierniejsze, bo jest tem, czem pierwowzór: arcydziełem.
Baudelaire, jeden z największych nowożytnych geniuszów poetyckich, nie doczekał się jeszcze takiego tłumacza, choć nań zasługuje. Przekłady A. Langego i Adama M-skiego niektórych wierszy z »Fleurs du mal« są bezwątpienia piękne i dobrze zrobione, ale — to jeszcze nie to, coby być mogło i powinno. »Poemes en prose« o ile wiem, w ogóle dotąd w całości ani w większych częściach tłumaczone nie były. Niechże niniejszy przekład ten brak tymczasowo przynajmniej usunie.
Tłumaczka, po raz pierwszy zresztą na tem polu występując, nie kusiła się nawet o zupełne dorównanie wzorowi: na to trzebaby poety równie wielkiego, jak Baudelaire. Wszystko, co mogła osiągnąć — i mojem zdaniem osiągnęła — to czystość języka i wierność przekładu. Sądzę zatem, że bez obawy, owszem z pewną otuchą może oddać swą pracę w ręce czytelników. A praca to, trzeba dodać, nie lekka, zwłaszcza jeśli się zważy trudności, które nastręcza sposób wyrażania się, a jeszcze więcej sposób myślenia i obrazowania tego poety!
„Poemes en prose“ są tak mało u nas znane i czytane... A jest tam przecież kawał żywej, nieubłaganie krytycznej i szyderczej, a uczuciem drgającej do głębi i w tych sprzecznościach rozpaczliwie krzyczącej współczesnej duszy człowieczej. Kawał, mówię, bo czasem wątpię, czy ta dusza dzisiaj ogóle jako jednolita całość istnieje.
W Krakowie w grudniu 1900.